BATMAN RETURNS
"Chce pan być jedynym dziwolągiem w mieście, panie Wayne?"
"Życie to dziwka. Ja też!"
"Od rana nic nie jadłam" - "Żryj podłogę, ma dużo błonnika"
Pierwszy Batman Tima Burtona z 1989 roku zarobił całkiem sporą sumę pieniążków. Był to totalny sukces, gdyż film otrzymał nie tylko wysokie oceny krytyków, ale zapewnił niezłe dochody studiu Warner Bros.
Tak więc łasi na kasę szefowie zaczęli od razu myśleć o zrobieniu sequela, który powtórzyłby sukces oryginału. Nim Burton podpisał kontrakt na drugą część, był już gotowy scenariusz autorstwa Sama Hamma. Miejcse akcji działo się podczas Świąt Bożego Narodzenia, a przeciwnikami byli Pingwin i Catwoman. Burton jednak szybko odrzucił ten projekt, ponieważ chciał tym razem swoją oryginalną wizję, a producenci zgodzili się na wszystko, byleby tylko wyreżyserował kolejnego Batmana.
Powstało więc dzieło Batman Returns, które jest według wielu najlepszym filmem z serii, ale i paradoksalnie najbardziej odbiegającym od komiksowych wzorców. Film jest niesamowicie mroczny. Wszędzie są ciemnie, granatowe kolory oraz biała, gęsta mgła. Pod tym względem Burton przeszedł samego siebie. Sceny z parku czy z zoo po prostu zapierają dech w piersiach. Oczywiście nie wszystkim może się to podobać, ale dla miłośników "kolorowych" herosów polecam późniejsze filmy z serii.
Niestety, większość z tych scen jest po prostu zbudowana w studiu i to widać. Szczególnie w jednej scenie, kiedy w tle jest po prostu namalowane na płótnie miasto! Ale to nic. Akcja rozgrywa się praktycznie na jednej ulicy i to daje dość klaistrofobiczny efekt.
Scenariusz jest dość niesamowity. Zamiast typowego pojedynku herosa z wrogiem, mamy tu opowieść o samotności, odosobnieniu i "inności". Bo takimi postaciami są właśnie Batman, Pingwin i Catwoman. Historia jest wciągająca, i mimo że jest wiele postaci, to każda została dobrze potraktowana przez scenarzystę (w przeciwieństwie do filmów Schumachera). Obserwujemy genialnie napisane sceny i wspaniałe zakończenie w zoo (trochę w stylu Tarantino), nie wspominając już o zamykającej scenie.
Centralnym bohaterem filmu jest właśnie Pingwin.
Został pokazany nie jako dystyngowany złodziej, ale jako cierpiący, zmutowany i odrażający odmieniec. Jest to postać tragiczna, która chce wyrwać się z kanałów i w końcu wrócić na "powieszchnię" - czyż nie wspaniała metafora? Oczywiście tak naprawdę kieruje nim zemsta. Wyrzucony do ścieków przez własnych rodziców, zmuszony żyć na uboczu, z innymi dziwakami nie jest w stanie kochać, tylko nienawidzić. Jego jedynymi przyjaciółmi, o których dba, wydają się być pingwiny. Czy słusznie, że zginał? Czy mógł kochać, kiedy nikt go tego nie nauczył? Te pytania powinien zadawać sobie widz.
Kolejną postacią jest Catwoman. Jak w przypadku Pingwina, jej historia uległa zmianie. Nie jest już złodziejką czy obrończynią praw zwierząt, tylko psychiczną, skopaną przez życie kobietą, która pragnie zemsty na byłym szefie. Jest to chyba najciekawsza i najlepiej zrobiona postać z filmów z Batmanem. Sam Batman został potraktowany trochę po macoszemu, pojawia się rzadko (szczególnie na początku) i można odnieść wrażenie, że jest postacią drugoplanową. Na szczęście jest dużo świetnych scen, które pokazują Nietoperza jako Mrocznego Rycerza. Także on został potraktowany jako odmieniec. Samotny schizofrenik, który całe dnie spędza w ciemności, czekając na sygnał nietoperza.
Batman Burtona nie boi się również zabijać. Ale ta zmiana jest warta sceny, w której wkłada grubasowi bombę do gaci :) Max Schreck (hołd Tima Burtona dla aktora horrorów o takim samym nazwisku) to kolejna postać, wydawałoby się że odrażająco zły i wyrachowany, a jednak oddaje swoje życie za syna. Tak, nikt w tym filmie nie jest do końca zły czy dobry.
W Batman Returns mnóstwo jest nawiązań do starych, klasycznych filmów, w szczególności do horrorów. Technicznie do filmu nie można mieć zastrzeżeń. No, może oprócz tego, że Batman ciągle porusza się jak robot i w tym stroju nie może biegać czy nawet odwrócić głowy! Ale walki są zrobione w porządku. Batmobil to ten sam wspaniały wóz z poprzedniej części. Pojawił się także Batboat (Batłódź) i jeżdżąca kaczka Pingwina.
Muzyka w wykonaniu Dannego Elfmana jest świetna. Doskonale podkreśla nastrój filmu, a temat przewodni będziemy pamiętać jeszcze długo. Aktorstwo również stoi na wysokim poziomie. Napewno wyróżnia się Michelle Pfeffier w roli Catwoman, niezły jest też Danny Devito - znany z ról komediowych, tym razem miło wszystkich zaskoczył. Keaton powraca jako Batman i jest tak samo przekonywujący, jak w poprzednim filmie. Może nie pasuje do Wayne'a z wyglądu, ale jako Nietoperz jest po prostu niesamowity.
Christhoper Walken również dobrze się spisał i udowodnił, że rola złego biznesmena nie mogła być zagrana lepiej.
Film jest najdojrzalszym i najpoważniejszym z całej serii. Złośliwi twierdzą, że jest więcej o Burtonie niż Batmanie. Jest w tym trochę racji, i dla niektórych to atut, a dla innych wada. Reżyser zrobił wszystko po swojemu, na swoją modłę. W pierwszym filmie ograniczali go producenci, tutaj miał pełną kontrolę. Jednak Burton czuje i rozumie temat- doskonale wpasował swoją wizję w świat Mrocznego Rycerza. Być może nie jest to najlepsza adaptacja komiksu, ale z pewnością najlepszy film z komiksowym bohaterem.
Tim Burton dał nam niesamowite, autorskie dzieło. W planach miał już trzecią część, ale żądni kasy szefowie mieli inne zdanie. Szkoda, bo następny film to całkiem inna (w złym znaczeniu) bajka.