- Gratuluję roli Batmana. Jest bardzo cool.
To była dobra zabawa. Kocham ten film i tę rolę. Wiadomo, że Batman to wielka instytuacja i czasami postacie na ekranie mogą nieco ginąć w powodzi najróżniejszych efektów specjalnych. Tak się stało i tym razem. I zawsze tak będzie, bez względu na wszelakie starania aktorów. Mimo wszystko granie w takim filmie to naprawdę świetna zabawa.
- Wywodzisz się ze znakomitej rodziny z tradycjami w showbusinessie. Czy można powiedzieć, że byłeś od małego skazany na aktorstwo?
Powiedzmy, że byłem do tego przygotowany, co do tego nie ma wątpliwości. Większą część życia spędziłem w towarzystwie słynnych ludzi. Naprawdę, doskonale rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi, wiem, jak szybko sława przemija i skąd się bierze. Wiadomo przecież, że sława nie ma nic wspólnego z tobą samym, ona po prostu przychodzi, a potem niespodziewanie znika. I nikt nie ma na to wpływu. Tak, na to wszystko byłem dobrze przygotowany.
- Niektóre kobiety twierdzą, że połowa twojego sukcesu to barwa głosu. Czy się z tym zgadzasz?
O czym ty mówisz? /mówi to zmienionym głosem/. Chyba chodzi o to, że kiedy się budzę mam inny głos. Nie, nie mam pojęcia. To zabawne, pewnie zauważyłeś, że zupełnie inaczej słyszy się siebie od wewnątrz niż z zewnątrz, np. oglądając się na ekranie. To są jakby dwa różne głosy i nieco mnie to drażni. Zawsze miałem wrażenie, że mam głos jak Gregory Peck, a gdy usłyszę się z ekranu, nie mam złudzeń, że nie brzmię tak jak on.
- Zastanawiam się nad tym, co pociągnęło dr. Rossa z Ostrego dyżuru do zagrania Batmana, oprócz oczywistej sławy?
To, co było dla mnie bardzo atrakcyjne w tej roli, to szansa pracy z ludźmi, których lubię, takimi jak Joel Schumacher. Szansa pracy z Arnoldem Schwarzeneggerem, z Chrisem O'Donnellem.
- No i chyba to, że pokonałeś Schwarzeneggera, co nie zdarza się zbyt często?
Tak, on przegrał tylko raz, w Terminatorze. Tak, samo to już wystarczy. Jeśli ktoś ma taki dorobek aktorski jak ja i nagle pojawia się szansa pracy z gwiazdami tak wielkiego kalibru, to bierze się taką rolę bez mrugnięcia powieką. Nie zadaje się żadnych pytań. Wiadomo, że z tą rolą wiążą się pewne obciążenia. Istnieje niebezpieczeństwo bycia trzecim z kolei wykonawcą roli Batmana, ale jeszcze gorzej ma ten, kto gra Batmana jako drugi. Generalnie granie tej postaci miało mało minusów i bardzo dużo plusów. To było wspaniałe doświadczenie.
- Podziwiałem, jak latasz i wykonujesz inne ewolucje, ale zastanawiam się, czy kostium Batmana jest wygodny?
O, nie. Kostium jest okropny. Każdy Batman ci to powie. Mimo wszystko można się w niego wbić i go nosić. Jest się w nim na planie przez 15-20 minut i potem trzeba go zdjąć. Kostium ma różne zapięcia i haczyki, i właściwie jest się w niego wkładanym. Ale strój Arnolda jest jeszcze mniej wygodny. Nic dziwnego, że się wścieka i mówi do mnie - "Zabiję cię" /imituje Schwarzeneggera/.
NIE JESTEM TAKI ŁEBSKI JAK BRUCE WAYNE. ANI TAK BOGATY JAK ON. |
- W filmie i prywatnie z reguły nosisz się na czarno, tak jak dziś. Czy to twój ulubiony kolor?
Na to wygląda. To co teraz mam na sobie, to inna odmiana kostiumu Batmana, choć o tym nawet nie wiesz /Clooney ma czarne dżinsy, spraną czarną koszulę i czarne kowbojskie buty/. Może w sumie powinienem dziś założyć marynarkę. Czarny to dobry kolor. Wyszczupla.
- George, nie wmawiaj mi, że masz problemy z nadwagą? /śmiech/
- Czy miałeś takie chwile w życiu, że wątpiłeś, że zostaniesz gwiazdą filmową?
Gwiazdą filmową? O tak. Nadal w to wątpię. Nie wiem, co się ze mną stanie. Nie mam wątpliwości co do swoich sukcesów w telewizji. Ale zawsze pozostają obawy, czy znajdę pracę. To jest podstawowa wątpliwość w zawodzie. Ja znalazłem pracę w serialu telewizyjnym. Wtedy wiedziałem, że mam pracę, ale nie sądziłem, że uda mi się zwojować coś więcej, że będę miał szansę, przed jaką teraz stanąłem. Nie sądzę, żebym już osiągnął pełny sukces. Jeszcze nie. Na razie dobrze mi idzie. Pożyjemy, zobaczymy. Publiczność zdecyduje o moim losie. Rola Batmana nie jest najlepszym barometrem popularności, bo Batman to... Batman, o ile potrafi się go zagrać. Zobaczymy, jak przetrwam ten rok i następny sezon. Zobaczymy, czy publiczność będzie mnie jeszcze chciała.
- Która postać filmowa jest ci bliższa - ten roztrzepany dziennikarz ze Szczęśliwego dnia, czy dziwny typek z Od zmierzchu do świtu, filmu, za którym nie przepadam?
Sporo ludzi ma podobne negatywne zdanie, jak ty, więc nie mam ci tego za złe. Wielu widzom jednak ten film się podobał. W jakimś piśmie stwierdzono, że zagranie tej roli było z mojej strony dużym błędem. Cóż, może tak się wydaje różnym ludziom, ale z mojej perspektywy ta rola zakończyła się wielkim sukcesem, bo wywindowała mnie wyżej w zawodowej hierarchii. Ponadto odseparowała mnie nieco od postaci doktora Rossa z serialu. Uważam, że uśmiechnęło się do mnie szczęście.
- A która z zagranych postaci ma najwięcej twoich cech?
SŁAWA NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z TOBĄ SAMYM, ONA PO PROSTU PRZYCHODZI, A POTEM NIESPODZIEWANIE ZNIKA. |
Myślę, że w każdej postaci jest trochę ze mnie samego. Bruce Wayne i ja jesteśmy tego samego wzrostu. I to się liczy. Choć ja nie jestem taki łebski jak Bruce Wayne. Ponadto nie jestem tak bogaty jak on. Uważam, że w normalnym życiu \przypominam bardziej postać graną w filmie Szczęśliwy dzień. Jest bogatsza w reakcje, zachowania. Mogłem tę rolę swobodnie kształtować. Miałem znacznie większy wpływ na mojego bohatera i na sam scenariusz przy Szczęśliwym dniu, niż w Batmanie. Batman jest bardzo restrykcyjny przez to, że jest... Batmanem.
- No to jaki był największy plus grania z Michelle Pfeiffer?
Czy w ogóle mogły być jakieś minusy? Granie z jedną z najwspanialszych aktorek na świecie i możliwość całowania jednej z najpiękniejszych kobiet na świecie. Rany, za to zagrałbym w tym filmie za darmo.
- Mam wrażenie, że jesteś bardzo wymagający w stosunku do siebie, inne gwiazdy są bardzo próżne, a ty jakbyś kwestionował swój talent i pozycję?
Nie kwestionuję tego, co robię. Bardzo wierzę w moją pracę, ale z drugiej strony wiem też, że aby przetrwać w tej profesji, trzeba także znać swoje słabe strony. Staram się unikać tego, w czym nie jestem najlepszy. Mam też nadzieję, że któregoś dnia nadrobię swoje niedociągnięcia. W tym wypadku stosuję teorię postępowania w stylu Johna Kennedy'ego. Jak wiadomo, pierwszą poważną dycyzją polityczną Kennedy'ego była inwazja w Zatoce Świń. Gdy więc pojawił się na konferencji prasowej, każdy chciał go przygwoździć, a on zaczął słowami: - Wszystko spieprzyłem, to moja wina i ja ponoszę pełną odpowiedzialność za to, co się stało. Wobec takiego obrotu sprawy następne pytanie brzmiało: - w co się dzisiaj ubierze Jackie?
Zawsze można rozminować sytuację mówiąc: - Hej, bądźmy ze sobą szczerzy, musicie zrozumieć, o co chodzi w mojej pracy, musicie wiedzieć, w czym jestem dobry, a czego jeszcze nie potrafię robić. Myślę, że jestem dla siebie dobrym sędzią.
- To powiedz, co było największą dotychczasową bzdurą na twój temat?
Największą bzdurą? Myślę, że nadszedł czas, by każdy się dowiedział, że mam tylko 23 lata. To jest największa bzdura na mój temat.
- Może 23 i pół?
Tak, 23 i pół. Dokładnie.
- Jednak popularność zaczyna ci przeszkadzać, bo ostatnio zapowiedziałeś, że nie będziesz się pojawiał w programach tv, które pokazują plotki.
Owszem, chodzi o tworzenie fałszywych przekazów i podawanie ich w telewizji do wiadomości wszystkich. Nie mam nic do paparazzich, którzy czatują w różnych miejscach, by zrobić mi zdjęcie. Jeśli mnie złapią, jak wychodzę z burdelu z prostytutką pod rękę, to mają prawo mnie sfotografować. To będzie moja wina, bo jestem osobą publiczną i muszę się z takim zajściami liczyć. Nie dopuszczę jednak do tego, by na lotnisku czatowało kilku ludzi z kamerami i widząc mnie z moją asystentką zadawało mi pytanie: - George, co to za dziewczyna? - To jest tworzenie fałszywych wiadomości i puszczanie ich w powszechny obieg. Nie mam zamiaru do tego dopuścić, dlatego nie pokażę się w programach stacji, które będą stosowały podobną politykę.