.: KOMIKS :: POLSKA :: 1999 :: BATMAN/SĘDZIA DREDD: UŚMIECH ŚMIERCI cz. 1 :.
BATMAN/SĘDZIA DREDD: UŚMIECH ŚMIERCI cz. 1
Rok wydania: 1999 Scenariusz: Alan Grant, John Wagner Rysunki: Glenn Fabry, Jim Murray, Jason Brashill Okładka: Glenn Fabry Tłumaczenie: Marek Zawadka Druk: kolor Oprawa: miękka Papier: matowy Format: A5 Ilość stron: 46 Wydawca: Egmont Polska Wydawca oryginalny: DC Comics Cena: 14,90 zł
Joker "połowicznie" przenosi się do MegaCity, by uwolnić Sędziów Śmierci. Ma im do przedstawienia piekielny plan zbrodni a w zamian żąda nieśmiertelności. Tymczasem Batman w Gotham ma w rękach drugą "połowę" Jokera, która wydaje się jakby była w letargu. W MegaCity, jeden z Sędziów Śmierci opanowuje ciało głównego Sędziego miasta i próbuje zlikwidować Sędziego Anderson. Ta jednak w ostatniej chwili, ranna przenosi się do Jaskini Batmana w Gotham. Opowiada Batmanowi, co się stało w MegaCity i wszystko zaczyna układać się w jedną całość. Batman niezwłocznie przenosi się do MegaCity by wraz z Dredd'em powstrzymać Jokera i Sędziów Śmierć przed zamordowaniem 10 tysięcy ludzi w Mega Sferze, której brama lada chwila się zamknie...
Batman to bardzo hermetyczna postać. Historie o jego działalności poza Gotham są nie najlepsze. Wszelkie Team-upy, zwłaszcza te z postaciami z innych wydawnictw, są po prostu kiepskie. Na tym całym tle naprawdę dobrze prezentują się spotkania Mrocznego Rycerza z sędzią Dreddem. Nie wiem, czy to dlatego że obydwoje nie posiadają żadnych super mocy, czy dlatego że piszą ich świetni scenarzyści i rysują rewelacyjni rysownicy, tak czy inaczej ich wspólne historie to świetna sprawa. Już w Judgement on Gotham, najlepiej wydanym komiksie TM-Semicu, można było doświadczyć cudownych wręcz malowideł Simona Bisleya i porządnej, krwawej jatki, co ostatecznie zaowocowało pełnokrwistym, porządnym komiksem, koniecznym dla każdego miłośnika jednej z tych postaci. Najlepsze jest jednak, że polski debiut Egmontu w wydawaniu Batmana okazuje się nie mniej udany.
W Uśmiechu Śmierci jest to co najlepsze z każdego uniwersum. Po złej stronie stoi Joker wraz z sędzią Death, a po dobrej... no, wiadomo kto. Oczywiście cała historia utrzymana jest w konwencji science-fiction, ale oprócz jako takiego punktu wyjścia, zapalnika opowieści, nie ma tu wielu super gadżetów, które odbierały by powagę fabule. Jest za to Mega-City 1, parszywa karykatura metropolii, kiczowata i kolorowa, lecz jednocześnie mroczna i brutalna. Cudnie uchwycona przez Glenna Fabry'ego, który tym razem nie ograniczył się tylko do narysowania okładki, ale uzupełnił również wszystkie kadry świetnymi malunkami. W ogóle siłą strony graficznej jest to, że nie została ona w standardowy, amerykański sposób wykonana, lecz starannie pomalowana przez rysujących artystów, podobnie jak to miało miejsce w Sądzie nad Gotham. Szkoda, że tak mało komiksów z Gackiem jest wykonanych w tej technice, gdyż niewątpliwie idealnie uzupełnia ona mroczny świat Batmana.
Fabry ma zwyczaj z surrealistyczną wręcz dokładnością odwzorowywać muskulaturę ludzkiego ciała. Ten zabieg niesamowicie wygląda w przypadku Deatha czy Batmana, ale nie sprawdza się dla kobiet (Anderson), dobrze że to opowieść o twardych facetach i ich wielkich spluwach (równie wielkich jak ich ego). Szkoda przy tym wszystkim, że wydawca nie pokusił się o lepszy papier, chociażby taki jak ten z wydania TM-Semica, który lepiej oddawałby niesamowite barwy poszczególnych kadrów, ale przynajmniej format zeszytu jest naprawdę zacny.
Kolejne już spotkanie obrońcy Gotham z obrońcą Mega-City to po prostu masakra wizualna, na dodatek okraszona świetną historią, wprawiającą wręcz w obrzydzenie, pokazano z detaliczną szczegółowością i dającą wielką ochotę na następny numer. Pierwszy Batman, wydany w Polsce przez Egmont był po prostu świetny i każdy miłośnik Mrocznego Rycerza powinien go mieć w swojej kolekcji.