Zapewne wszystkim miłośnikom przygód superbohaterów znana jest komiksowa postać Batmana - człowieka-nietoperza wymierzającego sprawiedliwość na ulicach miasta Gotham City. Z niezwykle popularnej historii obrazkowej został przeniesiony na ekran przez Tima Burtona, którego dwa filmy -
Batman oraz
Powrót Batmana - odniosły niebywały sukces i zostały uznane za najlepsze w swoim gatunku. Wszystko to za sprawą znakomitego aktorstwa, rewolucyjnych efektów wizualnych a także ponadczasowej muzyki Danny`ego Elfmana zaliczanej do najwybitniejszych "filmowych" partytur, jakie kiedykolwiek powstały. Niestety na Batmanie postanowiono jeszcze raz zarobić i w 1995r. zrealizowano jego trzecią część -
Batman Forever. Reżyser Joel Schumacher stworzył tandetny, krzykliwy obraz znacznie odbiegający od fascynującej wizji Burtona, w której dominowały pociągający mrok i niepokój. Jest w nim efekciarska scenografia i kostiumy, a także karykaturalne aktorstwo. Co ciekawe, w
Batmanie Forever występują same znakomitości, takie jak: Jim Carrey, Nicole Kidman czy Tomy Lee Jones. Niestety są to chyba największe potknięcia w karierach wymienionych artystów. Tak więc w filmie zawodzi niemal każdy element... poza muzyką Elliota Goldenthala.
Kompozytor napisał dzieło z jednej strony nawiązujące do kompozycji Elfmana, a z drugiej bardzo oryginalne. Oprócz tradycyjnej orkiestry symfonicznej zastosował elektronikę oraz mnóstwo nowatorskich patentów, za które go szczególnie cenię. O dziwo, ów score został niepochlebnie oceniony przez krytykę, która, według mnie, bezmyślnie skonfrontowała go z pierwszymi Batmanami i wrzuciła do jednego worka z pozostałymi składnikami artystycznymi filmu. Dlatego pragnę zachęcić wszystkich, aby nie sugerując się opiniami o filmie, bez uprzedzeń wysłuchali score`u.
Od razu należy powiedzieć, że omawiana muzyka jest bardzo dynamiczna, ostra w brzmieniu i wręcz chaotyczna. Jedni uznają to za wadę, inni za zaletę. Ja zdecydowanie należę do tych drugich, bo uważam, że ten swoisty "bałagan dźwiękowy" i pomieszanie stylistyczne są jednymi z głównych czynników stanowiących o oryginalności partytury i w pewnym sensie ratują niektóre sceny filmu. Gdyby np. nie muzyczna ilustracja poczynać Człowieka-zagadki (zaskakująco słabo granego przez Jima Carrey`ego), widz mógłby odebrać je jako wyjątkowo mało wyrafinowane wygłupy, a nie jak groteskę. Oczywiście wielu słuchaczy może razić gwałtowność i chaotyczność utworów, jednak myślę, że w tym wypadku jest to kwestia gustu, a pomysłowość i warsztat kompozytora powinien docenić każdy.
Czterdzieści pięć minut materiału zamieszczonego na płycie podzielono na osiemnaście utworów (często bardzo przewrotnie zatytułowanych). W pierwszym z nich -
Main Titles and Fanfare po raz pierwszy wybrzmiewa rewelacyjny temat przewodni. Jest znacznie krótszy i bardziej dostojny od elfmanowskiego, ale bardzo podobnie zaaranżowany. Słyszymy w nim bowiem rozbudowaną sekcje instrumentów dętych blaszanych, "groźne" smyczki i marszowe wstawki werbla. Trzeba przyznać, że Goldenthal znakomicie wybrnął z trudnego zadania, jakim było skomponowanie nowego tematu, zastępującego pierwotny, już i tak doskonały. Jego wersja jest równie charakterystyczna, choć może nie tak łatwo wpadająca w ucho, zachwyca potęgą i siłą. Poza tym motyw przewija się niemal w każdym utworze, a mimo to nie nuży. Świadczy to niewątpliwie o mistrzostwie kompozytora. Oczywiście cała kompozycja nie opiera się wyłącznie na jednym temacie, to swoista mozaika stylów, od dwudziestowiecznego symfonicznego, przez jazzowy, po formy taneczne. A najciekawsze są te utwory, w których się one łączą. Moim ulubionym jest zdecydowanie
Gotham City Boogie. Rozpoczynają go niezwykle efektowne, złowieszcze figuracje skrzypiec, gnające niczym stado szerszeni. Po kilku sekundach na słabą część taktu wchodzi "walking-bass" fortepianu i kontrabasów i dopiero po ustabilizowaniu się tak oryginalnej podstawy wyłania się wygrywana przez instrumenty dęte blaszane melodia, co chwilę ozdabiana jazzowymi tremolami wargowymi. Zdradzę, że podczas słuchania tego kawałka, serce mi biło szybciej niż zwykle. Zresztą większość utworów ma w sobie taki dynamizm. Chyba najbardziej "nakręcony" jest
Nygma Variations, który jednak przez wielu słuchaczy może być nie do zaakceptowania. Style zmieniają się tu dosłownie jeden po drugim. Przez moment słyszymy marszowe takty, a zanim się obejrzymy, już dochodzą nas cyrkowe melodie, ekspresjonistyczne skrzypcowe sola czy dziwaczny bulgot syntezatorów. O ile w filmie to się sprawdza, o tyle na płycie jest ciężkie do strawienia. Na szczęście takich skrajności nie doświadczymy już w żadnej innej pozycji omawianej płyty. Nieco wytchnienia daje nam kompozytor w
Chaise Noir, ilustrującym wątek romantyczny głównych bohaterów. To bardzo pociągający temat, wygrywany na przemian przez trąbkę i fortepian ze smyczkami w tle. Ma bardzo tajemniczy klimat, przywodzący na myśl mokre, zadymione ulice ciemnego miasta.
Znacznie pogodniejsze są na pewno tańce - rumba, fokstrot, walc i tango - zgrabnie połączone w jedną całość w utworze
Mr E`s Dance Card. Jednak, jak już wcześniej powiedziałem, są to tylko oddechy pomiędzy mrocznymi, surowymi frazami. W całym dziele można wyodrębnić jeszcze parę motywów, ale są na tyle mało charakterystyczne, że omawianie ich mogę sobie darować. Partytura zawdzięcza swoją atrakcyjność przede wszystkim niekonwencjonalnym dla muzyki filmowej rozwiązaniom, takim jak: użycie nietypowych instrumentów, nieregularne rytmy perkusji czy ciekawe podbarwienia dźwięku elektroniką. Poza tym nie jest to muzyka w typie hollywodzkim. Słychać w niej wyraźne - twórcze - inspiracje dwudziestowiecznymi kompozycjami europejskimi, a w szczególności Prokofievem i Lutosławskim. Nie ma więc mowy o jakiejkolwiek wtórności.
Reasumując,
Batman Forever jest bardzo ciekawą pozycją w dorobku kompozytora a także najoryginalniejszą muzyczną ilustracją przygód superbohatera, jaką słyszałem. Różnorodność stylistyczna i oryginalność, a przy tym dobry odbiór poza obrazem każą mi wystawić ocenę nie mniejszą niż cztery gwiazdki. Zdaję sobie również sprawę, że dla wielu słuchaczy score może okazać się ciężki w odbiorze z powodu panującego w nim "chaosu". No cóż, rzecz gustu - dla mnie to artystyczny nieład.
Zobacz również, co o tej muzyce piszą inne serwisy:
SCORE AFICIONADO - POLSKA STRONA O MUZYCE FILMOWEJ
KLUB MIŁOŚNIKÓW FILMU
POPRZEDNIA STRONA