Batman Begins całkowice różni się od swoich poprzedników. Filmy wyreżyserowane przez Tima Burtona i Joela Schumachera były umieszczone w bardzo komiksowym, groteskowym świecie. Mimo że głównym bohaterem wciąż pozostawał Batman, to największą uwagę przyciągali jego zdeformowani przeciwnicy. Tymczasem reżyser Christopher Nolan pokazał nam realistyczny, bardzo prawdopodobny design i uczynił Bruce'a Wayne'a najbarwniejszym bohaterem filmu. I właśnie dlatego
Batman Begins to bardzo wierna adaptacja wątków z komiksów oraz całkiem dobry film.
Nolan razem ze scenarzystą Davidem Goyerem postanowili opowiedzieć o początkach Człowieka-Nietoperza. Historia powstania Batmana, jego trening i pierwsze pojawienie się w Gotham nigdy jeszcze nie zostały pokazane w żadnym z filmów. Była to również doskonała okazja, żeby definitywnie odciąć się od poprzednich części.
Scenariusz jest wierny materiałowi źródłowemu, wszystkie postacie pochodzą z komiksu (poza Rachel Dawes). Pierwsza połowa filmu pokazuje nam drogę, jaką musiał przebyć Wayne - od niewinnego dziecka, poprzez sfrustrowanego młodzieńca, zagubionego awanturnika aż do praworządnego obrońcy Gotham City. Ta część filmu jest bardzo dobra. Nolan niezwykle sprawnie przedstawił motywację Bruce'a i pokazał go jako pełnokrwistego człowieka który też popełnia błędy (tego nie było w filmach Tima Burtona) - bardzo spodobały mi się sceny, w których bohater dostaje po głowie. W tej wersji Wayne nie przysięga na grobie rodziców że zbawi świat, on po prostu pragnie pokonać własny strach oraz dokonać zemsty na Falcone (genialna scena w barze). Myśli, że po tym jak wsadzi Carmine'a za kratki będzie mógł normalnie żyć. Dopiero później zrozumie, że to tylko początek góry lodowej i że czeka go o wiele, wiele więcej trudności niż przypuszczał.
Od momentu, w któym Bruce wraca do Gotham po siedmioletniej nieobecnośći akcja gwałtownie przyśpiesza. Ta część jest minimalnie gorsza, może dlatego że jest tak wiele postaci i różnych wątków. Niezbyt dobrze wypadł pomysł z maszyną odparowujacą wodę - czyżby nawiazanie do Batmana z 1966 roku? Było kilka kiepskich scen np. kiedy Bruce rozmawia z Alfredem w samolocie czy sposób w jaki kończy Scarecrow. Postać ta została świetnie przedstawiona (szkoda tylko, że doktor Crane miał tak niewiele czasu na ekranie) i bardzo złym wyjściem było przyzwolenie na tak żałosny koniec.
Wiele dialogów, głownie tych z sekwencji treningu ("To czego się boisz, jest w tobie" i inne) może razić infantylnością. Drażnią też patetyczne przemowy o istocie sprawiedliwości. Całe szczęście, dla równowagi Goyer napisał też kilka bardzo dobrych tekstów - "po co te wszystkie pompki skoro nie możesz podnieść cholernej belki" czy "musisz się rozchmurzyć".
Widać wyraźne inspiracje konkretnymi komiksami -
Batman: Year One (postać młodego Gordona, nietoperze atakujące gliniarzy i końcówka),
Legends Of The Dark Knight Halloween Special #1 (scena przesłuchania Flassa i nie tylko) oraz różnymi odcinkami autorstwa Dennisa O'Neila, głownie chodzi tu o komiks zatytuowany
Man Who Falls. Twórcy nie zapomnieli również o
Batman: The Animated Series - prawie wszystkie sceny zwiazane ze Scarecrowem przywołują w pamięci odcinek
Nothing To Fear. Bruce zakładający maskę przed spotkaniem z Gordonem to oczywiście
Mask Of The Phantasm, a pochodzenia słynnego "I'm Batman" nie muszę chyba wyjaśniać.
Nolan doskonale poradził sobie z wyborem aktorów. Wszyscy pasowali wręcz idealnie do swoich postaci i zagrali je bardzo dobrze. Cieszy Michael Caine w świetnej roli Alfreda, dobrze wypadł Gary Oldman jako Gordon (chociaż w komiksie był bardziej twardy, tu jest po prostu dobrym gliną). Najbardziej spodobał mi się Tom Wilkinson grający Carmine Falcone'a - trochę przerysowany, ale dzięki temu bardzo zapadający w pamięć. Nawet w rolach epizodycznych występują tacy aktorzy jak Rutger Hauer czy Ken Watanabe (niesamowicie charyzmatyczny, szkoda tylko że tak niewiele go było). Katie Holmes zagrała poprawnie, grana przez nią Rachel nie jest bezbronną panienką czekającą na ratunek tylko silną, umiejącą o siebie zadbać kobietą. Jedna z najlepszych ról to Cillian Murphy jako Crane/Scarecrow - tajemniczy, nieobliczalny i nieżle kopnięty - czyli wzorowy szaleniec z Gotham, oby powrócił w następnych częściach. Liam Neeson grający Ducarda/Ra'sa był odpowiednio brutalny, mądry i niebezpieczny.
Na największe pochwały zasługuje jednak Christian Bale. Aktor z niego świetny (
American Psycho i
Mechanik) i rolę Wayne'a/Batmana potraktował bardzo poważnie. Bruce w wykonaniu Bale'a jest bardzo ludzki i zdeterminowany, budzi sympatię widza. Natomiast Batman to prawdziwe zwierzę, szybkie i niebezpieczne - istotnie sieje postrach w sercach kryminalistów.
Tutaj postać Człowieka Nietoperza jest na razie maską, jaką przybiera Wayne aby osiągnąć cel. Nie jest jeszcze za bardzo psychopatyczny ani ogarnięty obsesją jak Michael Keaton u Burtona - ten wątek, mam nadzieję, zostanie rozwinięty w sequelu.
Batman Begins został mistrzowsko zrealizowany. Film posiada piękne zdjęcia autorstwa Wallego Pfistera (cudownie prezentuje się początek filmu) oraz dobry montaż scen akcji. Pościg z udziałem Batmobile'a oraz finałowa scena z kolejką po prostu wgniatają w fotel swoją dynamiką. W Gotham City nie uświadczymy już charakterystycznego gotyku, mamy natomiast nowoczesne, pełne niebezpieczeństwa miasto pełne brudu na ulicach i korupcji w ogromnych biurowcach. Ciekawie prezentuje się dzielnica o nazwie Narrows, wzorowana na pełnych nędzy slumsach.
Można by się przyczepić do walk, które mogą dla niektórych być nieczytelne (zastosowano tu bardzo realistyczny, brutalny styl walki - idealnie pasujacy do Batmana) ale moim zdaniem wypadło to dobrze. Pojedynki dzięki temu zyskują na wiarygodności - toczą się szybko i sprawnie. "To nie jest taniec", jak stwierdził Ducard.
Cieszy też rozsądne użycie efektów komputerowych, które w dzisiejszych filmach wydają się być jedynym sposobem na przedstawienie niezwykłych wyczynów bohaterów. Tutaj twórcy, gdzie tylko mogli sobie na to pozwolić, zrealizowali wszystko z użyciem kaskaderów i prawdziwych efektów pirotechnicznych. I chwała im za to.
Do kolejnych zalet należy zaliczyć muzykę autorstwa Jamesa Newtona Howarda i Hansa Zimmera. Doskonale podkreśla ładunek emocjonalny zawarty w większości scen. Należy tu zaznaczyć, że partie dynamiczne wypadają o wiele lepiej niż te bardziej spokojne i kameralne. Plus dla Zimmera.
Czy
Batman Begins jest lepszy od
Batmana z 1989 roku? Raczej nie, chociaż z pewnością mu dorównuje. Mimo że najnowszy Batman jest bardziej wierny komiksom to jednak film Burtona miał lepsze dialogi, głównego przeciwnika i przede wszystkim posiadał ten niesamowity, magiczny klimat. Pod tym względem
Batman Begins wypada słabiej.
Nie jest też film Nolana odpowiednio mroczny. Owszem, jeśli wziąć pod uwagę kolorystykę to jest wspaniale, ale tutaj zbrodnie Crane'a i Ra'sa nie są tak odrażające jak wyczyny Jokera czy Pingwina. Batman jest tu bohaterem jak najbardziej pozytywnym, podczas gdy Burton przedstawił go w sposób bardziej niejednoznaczny.
Nie ma jednak co narzekać. Film Christophera Nolana to dzieło udane. Bardzo dobre kino akcji z wiarygodnymi, ludzkimi bohaterami oraz wzorowe przeniesienie na ekran jednego z najbardziej znanych bohaterów komiksów amerykańskich.
Czekam z niecierpliwością na sequel. Nolan udowodnił, że wie jak ekranizować Batmana. O obsadę nie ma się co martwić, jeśli tylko twórcy następnym razem bardziej dopracują scenariusz (po raz kolejny sugeruję wprowadzić wątek powolnego zatracania się Wayne'a w roli Batmana) to możemy się spodziewać że następna część przebije
Begins.
Ocena: 5,5 nietoperka
(naprawdę niewiele zabrakło do maksymalnej oceny)
PIĘĆ MISTRZOWSKICH SCEN:
 |
1. Walka w bhutańskim więzieniu na początku filmu - bardzo surowa, w kałuży błota Wayne brutalnie pokonuje przeciwników. Doskonałe wprowadzenie do filmu. |
 |
2. Młody Wayne rozmawia z Carmine Falcone - "myślisz, że skoro twój tatuś i mamusia zostali zastrzeleni, to znasz już ciemną stronę życia?". Świetny Wilkinson i genialna scena. |
 |
3. Pierwsza akcja Batmana - niczym w horrorze, przestępcy najpierw wykańczani jeden po drugim aż w końcu następuje "masakra". |
 |
4. Pierwsze starcie Batmana ze Scarecrowem - "musisz się rozchmurzyć" i do tego płonący Nietoperz. Nic dodać, nic ująć. |
 |
5. Pościg z policji za Batmobile'm - "czarny czołg" niszczy radiowozy, przebija się przez ściany i do tego "lata po dachach". |
PIĘĆ NAJGORSZYCH SCEN:
 |
1. "Sprawiedliwość to coś więcej niż zemsta, Bruce" - yhyy... |
 |
2. Rozmowa w samolocie - "muszę być kimś więcej niż tylko człowiekiem, muszę stać się symbolem". Tak, tak, jakbyśmy tego nie wiedzieli (i nie słyszeli kilkanaście minut wcześniej). |
 |
3. "Ładny płaszcz!" "Dzięki" - nie ma co, mroczny, ponury Batman rodem z komiksów Millera. |
 |
4. Falcone przyczepiony do reflektora - czyżby Gacek nie miał nic lepszego do roboty? |
 |
5. Koniec Scarecrowa - "Crane?" "Nie... Scarecrow!". I do tego strzał w mordę od Katie Holmes. Nie za dobrze jak na "Boga Strachu". |