Góra urodziła... nietoperza. Była to zaiste wielka góra pieniędzy, bo 40 milionów dolarów, wydanych na triki, scenografię, aktorskie gaże, kostiumy, oprawę muzyczną, honorarium dla Prince'a, który śpiewa piosenki z własnymi tekstami. Od lipca Człowiek-Nietoperz na skrzydłach swojej peleryny unosi się nad Ameryką. Przez pierwsze sześć tygodni wyświetlania
Batman przyniósł 250 milionów dolarów. W połowie września tajemniczy rycerz sprawiedliwości dokonujący cudów zręczności i odwagi w tropieniu przestępstw i zbrodni, przyfrunął do Europy.
Batman to nie tylko film, ale także wszędobylska reklama, eksponująca sylwetką człowieka w czarnym obcisłym kostiumie i pelerynie jak skrzydła nietoperza. To również mnogość najróżnorodniejszych przedmiotów pochodnych, jak mydełka, czapeczki, podkoszulki, breloczki do kluczy, pomniejszone modele pojazdu, którym zwycięski Człowiek-Nietoperz porusza się po swoim rodzinnym Gotham City. Wszystkie gadżety opatrzone są charakterystycznym żółtym emblematem w czarnym tle. W Paryżu w dniu premiery widzom razdawano czapeczki Batmana. Później można je było kupować po 12 franków.
Wielka kampania reklamowa sprawia wrażenie, że świat opanowała prawdziwa "batmania". W Ameryce rzeczywiście wszystko poszło doskonale. Pasquale Gallo, fryzjer z nowojorskiego hotelu Astor Palace, nie mógł przecież uskarżać się na klientów, pragnących ostrzyc się w taki sposób, aby na ich głowach widniał charakterystyczny emblemat Batmana.
Europa zdaje się jednak bardziej odporna na uroki Batmana. We Francji, na przykład, wpływy kasowe i frekwencja okazały się niezbyt imponujące. Sceptycy nie wróżą firmie Warnera gotującej się już do wypuszczenia ośmiu milionów kaset wideo z Batmanem, sukcesu, który dorównałby powodzeniu w USA. Nie słychać również głosów wielkiego zachwytu. Przestrzega się, że brutalność wielu scen, psychopatyczne rysy głównych bohaterów czynią tę komiksową baśń ziezbyt godną polecenia rodzinom, którzy chcieliby pójść do kina z dziećmi.
Batman zamierzał przyćmić Supermana. Ma zresztą ten sam rodowód. Komiksowy. Wprawdzie znawcy przedmiotu wyśledzili, że po raz pierwszy postać Człowieka-Nietoperza pojawiła się się w roku 1908 powieści Mary Roberts Rinehart Kręcone schody, to jednak za rzeczywistego ojca Batmana uważa się Boba Kane'a. W 1939 roku ów młody rysownik stworzył na zamówienie firmy National Comics bohatera, który miał zająć obok Supermana poczesne miejsce na komiksowym Olimpie. Dzisiejszy Batman, zrobiony dla kina przez trzydziestolatka Tima Burtona, nie jest wcale pierwszy. W ciągu liczącego już pół wieku żywota ów bohater nocy, pojawił się nie tylko w sześciuset komiksach, ale i w wielkim, rozciągniętym na lata, serialu telewizyjnym. Miał także i kinowych poprzedników. Dzisiaj przypomina się również skierowane przeciwko Batmanowi ataki. W latach pięćdziesiątych nowojorski psychoanalityk Frederic Wertham oskarżył komiksowych superherosów o szerzenie wzorców wręcz faszystowskich. Wielbiciele komiksowego Olimpu gotowi są jednak wybaczyć królującym na nim bohaterom wszelkie dwuznaczności, bo liczy się tylko przygoda i wspaniałe widowisko. A tego widowiska może dostaczyć wyłącznie kino. Własnie takie kino, jakie zrobił Tim Burtona w podlondyńskiej wytwórni Pinewood.
Owszem, historyjka jest naiwna i już znana, bo ułożona według znanego schematu walki Dobra ze Złem, starcia samotnego mściciela z perfidnym, paranoicznym zbrodniarzem, o elementarną sprawiedliwość i ład w skorumpowanej, niebezpiecznej metropolii Gotham City; a także o piękną blondynkę. Ową blondynką jest Kima Basinger. Gra fotoreporterkę z pisma "Gotham Globe". Pragnie przeniknąć tajemnicę Batmana, podejrzewa nawet, że mógłby być nim człowiek, z którym sama kocha się z wzajemnością: miliarder Bruce Wayne (Michael Keaton). Kiedy wpadnie w sidła króla zbrodni i psychopaty Dżokera i niespodziewanie zostanie uratowana, przekona się, że jej domysły były trafne.
Jeżeli dodać, ze Dżokerem jest na ekranie sam Jack Nicholson, trudno o bardziej przyciągający do kin magnes. A jednak... Tak, wprawdzie Batman to wspaniała potrawa z kuchni prowadzonej już od kilkunastu lat przez Spielberga i Lucasa, ale w czasie oglądania filmu widz nieustannie ma wrażenie, że zastawa jest lepsza od dania, które mu na niej podano. Ta zastawa to stworzone w studiu Gotham City, miejski moloch, istniejący poza realnym czasem i przestrzenią. Można dopatrzeć się podobieństwa do Nowego Jorku, ale Nowego Jorku zbudowanego przez szalonego hiszpańskiego architekta Francisco Gaudiego. Najdramatyczniejsze rozgrywające się już pod koniec filmu sceny na dachu dzwonnicy katedry, czynią to odwołanie jeszcze bardziej wyrazistym. Przedtem jednak jest długa wędrówka Dżokera i jego ofiary, krętymi schodami na ów dach, przypominająca Zawrót głowy Hitchocka. W czasie tej wędrówki piękna blondynka gubi pantofel. Jak Kopciuszek...
Nadludzcy herosi, Superman i Batman (są właściwie rówieśnikami) mieli być antidotum na frustracje spowodowane przez Wielki Kryzys. Pamieć o tym pod koniec lat trzydziestych była jeszcze bardzo żywa, a przez Atlantyk docierały już wieści o triumfującym faszyźmie i o kulcie wysokich, jasnowłosych Aryjczyków. Niezwykłe wyczyny Supermana i Batmana łagodziły kompleksy, wpajały przekonanie, że prawda i sprawiedliwość muszą zatriumfować w starciu z najbardziej nawet perfidnymi siłami Zła. Dzisiaj patrzy się na tych rycerzy sprawiedliwości nieco inaczej, a z ostrzeżeń Werthama skłonni jesteśmy wyłuskać źdźbło prawdy. Tak, zastawa jest wspaniała, zrobiona według reguł najwyższej technologii. Wizja Gotham City, "czasoprzestrzeń" tego filmu długo pozostają w pamięci, a wykrzywiona twarz-maska Dżokera to jakby ożywione płótno Francisa Bacona. Do wyrobu owej zastawy użyto najszlachetniejszych materiałów, w garncarskim piecu przemieszano Gaudiego, Hitchocka, baśń o Kopciuszku, dziwne rysunki nietoperzy kreślone ręką Leonarda. Ale czy samo danie jest najzdrowsze? Czy ów kult Batmana, owładniętego tylko pragnieniem odwetu za to, co go spotkało w dzieciństwie, nie powinien budzić niepokoju?
Cudowne i pożyteczne. Taki tytuł dał swojej książce o znaczeniach i wartościach baśni wybitny psycholog Bruno Bettelheim. Dzisiaj Rycerzy Okrągłego Stołu, Królewnę Śnieżkę, Śpiącą Królewnę, Kopciuszka, Sindbada starają się wyprzeć Superman, Batman i Goldorakowie. Chcą zająć ich miejsca we współczesnej mitologii, a dzięki kinu uskrzydla ich najnowocześniejsza technologia, reklama, gadżety, wideokasety. Ową technologię rzeczywiście można uznać za cudowną, ale opowiadane przy jej udziale historyjki za nieco mniej pożyteczne. Góra urodziła... nietoperza.