Doprawdy ciężko jest napisać coś nowego o dziele tak dyskutowanym i tak popularnym jak
Kingdom Come. Mimo, iż komiks zdobył spore uznanie, a także wiele wyróżnień, to ma całkiem sporą grupę przeciwników, którzy po prostu nie widzą w tym albumie nic specjalnego. Jak to możliwe? Nie mam pojęcia, gdyż jako wielki fan Batmana, a także całego uniwersum DC, jestem pod niezwykłym wrażeniem tego arcydzieła.
Zacznijmy jednak od początku. Wszystko zaczyna się dosyć prosto, gdy w szpitalnym łóżku umiera starzec znany kiedyś jako Sandman. Od tego momentu naszym przewodnikiem, pewnego rodzaju narratorem całej opowieści będzie pastor Norman. Człowiek nieposiadający żadnych mocy, a jedynie nawiedzany przez pewnego rodzaju wizję, które wraz z tajemniczą istotą - Spectre, pozwolą mu na podróżowanie pomiędzy czasem i bycie świadkiem najważniejszych wydarzeń. W tym właśnie momencie scenarzysta zastosował bardzo ciekawy zabieg, polegający na ukazaniu całej historii z perspektywy zwykłego człowieka, z pewnością taka forma opowieści jest bardziej przejrzysta dla czytelnika i łatwiejsza w odbiorze, gdyż naprawdę można się pogubić w bardzo obszernym świecie pojawiającym się w tym albumie.
Kolejnym niewątpliwym ułatwieniem, a także bardzo przyjemnym dodatkiem, jest jedno -zdaniowe opisanie każdego z super bohaterów (w sumie jest ich 35), pomiędzy rozdziałami można dowiedzieć się, kto jest kim, oraz skąd pochodzi. Nie ma się jednak, czego obawiać. Główne role w tej historii odgrywają dobrze znani bohaterowie - Superman, Batman, Wonder Woman czy Shazam. Można powiedzieć, iż akcja utworu dzieje się kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt lat po wydarzeniach pokazywanych w większości komiksów, tak więc najważniejsi bohaterowie postarzeli się trochę, co bardzo dobrze pokazano, mają także nowy kostiumy (a co po niektórzy nawet zbroje). Wszystko to naprawdę dokładnie i szczegółowo zostało odwzorowane.
O samej fabule jako takiej można by mówić naprawdę długo. Faktem pozostaje to, iż jest ona bardzo patetyczna i całkowicie poważna. No cóż, ten komiks całkowicie różni się od dzieł Franka Millera czy sławnego "Azylu Arkham", jest to pozycja realna (Wonder Woman potrzebuje tlenu by oddychać w kosmosie, a Superman przekaźnika, żeby mówić) i fantastyczna (postać Spectre, chociażby) za razem. Pokazano tu nasz świat ludzi, a właściwie Amerykę, jaką znamy chociażby z filmów, nękaną przez nowoczesną technologię i super moce ludzi, którzy przekładają dobro własne, nad ogółu. Do tego trzeba dodać liczne nawiązania do apokalipsy Św. Jana, oraz masę symboliki ukazanej chociażby po przez rysunki. Wierzcie lub nie, ale to jedna z najambitniejszych i najciekawszych historii, jakie dane mi było kiedykolwiek w komiksie czytać.
Pewnie wielkim zaskoczeniem nie będzie, kiedy złego słowa nie powiem i na szatę graficzną, która po prostu zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Myślę, że każdy obeznany, choć trochę w komiksowym światku, zna styl rysowania Alexa Rossa. Jego prace są bardzo dokładne, można by powiedzieć, że idealnie odwzorowują rzeczywistość. W tym albumie Superman ma nawet twarz Christophera Reeve'a, któremu zresztą dedykowana jest całość. Niezwykle do gustu przypadła mi też dokładność rysunków, ich szczegółowość. Po dokładnym wpatrzeniu się w kadr, zawsze można znaleźć coś ciekawego. A to w restauracji stoi strój Batmana z serialu z lat 60-tych, na budynku widnieje napis "Lobo tu był", a na kubku szefa ONZ pisze "Dla najlepszego taty". Niby nic, a jednak miło popatrzeć na dokładnie wykonaną robotę. Jak już wspominałem każdemu z bohaterów nadano też nowy wizerunek. Chociażby Człowiek Ze Stali ma czerwono czarny znak na piersi, a podstarzały Bruce Wayne nie lata już w trykocie, tylko w specjalnej mechanicznej zbroi. Bardzo dobrze pokazano to, że cały świat się zmienia a właściwie upada, pod działaniem całej masy "superludzi".
Przyjdź Królestwo, to pewnego rodzaju podsumowanie świata super bohaterów. Piękna opowieść, splatająca wątki, co ważniejszych super bohaterów z problemami dzisiejszego świata w bardzo realny sposób. Dająca do myślenia i wzruszająca. I doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nic negatywnego na ten album nie powiedziałem, lecz cóż, jeśli chcesz minusów musisz znaleźć je sam. Chwała wydawnictwu Egmont za to, że wydało to arcydzieło w naszym kraju, sam nigdy nie żałowałem stu polskich złotych przeznaczonych na zakup komiksu, gdyż to mój prywatny numer jeden, wśród nowel obrazkowych. Mam nadzieję, że po mojej recenzji wiesz mniej więcej, czego się spodziewać w
Kingdom Come, decyzja czy go kupić należy teraz już tylko do ciebie.
Ocena: 6 nietoperków
Wydanie powstało na podstawie komiksów: KINGDOM COME #1-4 (1996). Okładka pochodzi z KINGDOM COME TPB (1997).
Poprzednia Strona