Batman w stylu manga! To olbrzymia przygoda, autorstwa Kia Asamiya, przedstawiająca Największego Detektywa Świata w akcji, rozgrywającej się w dwóch miastach, Gotham i Tokyo, zamkniętego w śmiertelnej walce ze swoimi największymi wrogami!
Manga przyszła na Zachód dość dawno, ale jest niezwykła popularność to fenomen ostatnich dwóch dekad. W pewnej chwili pojawiły się mangowe wersje znanych produktów zachodniego rynku komiksowego. Batmana to zjawisko nie ominęło.
Kia Asamiya najlepiej znany jest z takich prac jak Martian Successor Nadesico i Silent Mobius, a także z projektów do filmów z Godzillą z lat 80-tych. Opisuje także siebie jako wielkiego fana Gwiezdnych Wojen i właśnie Batmana.
Efektem tej drugiej pasji jest epicka historia
Child of dreams. Zbiorcze wydanie amerykańskie ma grubo ponad 300 stron. I mimo objętości, czyta się je błyskawicznie.
Zadziwia niesamowity rozmach historii, która, widziana oczyma japońskiej dziennikarki, rozpoczyna się w starym, złym Gotham, aby następnie przenieść się na drugi koniec świata, do Tokio. Prócz Batmana i Yuko zobaczmy tu bogatą galerię postaci. Pojawią się takie ikony mitologii Nietoperza jak Two-Face, Joker, Catwoman i inni, ale również nowi adwersarze, na czele z mózgiem całej misternej intrygi, genialnym, acz (jakżeby inaczej) kompletnie szalonym naukowcem, któremu wydaje się, że wie więcej o Batmanie niż on sam. I oczywiście - że może go z powodzeniem zastąpić i być lepszym w jego misji. Nie jest to jednak klasyczna parada złoczyńców - osią akcji jest bowiem nowy designer drug, pozwalający każdemu wcielić się w swego idola. Na kilka godzin lub na jedną noc może stać się psychopatycznym mordercą o białej twarzy, oszpeconym gangsterem, który niegdyś był prokuratorem, ubraną w obcisły kostium złodziejką lub nawet samym zamaskowanym mścicielem.
Mimo, że pomysł stanowiący oś scenariusza jest dosyć prosty, Asamiya realizuje go po mistrzowsku, wplatając w intrygę rozmaite wątki poboczne, mylące tropy i pozornie zbędne elementy. Jest to świetny przykład na to, że sprawny twórca potrafi ciekawie zrealizować coś, co wydawało się już ograne. Kompletne przeciwieństwo nieszczęsnego Rozbitego miasta, nad którym znęcałem się w odcinku pierwszym.
Oryginalna wersja japońska powstawała ponad rok na potrzeby mangowego periodyku Magazine Z. Autorowi udało się jednak uniknąć częstego, w takich wypadkach braku płynności akcji - gdyby nie informacja od wydawcy, nie domyśliłbym się, że Dziecię powstawało w odcinkach.
Jeśli chodzi o stronę graficzną, trudno jest wypowiedzieć się obiektywnie. Mangę zwykle albo się lubi, albo nienawidzi, przynajmniej wśród moich znajomych. Faktem jest, że postacie w
Child of dreams wyróżniają się wielkimi nosami, ale do tego szczegółu można przyzwyczaić się już po kilku stronach. Mroczny Rycerz w tej wersji jest naprawdę mroczny. W kapturze i pelerynie jest coś niepokojącego i demonicznego.
Zadziwia też rozmach graficzny opowieści, dbałość o detale, doskonale oddany mroczny klimat Gotham i przytłaczający ogrom Tokio. Asamiya świetnie czuje się w scenach nocnych, co nie jest wcale łatwe i popularne. Autor sam twierdzi, że jednym z pierwszych jego kontaktów z Batmanem był pierwszy film Burtona. Tę inspirację widać w stylistyce i nastroju grafiki.
Warto sięgnąć po Dziecię snów nawet, jeżeli na co dzień nie przepadamy za mangą. Jest to jedna z tych historii, które potrafią zmienić poglądy na takie sprawy. Nie ma ani śladu wielkich oczu i uproszczonych skrótów anatomicznych, obiecuję. 20 dolców za ten album to uczciwa cena. Nie tylko przeczytacie z zapartym tchem, ale będziecie regularnie wracać do Tokio i tajemnego laboratorium, gdzie wśród bat-gadżetów ziścił się szalony sen pewnego naukowca.
A fanboye mogą sięgnąć również po mangową adaptację Mrocznego Widma.
Ocena: 4,5 nietoperka