Elseworld przedstawia alternatywny świat, w którym nie ma i nigdy nie było Supermana, a to dlatego, że oponę w samochodzie państwa Kentów przebił gwóźdź i nie ruszyli się z domu w dniu, gdy mały Kal-El przybył na ziemię. Lata później dowodzona przez Green Laterna (Hal Jordan) Liga Sprawiedliwości przeżywa kryzys, bo ogromna kampania nienawiści wobec superludzi i przybyszy z kosmosu próbuje zdyskredytować Ligę i pozwolić na przejęcie władzy nowemu, nieznanemu wrogowi.
Jak wyglądałaby Liga Sprawiedliwości bez Supermana? Jak wyglądałby świat DC bez Człowieka ze Stali? Jeśli wierzyć Alanowi Davisowi i jego
JLA: The Nail?
Już sam sposób, w jaki "wyeliminowano" Supermana jest genialny w swej prostocie, a im dalej w las, tym ciekawiej, choć już nie tak prosto. Davis nie poszedł na łatwiznę i nie uznał braku Supermana jedynie za osłabienie Ligi, w sensie braku jej najpotężniejszego członka i właśnie to sprawiło, że The Nail jest komiksem bardzo dobrym. Superman był przede wszystkim uwielbianym przez społeczeństwo bohaterem - tym, który zainspirował wielu herosów swojej ery i równocześnie sprawił, że ludzkość powitała pozostałych superbohaterów z otwartymi ramionami. Bez niego ludzie patrzą na Ligę nieufnie, a naturalny strach przed odmiennością i mocą jej członków jest umiejętnie podsycany przez media. W końcu Aquaman otwarcie tytułuje się królem oceanów, J'onn J'onzz nie ukrywa swojego pozaziemskiego pochodzenia, a przywódca Ligi, rozporządzający największą mocą Green Lantern jest agentem obcej organizacji militarnej.
Na czele ruchu antyligowego stoi burmistrz Metropolis - Lex Luthor, któremu nie miał kto stanąć na drodze ku władzy. Jego zastępca to nikt inny, jak Jimmy Olsen. Tak, tak - bez Supermana Jimmy nie jest tym samym sympatycznym fotografem, którego znamy i lubimy (lub przynajmniej ktoś pewnie lubi, bo mnie akurat zawsze drażnił, ale co tam). Najbardziej jednak szokującą z postaci, których życie wygląda w tym świecie zupełnie inaczej,, jest niewątpliwie Oliver Queen, były Green Arrow, a od czasu walki z Amazo przykuty do wózka kaleka, ostrzegający w telewizji świat przed żądnymi władzy nad światem obcymi, którzy naprawdę stoją za Ligą. Ta scena wystarczy chyba, żeby każdy wciągnął się w historię i nie odłożył komiksu aż do ostatniej przeczytanej strony.
Fabuła ani na chwilę nie staje się przewidywalna, pełna jest zaskakujących zwrotów, a zarówno główny czarny charakter, jak bohater, który na końcu wesprze Ligę będą niespodzianką chyba dla wszystkich (poza tymi, którzy lubią zacząć czytać od ostatniej strony).
W elseworldach bohaterowie często zachowują się nie do końca tak, jakbyśmy tego po nich oczekiwali. Nie tak, jak spodziewalibyśmy się, że te przecież dobrze nam znane postacie będą działać nawet w tak odmiennych "innoświatowych" okolicznościach. "The Nail" nie powiela tego błędu - wszyscy herosi są tu dokładnie tacy, jakbyśmy po nich oczekiwali. Green Lantern okazuje się świetnym dowódcą, wcale nie gorszym od Supermana w "naszej" rzeczywistości. Brakuje mu jedynie tej "medialności" Kal-Ela, a poza tym ma na głowie cały sektor kosmosu, a nie tylko ziemię. Wonder Woman poniekąd zastępuje Supermana i stara się być ambasadorką między Ligą a rządem. J'onn zasmucony reakcją ludzi na jego odmienność, podchodząc jak zawsze do wszystkiego logicznie i z doświadczeniem postanawia tymczasowo usunąć się w cień dla dobra Ligi. Batmana natomiast nie obchodzi dobra czy zła prasa i to, że uważa się go za demona lub kosmitę, tak długo jak nie przeszkadza mu to walczyć z przestępczością w Gotham.
W ogóle wątek Batmana jest zdecydowanie najciekawszy w całym komiksie. Normalnie byłbym całym sobą przeciwko Batmanowi zabijającemu kogokolwiek, nawet w elseworldzie, bo postanowienie, że nigdy, niezależnie od okoliczności nie stanie się mordercą jest dla mnie jednym z najważniejszych elementów tej postaci. Jednak w tym wypadku muszę przyznać, że morderstwo Jokera pozwoliło opowiedzieć świetną historię, nie odchodząc wcale od tego Batmana, którego znamy. Okoliczności, w których doszło do zabicia Klowna są zupełnie wiarygodne, zwłaszcza po tym jakiego aktu okrucieństwa i sadyzmu dopuścił się Joker na oczach Nietoperza i to jeszcze wobec Robina i Batgirl (tak na marginesie - Joker też został przedstawiony świetnie - żadnych zahamowań, totalny świr i socjopata). Jednak Davis rozumie, jak ważne dla Batmana jest wystrzeganie się od mordowania. Dlatego Bruce'a prześladować będzie od teraz nie tylko widok swoich umierających pomocników, ale również świadomość jego własnej zbrodni. Właśnie te wyrzuty sumienia, które jak stwierdza Davis w epilogu będą towarzyszyć Batmanowi już zawsze, mimo uniewinnia go przez sąd sprawiają, że jest to takie... prawdziwe wobec postaci Batmana.
Paradoksalnie jest to też jeden z najlepszych komiksów o Supermanie - dopiero jego nieobecność daje nam odczuć jak bardzo Liga go potrzebuje i chociaż jego nieobecność pozwoliła opowiedzieć fenomenalną historię, widać, że na dłuższą metę Człowiek ze Stali jest potrzebny uniwersum DC. Kiedy go nie ma, powstaje luka, której nie ma kto wypełnić i dopiero to pozwala dostrzec, że ten, często postrzegany jako dwuwymiarowy, papierowy harcerzyk bohater, jest bardziej wyjątkowy niżby się komukolwiek wydawało.
Ocena: 6 nietoperków
Poprzednia Strona