Młody Bruce Wayne wychodzi z rodzicami z przedstawienia. Kilka sekund później oboje giną na jego oczach. To wydarzenie bezpowrotnie zmieniło całe jego przyszłe życie. Wayne poprzysiągł zemstę i wyruszył na naukę do mistrza ninja. Po latach wraca do Gotham City gotowy, by stawić czoła złoczyńcom zagrażającym miastu. Przywdziewając maskę nietoperza próbuje zaprowadzić porządek, ale także pozbyć się własnych słabości.
Taki zarys skrzydlatego herosa przedstawił nam Tim Burton w pierwszych dwóch częściach cyklu. Reżyser "BATMAN BEGINS" Christopher Nolan (Bezsenność,Memento) rozbudowuje ten wątek przedstawiając nam genezę powstania postaci Batmana. Jednocześnie odcina się od szmirowatych części "BATMAN FOREVER" oraz "BATMAN & ROBIN" budując dalszy ciąg legendy Burtona. Wielki pokłon dla Nolana ponieważ wygrzebał BATMANA z gruzów badziewnych sequeli i odbudował jego wizerunek. Ewidentnie czuć tutaj styl Burtona, ale to wychodzi filmowi jak najbardziej na dobre. Koniec z kolorami, wybuchami, bezmyślnymi strzelaninami i żenującymi przeciwnikami Batmana (Mr.Freeze sic!). Nietoperz przestaje być tłem dla idiotycznej fabuły i zwymyślanych złoczyńców. Film oparto na postaci Batmana, wrócono do mrocznego klimatu Gotham City i muszę przyznać, że ciarki przechodzą po plecach tak jak na pierwszej części filmu. Wielu widzów czekało na to, aby ktoś im pokazał skąd właściwie wziął się Batman? Skąd biorą się te jego gadżety? Batmobil? Myślę, że "BATMAN - POCZĄTEK" zaspokoi te oczekiwania i otworzy nową ścieżkę, którą powinny pojść kolejne części. Gwiazdorska obsada miała trudne zadanie, ponieważ wciela się w postaci, do których widzowie już się przyzwyczaili. Nowy Batman (Christian Bale), Alfred (Michael Caine), porucznik Gordon (Gary Oldman). Pojawili się także Morgan Freeman, Tom Wilkinson, Liam Neeson i Rutger Hauer. Reżyser postawił na nową obsadę, aby na nowo odbudować legendę o Batmanie. I po tym filmie można powiedzieć, że jest na najlepszej drodze. Nolan pokazał, że można w takim filmie połączyć widowiskowość z rozumną fabuła. Film ogląda się naprawdę świetnie i z minuty na minutę mamy ochotę na więcej. Jakie to szczęście, że nie musimy kolejny raz oglądać idiotycznego Carrey'a w zielonych getrach ani (ulituj się Boże) Schwarzenegera.
Wszyscy podołali zadaniu i zrobili dużego smaka na kolejną część. Naprawdę niesamowite wrażenie, gdy na końcu Batman patrzy na znak rozpoznawczy swojego nowego przeciwnika - a mianowicię na karte z...Jokerem. Teraz możemy odetchnąć z ulgą, bo film jest bardzo dobry no i trzymać kciuki, aby w nastepnej części Jokera zagrał Jack Nicholson!!! Film w sumie na 4, ale za odrodzenie w wielkim stylu dodatkowa gwiazdka. POLECAM wygłodniałym fanom Burtonowskiego Batmana!!!