Klasyczny Elseworlds scenarzysty Howarda Chaykina i rysownika Daniela Breretona. Wydanie składa się 3 częściowej miniserii Thrillkiller i specjalnego numeru Thrillkiller '62.
Mogę z całym spokojem powiedzieć, że
Thrillkiller to jeden z lepszych Elseworldów. Trudno jest mi jednoznacznie wskazać dlaczego, bo tych przyczyn jest kilka, więc postaram się je krótko i sensownie wyłożyć.
Howard Chaykin to scenarzysta, którego fani Batmana, również polscy, mieli okazję poznać z dobrej strony. Tworzy historie na pozór proste i nieskomplikowane, ale zwykle niebanalne i wciągające. I tak samo było tu.
Tomik, który mam na warsztacie to tak naprawdę dwa komiksy zrobione przez ten sam tandem. Pierwszym z nich jest trzyczęściowa miniseria, rozgrywająca się w roku 1961. To dziwny rok, kiedy zmieniają się dekady, odchodzi w niepamięć Ameryka McCarthyzmu, ale nie nadeszła jeszcze rewolucja dzieci-kwiatów.
Policja w Gotham to potworny ściek. Wszyscy biorą i w zasadzie prócz odznak niewiele różni ich od klasycznych złoczyńców. Pewnego dnia zaczyna się im dawać we znaki dwójka przebranych awanturników, nazywających siebie Batgirl i Robin.
James Gordon na ma głowie wyjątkowo dużo problemów, szczególnie ze swoją córką, która porzuciła dom, nie szanuje ojca, a do tego prowadza się z byłym artystą cyrkowym, młodym Richartem Graustarkiem. Jedyną osobą, na której Gordon może jeszcze polegać w swoi wydziale jest osierocony syn zbankrutowanych przemysłowców, biedny jak mysz, ale za to uczciwy, detektyw pierwszej klasy Bruce Wayne. To właśnie jemu dostaje się zadanie namierzenia dwójki kolorowych mścicieli, a w drugiej kolejności, wyplenienia korupcji w szeregach gothamskiej policji.
Chaykin naprawdę rozwija w tej historii skrzydła. W mało którym Elseworldzie zdarza się, aby przedstawiono tak wiele oryginalnego uniwersum, ale w tak odmienny sposób. W starej posiadłości Wayne'ów, wykupionej przez fundację, bazę operacyjną urządziła sobie wyrodna córka policjanta, znana na mieście jako Batgirl. Harvey Dent jest prokuratorem okręgowym i jest piękny jak Apollo. Za to szeregi skorumpowanych gliniarzy zasila niejaki Sands, przyjemniaczek o połowie twarzy oszpeconej na skutek wypadku. Zaś pewna pracująca dla gangsterów dama wyróżnia się niezwykle bladą, wręcz białą karnacją, ustami godnymi Julii Roberts i niecodziennie, bo na zielono, ufarbowanymi włosami. To zresztą nie koniec starych znajomych, Lance, Harper i parę innych postaci przewijają się przez karty
Thrillkillera zaskakując nas swoimi rolami w tej wersji nietoperzowego mitu. Świetna, szybka akcja, wykorzystująca mnóstwo znanych motywów sprawia, że ten komiks powinien być ilustracją motto całej linii: postacie tak znajome, jak dzień wczorajszy, wydają się świeże, jak dzień jutrzejszy.
A tym, co w pierwszej kolejności zwróciło moją uwagę, jest oprawa graficzna. Nie znałem wcześniej żadnych prac Breretona i aż sam się dziwię. Świetne, realistyczne malowane w pełnym kolorze ilustracje przyciągają oko starannością, realizmem i ekspresją. Świetna forma, doskonały dobór palety i niezwykły dynamizm ilustracji, ujęty w karby dosyć statycznego i klasycznego w duchu kadrowania dają niezwykły efekt. Dodatkowego dynamizmu dodają stronom dymki dialogowe i narracyjne, oraz pojedyncze, dynamiczne elementy. Pod względem potraktowania realizmu, Brereton przypomina jednego z moich ulubieńców, czyli Hamptona, ale ekspresja godna jest znanego u nas z okładek serii TM-Semica Stelfreeza. Prawdziwa radość dla oczu.
Przeczytać, tyle mogę powiedzieć. Kupić, najlepiej wydanie brytyjskie, zawierające wszystkie czrety opowieści i przeczytać. Każdy fan Elseworldów, i nie tylko Elseworldów, z pewnością ma czego żałować, jeśli jeszcze tej historii nie zna.
Ocena: 5 nietoperków