Niechciane dzieciaki
z nienawiści chore.
Młode, silne dzikie
i na śmierć gotowe.
Forsa, spluwy, prochy
tatuaże, pięści,
to o nich są właśnie
miejskie opowieści.
Krew na asfalcie
ciosy, ból i krzyk,
kwiaty na grobie,
po trupach na szczyt.
Ktoś czeka w mroku,
by dokonać zemsty.
To o nim są właśnie
miejskie opowieści.
Raz na jakiś czas wychodzą albumy, które już przed premierą skazane były na sukces. Nie inaczej jest z pięknie wydanym, w twardej oprawie i na błyszczącym papierze
Jokerem. Pytanie tylko, czy w tak pięknie wydanym albumie kryje się równie piękna opowieść?
Ponad stustronicową opowieść o zabójczym klaunie z Gotham dostajemy od twórców obytych w temacie Mrocznego Rycerza - Briana Azzarello i Lee Bermejo, znanych chociażby z dwutomowego albumu
Batman/Deathblow: After The Fire. Polscy czytelnicy mieli okazję poznać twórczość pana Azzarello z niesławnego albumu
Rozbite Miasto, ale cóż Brian ma na swym koncie serie mniej i bardziej udane. W tej chwili ważne jest tylko, do którego rodzaju publikacji będzie można zaliczyć
Jokera.
Całość zaczyna się dość rewolucyjnie, acz nielogicznie. Otóż z powodów nieznanych czytelnikowi największy nemezis Batmana jakimś cudem wychodzi z zakładu dla obłąkanych Arkham. Nie wiem, co za lekarze tam leczą, ale trzeba poważnie się zastanowić, kto wypuszcza z psychiatryka gościa, który przez cały czas chodzi umalowany jak klaun (i co gorsza gustuje w fioletowych garniturach)? Pomijając jednak cały początek, to nie można odmówić historii realizmu. Komiks ten czerpie z świata Batmana stworzonego przez Christophera Nolana bardziej, niż jakikolwiek inny. Niech sobie rysownik mówi co chce, ale nawet ślepiec zauważy, że Joker z tej opowieści wygląda identycznie jak Heath Ledger w
Mrocznym Rycerzu. To samo można powiedzieć o jego stylu. Szalony Klaun nie giba się jak baletnica, ani nie opowiada kiepskich dowcipów, tylko gustuje raczej w tych podobnych do żartu ze znikającym ołówkiem, który chyba każdemu zapadł w pamięć.
Żeby nie było plagiatu Azzarello posunął się o krok dalej z realistyczną interpretacją bat-universum. Podczas lektury spotkać można całą masę znanych już zbirów z Gotham, takich jak: Croc, Harley Quinn, Edward Nigma i Pingwin, o Harveyu Dencie nie wspominając nawet. Ciężko odmówić im uroku i powagi, każdy z nich doskonale wpisuje się w realistyczną koncepcję świata. Croc wcale nie wygląda jak nie-człowiek, a pół-naga Harley tańczy na rurze (co oczywiście nie będzie w pełni pokazane czytelnikom, w trosce o ich młodszą część). W trosce o pewne urozmaicenie dodano nawet nową postać, co więcej zrobiono z niej narratora i jednocześnie świadka wszystkich, ważniejszych wydarzeń, nie mam osobiście nic przeciwko Jonny'emu, ale trzeba przyznać że momentami jego użalanie się nad sobą robi się nudne i niepoważne.
Do tego całego hiper-realistycznego świata dobrano oczywiście odpowiednią opowieść, w której... nic wielkiego się nie dzieje. Jak w piosence, której tekst widnieje na początku recenzji, całość to typowe "Miejskie Opowieści" o klaunie, który wychodzi z mroku, by dokonać zemsty. Żadne wielkie wydarzenia nie będą miały miejsce, ale po przez masę rozmów, relację z różnymi postaciami czytelnik może lepiej poznać postać Jokera. Album to jeden wielki obraz, jakby laurka na cześć tytułowego bohatera. Doświadczony wyjadacz komiksów o Batmanie nie znajdzie w tej analizie nawet nic odkrywczego, ale to w sumie nie przekreśla tego komiksu. Sam osobiście lubię spokojne, stonowane historie, podchodzące wręcz pod kryminał noir. Taki styl pisania ma zresztą Azzarello, no i cóż, opowiedział historię w stylu, w jakim mu najlepiej wychodzą, nie siląc się przy tym na zaskoczenie odbiorcy.
Nie zmienia jednak faktu, że główną siłą albumu jest jego strona graficzna. Bermejo ma ładną kreskę, pasującą bardzo dobrze, do klimatu opowieści i umiejętnie budującą napięcie, oraz oddającą emocje. Mankamentem rysunków jest jedynie kwestia tuszowania. Przy okazji
Batman/Deathblow Bermejo nauczył się od niesamowitego Bradstreeta jak kłaść tusz i dzięki temu w
Jokerze uświadczymy pięknych planszy. Szkopuł w tym, że chyba rysownikowi nie chciało się przekalkowywać wszystkich stron, więc zaprosił do współpracy Micka Graya, a ten odwalił fuszerkę w photoshopie. Myślę, że na podstawie tego komiksu każdy zrozumie jak ważny jest proces kładzenia tuszu, oraz jak różnie można to zrobić. Dziwi mnie lekceważące posunięcie artystów, których nie gonił żaden termin i można było komiks spokojnie wykończyć porządnie, a nie na szybkiego, na czym naprawdę ucierpiała ostateczna jakość odbioru albumu.
Bo fakt faktem, można było
Jokera wydać przy okazji premiery DVD
Mrocznego Rycerza, gdy batmanomania powróci na kolejną chwilę. Bo komiks z pewnością bardzo na czasie jest. Być może w przyszłości, ludzie nieznający najnowszego filmu z Batmanem, nie znajdą wiele ciekawego w
Jokerze, jednak na chwilę obecną to świetny zabieg marketingowy. Każdy, kto chce więcej Jokera w stylu Ledgera z pewnością posiądzie ten album, bo ładnie wkomponowuje się w popularną nolanowską wizję, która tak spodobała się widzom na całym świecie. Sam też z początku byłem wręcz oczarowany dziełem Azzarello, jednak z czasem zacząłem dostrzegać brak cech wyjątkowych w tym, jakże szumnie zapowiadanym komiksie. Bynajmniej nie jest to pozycja zła, ale po prostu porządna i przemyślana. Może w przyszłości, gdy już przejdzie szał zachwycania się
Mrocznym Rycerzem i
Joker przepadnie w morzu zapomnienia, lecz do tego czasu warto poznać gothamskie Miejskie Opowieści.
Ocena: 5 nietoperków
Poprzednia Strona