Współtwórca From Hell Eddie Campbell przedstawia historię o młodym Batmanie, który doskonali swoje detektywistyczne umiejętności, badając tajemniczego Order of Beasts. W czasie wojny w Londynie znajdywane są kolejne ciała członków sekretnego stowarzyszenia, zabójstwa są jednak połączone z większym zagrożeniem, któremu tylko Mroczny Rycerz może zapobiec.
Tym, co przykuło moją uwagę do albumu
The Order of Beasts, poza oczywiście faktem, że to Elseworlds, a ja konsekwentnie dążę do posiadania wszystkich albumów tej linii z Gackiem, była grafika. A konkretnie osoba jej autora, Eddie Campbella. Dla tych, którym to nazwisko nic nie mówi podpowiem jedynie, że to on zilustrował
From Hell do scenariusza Alana Moore'a. Tym razem stworzył ilustracje do własnego scenariusza.
Są lata trzydzieste, w powietrzu czuć już zbliżającą się wojnę, ale Anglia nadal jest spokojna. Właśnie z wizytą przyjechał amerykański milioner, Bruce Wayne. Jeden z jego znajomych, sir Rodney Fairfax, to bywalec pewnego sekretnego towarzystwa, przebierającego się za zwierzęta, aby oddawać się radosnemu knuciu i uciechom kulinarnym i cielesnym. Nie wiedzą jednak, że w ich szeregach znajdują się członkowie innej, tym bardziej sekretnej organizacji, wierzącej w przewodnictwo rosnącego w siłę niemieckiego wodza z grzywką i wąsikiem. Jak to bywa często w czasie agenturalnej podziemnej działalności jeden z nich rozstaje się z życiem w sposób raczej gwałtowny i przedwczesny.
W tej właśnie chwili do akcji wkracza alter ego amerykańskiego filistra, czyli zamaskowany Batman. Nie dziwi fakt, że przebierająca się za zwierzaki grupa postanawia poprosić tego, najwyraźniej bardzo im zwyczajami bliskiego, detektywa o pomoc.
Oczywiście w tym brytyjskich wojażach Bruce'a nie mogło zabraknąć pięknej kobiety, więc w całą akcję wplątana jest piosenkarka, Edith, piękna i młoda córka sir Fairfaxa.
W
Order of the beasts Campbell prezentuje całkiem inny typ rysunku niż we
From Hell, ale nadal jest to prawdziwa uczta dla oczu. Wykonane ołówkiem szkice są pokolorowane akwarelami, dając, mimo pewnych obecnych w kresce uproszczeń, wrażenie jednocześnie niezwykłego realizmu momentami jednak przywodząc na myśl dziecięce rysunki.
Klasyczne w duchu kadrowanie, chwilami przerywane całostronicowym panelem albo otwartym kadrem, sprawia, że lektura tego dość w sumie cienkiego tomiku mija bardzo szybko i sprawnie. Aż trochę szkoda, że tak szybko.
Jest kilka ciekawostek, na które warto zwrócić uwagę, jak chociażby ta, że Eddie Campbell musiał zarejestrować własną firmę, aby móc dla DC wydać autorski komiks. Takie ponoć w tamtych czasach były regulacje amerykańskiego giganta.
A dla tych, którzy jak ja lubią Elseworldsowe wariacje na temat stroju nietoperza druga ciekawostka: Batman wygląda jak Batman. Strój w tym albumie nie różni się niczym od wersji klasycznej, prócz jednego, jednocześnie małego i ogromnego szczegółu. Nie ma majtek naciągniętych na spodnie.
Stanowczo, nie wolno tego przegapić!
Ocena: 3,5 nietoperka
Poprzednia Strona