Batman Tima Burtona uważany jest za jeden z najważniejszych filmów na podstawie komiksów. Miał nie tylko ogromny wpływ na opinię publiczną w związku z samą postacią, ale także na jego publikacje oraz pokazał zupełnie nowy kierunek, którym inne adaptacje mogą podążyć. Wielu przyczyniło się do tak ogromnego sukcesu. W roli konsultanta całego projektu został także zatrudniony Bob Kane - współtwórca Batmana. W okolicach premiery pojawiał się dosłownie wszędzie i zbierał splendor, który towarzyszył odtwórcom głównych ról w filmie. W napisach otwierających zostaje też wymieniony jako twórca samej postaci. Mało brakowało, aby pojawił się też gościnnie jako autor rysunku satyrycznego, który trafia do rąk Knoxa w redakcji gothamskiej gazety. Do występu w końcu nie doszło, ale oryginalna ilustracja rysownika trafiła do filmu.
Od kilku lat coraz więcej osób walczy o to, aby mowa też była o drugiej osobie, której zawdzięczamy postać Mrocznego Rycerza. Chodzi oczywiście o Billa Fingera. Nie tylko wymyślił ostateczny koncept bohatera, ale także pisał pierwsze komiksy z Batmanem oraz wprowadził ogrom innych postaci znanych, których popularność trwa do dziś. Wedle umowy, którą Kane zawarł z DC Comics w 1939 roku, tylko i wyłącznie rysownikowi przysługiwało miano twórcy tej postaci, co po dzień dzisiejszy wzbudza mnóstwo kontrowersji. Jednak, jak się okazuje, przy okazji Batmana Burtona o mały włos nie doszło do tego, aby Finger po raz pierwszy mógł zyskać uznanie za swoją pracę na szeroką skalę.
Na początku 1989 roku Lyn Simmons dowiedziała się o tym, że w czerwcu ma nastąpić premiera filmu na podstawie komiksów z Batmanem. Kobiecie bohater w stroju nietoperza nie był obcy, gdyż była drugą żoną Fingera, z którym była w związku do 1971. Twórca komiksowy zmarł niedługo potem - w 1973. Simmons wraz z dziećmi bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak Finger był traktowany przez Kane'a oraz DC Comics - zarówno rysownik i wydawnictwo nigdy nie chcieli oficjalnie nazywać go współtwórcą Batmana. Kiedy na horyzoncie pojawiła się premiera adaptacji, Simmons oraz jej syn Steve skontaktowali się z wytwórnią Warner Bros. I postanowili dowiedzieć się, czy istnieje możliwość wymienienia nazwiska Fingera w napisach końcowych. W marcu 1989 uzyskali odpowiedź, w której firma wyraziła swoje zainteresowanie w tej sprawie. Można to uznać za fakt bardzo zaskakujący biorąc pod uwagę jak w ostatnich latach DC Comics unikało podobnego tematu, czyli jak ognia.
Ostatecznie inicjatywa legła w gruzach z dwóch powodów. Pierwszym z nich była obawa Warner Bros. przed pojawieniem się z tego powodu innych twórców komiksów z Batmanem z podobną prośbą. Sam Bob Kane skomentował tą sprawę: "Jeśli Bill zostałby uznany w napisach końcowych, wtedy cała reszta scenarzystów wyszłaby z cienia i żądała podobnej rzeczy. W samym pierwszym roku mieliśmy dwóch lub trzech więcej pisarzy, niż sam Bill." Drugim powodem, dla którego wytwórnia miała się ostatecznie wycofać z rozmów było odkrycie przez nich, iż Simmons była ex-żoną Fingera, a nie wdową po nim. Dla włodarzy sprawa wyglądała jasno - kobieta chciała skorzystać z wielkiego rozgłosu, który towarzyszył filmowemu Batmanowi i uzyskać część wpływów. Była żona Fingera jednak nigdy nie myślała o w tym w ten sposób. Chciała jedynie, aby zostało mu przyznane należne miano za swoją twórczość. "Strasznie rozzłościła mnie ta sytuacja, ponieważ ludzie powinni dostać to, na co zasługują", powiedziała Simmons cytowana w artykule z Los Angeles Times. Kobieta wysłała odpowiednie pismo do Warner Bros., gdzie wyrzekła się jakichkolwiek wpływów związanych z filmem i podkreśliła, że nie zależy jej na niczym innym, niż słownym wspomnieniem o jej byłym mężu. Zaproponowała nawet odpowiednią formułkę, która brzmiała następująco:
"Pamięci Williama Fingera, który pomógł stworzyć Batmana."
Nikt jednak już nie odpowiedział Simmons. Sprawa została urwana przez studio. Bill Finger do dziś nie jest oficjalnie uznawany przez DC Comics za współtwórcę postaci Batmana, a jego nazwisko na okładce komiksu pojawiło się dopiero po 75 latach.