Ileż to już było opowieści o pierwszym, historycznym spotkaniu dwóch zażartych wrogów - tajemniczego mściciela w pelerynie, Batmana i zwyrodniałego, morderczego klauna, Jokera? W Polsce ukazał się 50. numer serii Legends of the Dark Knight zatytułowany Images, w którym temat ten został dość dobrze ukazany przez Dinnisa O'Neila. Również Ed Brubaker napisał opowieść The Man Who Laughs - i jest to komiks poprawny, ale bez wielkiego błysku. Gdyby poszperać głębiej, znalazłoby się pewnie jeszcze co najmniej kilka komiksów, które opowiadają o pierwszym pojedynku tych dwóch postaci; posłużyłem się tutaj jedynie tymi dwoma przykładami, gdyż one od razu przyszły mi na myśl. W obu tych komiksach scenarzyści trzymają się wersji stworzenia Jokera, z genialnego Zabójczego żartu; a więc Joker doznaje deformacji na skutek poparzenia chemikaliami, podczas napadu na fabrykę. W komiksie Lovers and Madmen mamy do czynienia z zupełnie inną, alternatywną wersją wydarzeń.
Gdy DC podjęło decyzję o zamknięciu serii Legends of the Dark Knight, jasne było, że fani będą się domagali zapełnienia powstałej luki innym tytułem, który z równym powodzeniem opowiadałby historie z początków kariery Bruce'a Wayne'a w roli Mrocznego Rycerza. Tak właśnie zrodziła się seria Batman Confidential. Numery 7-12 składają się właśnie na opowieść noszącą tytuł Lovers and Madmen. Tym razem jednak scenarzysta Michael Green (współtwórca serialu Heroes) postanowił zaprezentować czytelnikom Jokera, jakiego jeszcze nie widzieli i to właśnie postanowienie udało mu się zrealizować doskonale. W jego wizji Joker nie jest Red Hoodem, ani komediantem-nieudacznikiem z Zabójczego żartu, lecz człowiekiem szukającym mocnych wrażeń, zblazowanym, znudzonym życiem przestępcą o samobójczych skłonnościach, pogrążonym na dodatek w głębokiej depresji. Odnajduje on radość i sens życia w momencie, gdy spotyka na swej drodze Batmana i to jest naprawdę przerażające w tym komiksie. Jack (a potem Joker) staje się niepohamowaną, niszczącą siłą, której nie da się przemówić do rozsądku, nie da się przekonać racjonalnymi argumentami, nie da się z nią pertraktować; jej jedynym celem staje się niesienie śmierci i zniszczenia przy okazji bezpardonowych pojedynków z Mrocznym Rycerzem, którego wybrał sobie na śmiertelnego wroga. Czy spotkaliście kiedyś kogoś, kto po prostu podjął decyzję o niszczeniu wszystkiego co próbujecie w trudzie i znoju stworzyć? Kogoś kto bez konkretnego powodu miałby obsesję na waszym punkcie objawiającą się mieszanką chorej wypaczonej miłości i nienawiści? W takiej właśnie sytuacji znajduje się w tym komiksie Batman. Green świetnie ukazuje, jak niespotykana dotąd sytuacja wpływa na niedoświadczonego mściciela w pelerynie, któremu do tej pory walka z przestępczością wydawała się doskonale uporządkowaną rutyną. Prowadzi to do sytuacji, w której Bruce Wayne podejmuje kontrowersyjne decyzje, będące wynikiem poczucia bezsilności.
Również wątek romantyczny jest w tym komiksie bardzo udany. Jego siła tkwi w świetnych dialogach, czego przykładem jest pierwsze spotkanie Lorny z Brucem. Ich znajomość naprawdę sympatycznie się rozwija, jest pozbawiona teatralnej patetyczności, dlatego też następujące wydarzenia nabierają prawdziwie tragicznej wymowy. Muszę przyznać, iż dziewczyny Wayne'a rzadko wzbudzają moją sympatię, lecz w tym przypadku Green stworzył postać niby zwyczajną, a jednak mającą coś w sobie.
Scenarzysta świetnie radzi sobie z poszczególnymi bohaterami swojej opowieści. Riposty Alfreda są kapitalne, a jego iście stoicka reakcja na zniszczony komputer - bezcenna. Właśnie taki powinien być Alfred - sarkastyczny i z ciętym poczuciem humoru. Również rozmowa Batmana z Cranem oraz Jacka z barmanką, która wydaje się dziwnie znajoma, to udane smaczki serwowane nam przez scenarzystę. A motyw z królikiem na księżycu, to istne... szaleństwo.
Warstwa graficzna jest dziełem weterana Denysa Cowana, którego rysunki są bardzo specyficzne. Jego nerwowy, poszarpany, przypominający chaotyczne bazgroły styl rysownia może być ciężkostrawny i przyznam szczerze, że w innym komiksie nie przypadłby mi pewnie do gustu. Niemniej jednak rysując zdeformowanego Jokera, styl Cowana sprawdza się świetnie. Kadry z groteskowo śmiejącym się szaleńcem wyglądają naprawdę przerażająco i nie tylko one wyszły artyście całkiem nieźle. Dlatego też akurat w tej opowieści Cowan sprawdził się jako rysownik i wpasował się w klimat komiksu.
Polecam Lovers and Madmen fanom Jokera i fanom otwartym na historie alternatywne. Myślę jednak, że i pozostali miłośnicy komiksów z Nietoperzem mogą czerpać wiele przyjemności z lektury tego wydania zbiorczego. Udana, alternatywna wersja powstania największego wroga Nietoperza, występy innych postaci, które staną się w przyszłości częścią półświatka Gotham, świetny występ Alfreda, akcja, przygody i okazja do obserwowania niedoświadczonego Bruce'a w masce Nietoperza, są atutami tej historii, i to nie jedynymi.