Z trzydziestoletnim Timem Burtonem, reżyserem Batmana spotkał się Frederick Ferney z LE FIAGARO.
- Jak pan wytłumaczy sukces Batmana?
Czy to naprawdę sukces?
- Kiedy powierzono panu realizację tego filmu, był pan bardzo młody i nie miał wielkiego doświadczenia reżyserskiego. Czy nie zaskoczyło pana to zaufanie?
Nie, bo takie jest Hollywood. Tam wszyscy zafascynowani są młodością. To starzy budzą strach, nie młodzi.
- Skąd się pan wywodzi?
Jestem z Burbank w Kalifornii. Nigdy nikt mi nie wierzy, kiedy mówię, że jestem Kalifornijczykiem, bo przecież w powszechnym mniemaniu Kaliforniczycy to wysocy, atletyczni, opaleni blondyni. Mój ojciec był niegdyś graczem w baseball. Przedmieście, drobnomieszczaństwo, kumple... Tam właśnie tkwią moje korzenie. Zawsze uwielbiałem horrory, opowiadania Edgara Allana Poe. Wykarmiłem się na hot dogach, śmietankowych lodach i na filmach Rogera Cormana.
- Nigdy nie traci pan opanowania i spokoju. Czy na planie Batmana nie przytłaczały pana oczekiwania sukcesu tego filmu?
Nie. Na planie jesteś kimś innym. Gdybym zachorował, to nawet bym tego nie zauważył. Jestem mutantem.
- Czy widzi pan różnicę między kinem komercyjnym a aktorskim?
To rozróżnienie istnieje w Europie i ma bardzo duże znaczenie. Zwłaszcza, prawdę mówiąc, dla krytyków. Nie sądzę, aby publiczność zaprzątała sobie tym głowę. W każdym razie w Stanach Zjednoczonych nie zwraca się na to większej uwagi. Właściwie niewiele mnie obchodzi, co mówi się o mnie lub o moich filmach.
- Pańskie najmilsze wspomnienia z okresu kręcenia filmu?
Moja pamięć jest wyłączenie wizualna. Zapominam o tym, co mi się przydarza, nie pamiętam anegdot. Tylko obrazy. Kiedy pracuje się na planie, widzi się to, czego nikt inny nigdzie nie zobaczy. Ucharakteryzowani aktorzy wynurzają się z mgły. Jak we śnie.
- Pana ulubiony reżyser?
Fellini.
- Czy pieniądze coś dla pana znaczą?
Pieniądze są dla mnie papierkami w kolorze zieleni.
- A Bóg?
Nie jestem wierzący w tradycyjnym sensie tego słowa. Interesuje mnie jednak duchowość. To wszystko.
- A kino?
Wiem tylko, że kino nie jest dziedziną wiedzy, czymś, o czym się rozmyśla. Kino po prostu się robi. To rodzaj gry. Nic poza grą.