Do lektury takiego komiksu zawsze przystępuję z pewną obawą. Zastanawiam się, czy scenarzysta ma dobry pomysł na rozwiązanie tajemnicy, bo przecież podstawą fabuły jest tutaj tajemnica. W
Gotham After Midnight, dwunastoczęściowej miniserii, scenarzysta stawia Mrocznego Rycerza, przed pytaniem, kto jest tajemniczym osobnikiem mordującym mieszkańców rodzinnego miasta Batmana. Co więcej, złoczyńca wykorzystuje starych wrogów Gacka, a to jeszcze bardziej komplikuje śledztwo. No cóż, moje obawy okazały się niestety niebezpodstawne, bo komiks Nilesa nie dość że mnie nie zaskoczył, to jeszcze zawierał elementy odgapione (mówiąc kolokwialnie) od innych twórców. Wykorzystywanie szaleńców było już w komiksach Loeba, i to nie raz. Natomiast wątek z detektyw Clarkson zbytnio przypomina ten z Andreą Beaumont z filmu
Mask of the Phantasm - szczególnie ostania rozmowa z Alfredem, że zemsta zaciemnia duszę, i tym podobne. Ale na tym nie koniec - Niles zapełniał poprzednie części niepotrzebnymi wątkami oraz bójkami i, w efekcie, ostatni numer musiał nafaszerować dialogami i monologami do granic możliwości; a tak prawdę mówiąc, granice te przekroczył. Odkrycie tożsamości złoczyńcy stojącego za całą aferą trudno nazwać odkryciem; okazuje się, że przez jedenaście odcinków na próżno liczyliśmy na jakąś niespodziankę; takiego zakończenia można się było spodziewać już od kilku odcinków - ja w takich przypadkach czuję się oszukany przez scenarzystę; jeśli nie potrafi wymyślić czegoś zaskakującego, niech w ogóle nie pisze tego typu historii. Aha, i ktoś powinien powiedzieć Nilesowi, że podłożenie spalonych zwłok jest chyba najbardziej oklepanym sposobem na sfingowanie śmierci - niby profesjonalista, a chyba o tym nie wie. Podłożenie odpowiedniej próbki DNA też nie jest wcale skomplikowane. Aż trudno mi uwierzyć, że tak ceniony scenarzysta mógł napisać tak amatorską intrygę.
Co innego rysownik - jeden z najbardziej oryginalnych artystów, którzy mieli okazję rysować Batmana. Co prawda nie każdy musi tolerować jego unikatowe podejście do ilustrowania Mrocznego Rycerza, ale nie można odmówić pracom Jonesa odpowiedniego klimatu, dynamiki oraz odrobiny humoru. Szkoda tylko, że dobra praca rysownika nie jest w stanie przysłonić kiepskiego scenariusza.
Zrobiła się ostatnimi czasy moda na historie w stylu
Long Halloween lub
Hush. To przykre, że poziom nie idzie do góry, i że Niles nie nauczył się niczego na niedociągnięciach Loeba.
Gotham After Midnight poleciłbym miłośnikom twórczości Jonesa i tym fanom, którzy lubią pojedynki Gacka z pacjentami Arkham i nie denerwuje ich czekanie przez jedenaście odcinków na odkrycie tajemnicy, która tajemnicą wcale nie jest. Jeśli jednak macie zamiar kupić tę pozycję, aby dowiedzieć się, kim jest tajemniczy Midnight, to proponuję raczej przeczytać streszczenie i sięgnąć po jakiś dobry kryminał, albowiem na ten komiks szkoda Waszego czasu.
Ocena: 3 nietoperki
Poprzednia Strona