|
|
|
|
.: KOMIKS :: POLSKA :: ROK 1997 :: BATMAN #75 :.
|
|
Nr/rok:
2/1997 [75]
Format:
B5
Papier:
offsetowy
Oprawa:
miękka
Druk:
kolor
Wydawca:
TM-Semic
Wyd. oryg.:
DC Comics
"Machiny"
Scenariusz:
Ted McKeever
Rysunki:
Ted McKeever
Streszczenie:
Eustachy to człowiek o silnym poczuciu samoświadomości. Od urodzenia czuł się bezużyteczny, nikomu niepotrzebny i odrzucony. W końcu celem swego życia uczynił stanie się nikim. Nie ma przyjaciół ani zainteresowań, nikt go nie zna. To słodkie, dekadenckie dążenie do nirwany jest dla niego rozkoszą. Pracuje w rzeźni, odbierając życie pozbawionym uczucia entropii zwierzętom. Jest mu ich żal. Żal, że nigdy nie poznają jak słodkie jest powolne gnicie i rozpadanie się. Że znają tylko szybką, bezbolesną i pozbawioną uczuć śmierć. Kiedy ucina im głowy, zastanawia się dokąd płynie wsiąkająca w ziemię krew. Całe hektolitry krwi. Ciekawe czy razem z nią płyną też dusze zwierząt?
Eustachy uwielbia slumsy Gotham. Wspaniale uosabiają rozkład i gnicie, które tak kocha. Nie ma tu obrońców. Nawet ten słynny Batman omija to miejsce. Teraz Eustachy kupuje alkohol. Dba o to, żeby był mocny, żeby truł jego ciało skutecznie. Kiedy wychodzi ze sklepu, jest świadkiem kłótni dwóch mężczyzn. Nagle jeden wyjmuje pistolet i strzela do drugiego. Eustachy rzuca butelkę i zaczyna uciekać. Kątem oka widzi, jak Batman spada z góry i powala napastnika. Jednak strzeże i tego miejsca. Nawiedza je jak demon. I odchodzi. A krew znowu spływa do kanałów, opuszcza miasto razem z innymi nieczystościami. Eustachy jest pewny, że cały ten bród gdzieś na dole łączy się w jedno. I szuka dla siebie celu, a kiedy go znajdzie, brud ożyje.
W nocy. W wiadomościach podają, że z powodu braku świadków zwolniono podejrzanego o zabójstwo, którego złapał Batman. Eustachy jest wściekły, widzi bowiem że nikogo nie interesuje co się stało. Nikt go nawet nie spytał, chociaż tam był. Nikt nie chciał go wysłuchać. Tak jak zawsze. Ludzi nigdy nie obchodzi nikt poza nimi samymi a ich słowa unoszą się swobodnie w powietrzu, niekiedy tylko uderzając kogoś przypadkiem w głowę. Nie zdają sobie sprawy, jak mało znaczą.
Następnego dnia w rzeźni Eustachy obserwuje kadź, w której rozpuszczane są niejadalne odpadki. Jak łatwo byłoby skoczyć i zakończyć to bezsensowne życie. Ale to oszustwo. Jedyną nagrodą za bezsensowne życie jest godna i chwalebna śmierć. Na tylko i aż tyle zasługuje każdy. Dlatego Eustachy nie może pozwolić, żeby ktoś pozbawiał innych przyjemności powolnego rozkładu. Postanawia się przygotować. W lombardzie kupuje broń, zaczyna trenować strzelanie i walkę mieczem. Wszystko po kryjomu, po godzinach pracy. Ćwiczy też mięśnie, skacze na skakance, podciąga się. Głupio się czuje, wiedząc, że wszystko to może zostać przerwane w jednej chwili przez przypadkową śmierć. Po każdym treningu upija się, by nabrać pewności, że to, co robi, ma sens. I pewnej nocy zaczyna. Dopada z tyłu oprycha okradającego zabitą przed chwilą kobietę. Cios miecza i jest po nim. Tak jak każdego dnia, gdy zabija bydło. Skoro oni odbierają innym możliwość entropii, on odbiera ją im. Potem obserwuje z ukrycia, jak Batman bada ślady. Ciała kobiety nie znajduje. Eustachy ukrył ją, by mogła się rozkładać w spokoju.
Kolejne dni to cztery kolejne ofiary. Eustachy czuje się wykonawcą woli losu, dążącym do jakiegoś celu. Nie ma planu, po prostu idzie przed siebie i załatwia każdego, kto stanowi zagrożenie dla rozkładu. Aż do pewnego wieczora na stacji kolejowej. Widzi kolejną ofiarę stojącą na peronie i unosi miecz. Nagle coś wytrąca mu go z ręki. Niedoszła ofiara jest mniej zaskoczona od niego i spycha go na tory. Wprost pod nadjeżdżającą lokomotywę. Przerażony Eustachy gotuje się na śmierć, kiedy czyjaś ręka ściąga go z torów. Mężczyzna podnosi się, mamrocząc podziękowania, kiedy poznaje swojego wybawcę. To Batman - demon o zniekształconym ciele i duszy. Mówi coś, ale Eustachy słyszy tylko łoskot pociągu. Sięga po upuszczony miecz, przygotowując się do zderzenia.
Pierwszy cios Eustachego zahacza potwornego demona, jakim okazał się Batman. Istota trzyma się za zraniony bok. Tymczasem sam Eustachy zastanawia się, czy Nietoperz zaatakował go, bo nie rozumie jego intencji, czy też właśnie z ich powodu. Batman dochodzi do siebie i skacze na niego. Nagle kratka ściekowa pod Eustachym zapada się i mężczyzna spada bardzo głęboko w dół, do kanałów. Wpada do obrzydliwego, cuchnącego toksynami ścieku. Nurkuje i przez kilka tuneli dopływa do ogromnej podziemnej hali. Jego pokręcony umysł czuje się tu wyśmienicie. Te puste, nieznane nikomu korytarze robią wrażenie, jakby były stworzone tylko dla niego. Wędruje krętymi tunelami i schodami, aż wychodzi przy wielkim zbiorniku na ścieki. Wokół niego rozlewają się zielonkawe płyny - to tu trafiają przemysłowe odpady Gotham. Eustachy wstrzymuje oddech. To miejsce jest symbolem jego idei rozkładu, wydaje mu się przepiękne. Nagle jego kontemplację przerywa intruz. Kątem oka dostrzega czającego się na platformie powyżej Batmana. Wyjmuje pistolet i strzela. Demon uskakuje w desperackim uniku. Eustachy strzela ponownie. Nie w przeciwnika tylko w ogromny zbiornik. Następuje wybuch i komnatę zalewa strumień chemikaliów, powoli roztapiających wszystko na swojej drodze. Płyny zalewają też dziwny obiekt o niemal ludzkich kształtach, który przycupnął gdzieś z boku. I nagle ta dziwna bestia ożywa i podnosi się. Eustachy patrzy z przerażeniem na olbrzymiego potwora, który uwalnia się z krępujących go rur i dysz, po czym zaczyna przedzierać się w kierunku powierzchni. Dopiero, kiedy wokół niego zaczynają spadać odłamki, mężczyzna otrząsa się z osłupienia i zaczyna biec ku wyjściu. Nie wie, czego był świadkiem, ale wie, że ta istota nie miała prawa zaistnieć, zwłaszcza w świecie powierzchni. Kiedy dociera w końcu do wyjścia z kanałów, czuje że nocne powietrze jest przesiąknięte zapachem rdzy i ognia. Zastanawia się, czy świat sam stworzył tę niszczącą go potworność by przyspieszyć proces rozkładu, czy może to próba.
Demoniczny Batman także wydostał się z kanałów i próbuje powstrzymać siejącego chaos potwora. Eustachy widzi w jego czynach oddanie dla miasta. Ale widzi też, jak mizerny jest ten wysiłek w porównaniu z ogromem bestii. Mimo wszystko udało mu się oplątać potwora linami i monstrum ryczy teraz gniewnie. Eustachy do końca nie wie, czy to, co widzi dzieje się naprawdę. A wie, że musi się przekonać. Strzela do uwięzionego stwora i widzi, jak ten krwawi. Niestety, wściekłość wywołana zranieniem pomaga mu zerwać jeden z więzów. Ogromna ręka zamierza się na stojącego na dachu Batmana. Nietoperz nie rusza się. Ku przerażeniu Eustachego monstrum miażdży go razem z całym budynkiem. Mężczyzna krzyczy w proteście. Jednak, gdy dym się rozwiewa, w gruzach stoi nowy Batman. Nie jest już demonem, tylko rycerzem w lśniącej zbroi. Ale Eustachy rozumie, że zmieniła się jego własna percepcja. Widział go takiego, jakim chciał widzieć. Teraz rozumie lepiej - Batman jest rycerzem w służbie rozkładu. Eustachy czuje wstyd za swoje prymitywne zabójstwa i z pokorą wręcza mu swój miecz. Batman nie mówi nic, ale przyjmuje broń. Wie, że jest jeszcze nadzieja na zbawienie wszystkich. Kiedy rycerz wspina się po dachach, dążąc do konfrontacji z monstrum, Eustachy myśli o nim z nowym podziwem. Zamiast jak inni izolować się od cierpień świata, on walczy za wszystkich, nawet za kogoś, kto chciał go zabić. Bez śladu strachu skacze na potwora i wbija miecz w tą jego część, która przypomina głowę. Po tym ciosie bestia zrywa resztki więzów i strąca rycerza na ziemię. Eustachy dopiero teraz rozumie. Walczyli z nią niewłaściwie. Ona karmi się krwią i nienawiścią. Atakując ją, tylko ją wzmacniali. Eustachy wie już, co powinien zrobić. Wspina się na jeden z dachów i staje przed potworem. Ale nie chce z nim walczyć. Wyciąga rękę w geście pojednania. Bestia stoi, jakby zdumiona. Po czym sięga rękami własnej głowy i zaczyna ją rozbijać. W konwulsjach rozbija komin, na którym stoi Eustachy i mężczyzna spada w gruzy. Z miejsca gdzie leży połamany, widzi jak ranny potwór wolno zmierza ku dziurze, z której wypełzł. Jego ciało rozpada się i, gdy staje na krawędzi przepaści, rozlatuje się ostatecznie, spadając w otchłań. Zapada cisza. Dopiero po chwili Eustachy widzi Batmana. Nie może go powitać, bo ma zmiażdżone nogi. Ale jego oczy w końcu działają normalnie. Nietoperz nie jest już demonem ani rycerzem. Jest po prostu człowiekiem, takim jak inni. Teraz patrzy mu w oczy i uśmiecha się. Później, siedząc już na wózku w więziennej celi, beznogi Eustachy myśli o tym, jak czuł się winny, że w ogóle istnieje. Dopiero teraz odkrył, jak bardzo się mylił.
Recenzja:
Trudno oceniać to dzieło jako typowy komiks, bo mamy tu do czynienia raczej z eksperymentem, niezwykłą impresją. McKeever próbuje nam pokazać, kim jest Batman i jak mogą go postrzegać inni z punktu widzenia egzystencjalizmu. Zarówno fabuła jak i rysunki są tylko narzędziem do przekazania przemyśleń autora. Komiks wybitny, chyba najlepsze numery serii LotDK, ale na pewno nie będzie zrozumiały dla każdego. Sześć nietoperków.
Ocena: 6 nietoperków
Autor:
Christoff
Poprzednia Strona
|
|
|
|
|
|
|
|
|