Tytuł historii:Tea Time Miesiąc wydania (okładka): Sierpień 2010 (USA) W sprzedaży od: 16.06.2010 (USA) Scenariusz: Landry Quinn Walker Rysunki: Keith Giffen & Bill Sienkiewicz Okładka: Bill Sienkiewicz Kolory: David Baron Liternictwo: Patrick Brosseau Ilość stron: 32
Cytat numeru: "Beware the Jabberwock, my son! The jaws that bite, the claws that catch. Beware the Jubjub bird, and shun the frumious Bandersnatch!"
Mad Hatter stara się wyzdrowieć. Postanawia, że nie będzie już nosił kapeluszy ani pił herbaty. Postanawia też, że napisze coś, co sam nazywa "książką". W rzeczywistości jest to jednak album, gdzie były złoczyńca wkleja różne zdjęcia opisujące jego życie.
Oprócz tego Mad Hatter potajemnie podgląda pewną kasjerkę w sklepie, w której się podkochuje. Ona ma być jego Alicją, tylko że Hatter boi się spytać o imię. Bez kapelusza brakuje mu siły i pewności siebie. Oprócz tego otaczające go przedmioty coraz bardziej przypominają mu o herbatce. Mad Hatter próbuje swoją silną wolę i mimo, że zaparzył i nalał herbatę do kubka, nie wypija jej. Wszystko to dla swojej Alicji.
Przykładowe Strony:
Załamanie przychodzi, gdy Mad Hatter odkrywa, iż w rzeczywistości jego Alicja nazywa się Cathryn. To sprawia, że czarny charakter łamie wcześniejsze postanowienia, zakłada kapelusza i wypija herbatę. Dzięki temu może być kim chce i staje się szaleńcem. Porywa Cathryn i pokazuje jej tragiczne zakończenie ze swojej książki, w którym ją zabija. Na szczęście w ostatniej chwili pojawia się Batman i powstrzymuje Kapelusznika przed popełnieniem zbrodni. Mad Hatter ucieka, lecz wpada na ciała uprzednio zamordowanych dziewczyn i zatrzymuje się, załamując się nad tym, że żadna z zamordowanych kobiet nie była Alicją. Jest mu przykro. Mad Hatter ląduje w szpitalu i postanawia, że będzie znowu silny, napisze po raz kolejny książkę o idealnym świecie i dziewczynie imieniem Alicja.
Twórcy tego numeru nie popisali się, co wielkim zaskoczeniem nie jest, ale nie tylko ich trzeba obwinić za porażkę drugiej serii Joker's Asylum. Swoboda w tworzeniu sztuki to rzecz bardzo dobra, ale w tym przypadku redaktor nie powinien był dawać autorom wolnej ręki. Jaki jest tego wynik? Już trzeci, kolejny numer opowiada o nieszczęśliwej miłości złoczyńcy. Chyba czas zmienić tytuł Joker's Asylum na "Villains In Love". To zdecydowanie bardzo źle, że redaktor serii pozwolił scenarzystom skupić się na tym aspekcie życia czarnych charakterów.
Zresztą pal licho, gdyby pan Walker napisał dobrą historię, jednak absolutnie mu się to nie udało. Szalony Kapelusznik jest pokazany jako niesamowity świr, całkowicie oderwany od świata i prześladowany przez swoją manię na punkcie herbaty oraz kapeluszy. Przez to motywacja Mad Hattera pozostaje bardzo niezrozumiała, a sama postać nie wzbudza współczucia czy jakiegokolwiek innego uczucia wśród czytelnika. Nie mówiąc już o fakcie, że historia pełna jest zbędnego dialogu i nic nie znaczącego tekstu.
Nie popisali się też rysownicy. Zarówno Keith Giffen, który chyba mimo wszystko lepiej jako scenarzysta się sprawdza, nic specjalnego nie pokazał, jak i Bill Sienkiewicz zwyczajnie położył tusz, nie dodając nic od siebie jak to miało miejsce chociażby w Death of Innocents. A oprócz nich przecież jeszcze sławny David Baron położył kolory, lecz nie są one tak sugestywne i klimatyczne jak na przykład w Detective Comics 866. Aż nie można uwierzyć, że przy tylu świetnych nazwiskach strona graficzna komiksu jest tak maksymalnie... przeciętna.
To samo można o całym zeszycie powiedzieć - do bólu przeciętny. Marny pseudo tekst, służący jedynie do zapełnienia odpowiedniej ilości stron i historia, którą można by przedstawić przy użyciu trzykrotnie mniejszej ilości planszy. W tym wszystkim najciekawsza i najładniejsza jest okładka, więc ten kto ją widział, nie zaglądając do środka komiksu nic nie straci.