Istnieje pewna symetria między
"Gwiezdnymi wojnami - Zemstą Sithów" a
"Batmanem - Początkiem". Zarówno młody Anakin Skywalker, jak i Bruce Wayne otrzymują rozkaz ścięcia głowy rzekomego zdrajcy. Od wykonania tego rozkazu bądź odmowy będzie zależeć, czy staną się narzędziem w rękach zła czy opowiedzą się po stronie dobra. W obu wypadkach widzowie doskonale wiedzą - z późniejszych, lecz wcześniej zrealizowanych części - co się stanie. Tu jednak podobieństwa się kończą. George Lucas zrobił jeden z najbardziej rozczarowujących filmów tego sezonu, natomiast Christopher Nolan (
"Memento",
"Insomnia") nie tylko wskrzesił ośmieszonego na śmierć przez Joela Schumachera (
"Batman Forever",
"Batman i Robin") zamaskowanego bohatera, ale przywrócił mu wielkość z czasów dwóch pierwszych ekranizacji Tima Burtona. Obok stylowej, gotycko-industrialnej inscenizacji i żywej narracji, Nolan - rzecz niebywała - przemycił do eksploatowanej przez Hollywood od 1989 r. komiksowej franszyzy odrobinę psychologii przydającej wiarygodności kolejnym przemianom Bruce'a - od zastrachanego dziecka, obwiniającego się za śmierć rodziców, przez rządnego krwi i odwetu zabijakę, po nieustraszonego pogromcę drani zagrażających Gotham City.