Kiedy młody Bruce Wayne odkrywa, przechowywany w unikalnych związkach chemicznych żywy mózg swojego ojca, postanawia przywrócić Thomasa Wayne'a do życia. Jednakże eksperyment nie do końca się udaje i kiedy groźny Bat-Man zostaje wyzwolony, tylko Bruce może wszystko naprawić zabijąc stwora, który kiedyś była jego ojcem.
Castle of the Bat to klasyka. Nie dlatego, że ten komiks jest aż tak dobry, że trafia automatycznie do kanonu komiksu amerykańskiego, chociaż jest naprawdę dobry, ale dlatego, że odwołuje się do klasyki, w tym wypadku literackiej.
Jest to bowiem wariacja na temat słynnej powieści Mary Shelley, czyli
Frankensteina.
I to wariacja nie byle jaka. Oto młody, obiecujący naukowiec, Bruce Wayne, outsider skłócony ze środowiskiem medycznym, który w swoim zamku prowadzi podejrzane eksperymenty. Towarzyszy mu w tej odosobnionej pracowni jedynie garbaty sługa, Alfredo. Reszta miejscowego światka naukowego ma do Wayne'a stosunek raczej krytyczny. Szczególnie Dr Seltsam, który uważa eksperymenty młodego lekarza za bliższe czarnej magii niż nauce.
Tymczasem ten prowadzi swoje badania nad przepływem impulsów elektrycznych w żywych organizmach w bardzo konkretnym celu - pragnie przywrócić do świata żywych swojego ojca, który wiele lat wcześniej został zabity na gościńcu przez zamaskowanego bandytę.
Razem z bohaterem komiksu zagłębiamy się coraz bardziej w mroczne zakamarki jego laboratorium, w którym powstaje z zaświatów człowiek nietoperz, niesamowity elektryczny zombie, Thomas Wayne przywrócony światu elektrycznością i czarną nauką. Jego wizerunek, stworzony w tym komiksie, to czytelny hołd dla postaci potwora stworzonego przez Frankensteina w filmie z 1931 roku.
Tymczasem Bruce nie jest jedyną osobą, która prowadzi podejrzane eksperymenty. Dr Seltsam, jak się okazuje, od lat w tajemnicy przed władzami miejscowego uniwersytetu prowadzi własne prace, jeszcze straszniejsze i potworniejsze niż wszystko, co dzieje się w zamku Wayne'a.
Jak przystało na opowieść gotycką nie może zabraknąć także emocji innego rodzaju. Prócz Alfredo, pojawia się w niej także narzeczona Bruce'a, Fraulein Julia Lavenza, oparta bezpośrednio o postać Elisabeth z literackiego pierwowzoru. Nie zabrakło także dzielnego stróża prawa - burgermeister Gordon, pierwotnie gotów poprowadzić nagonkę z pochodniami, aby położyć kres wynaturzeniom, orientuje się kto tak naprawdę dopuszcza się tu niegodziwości i po czyjej stronie powinna stanąć sprawiedliwość.
Nie zabrakło oczywiście żądnego krwi tłumu z pochodniami i wielu innych smaczków, przerzucających nas między komiksowym rodowodem Batmana, literacką fikcją Shelley i jej ekranizacjami.
Z tymi ostatnimi ma ten komiks wiele wspólnego również ze względu na niezwykłą oprawę graficzną. Bo Hampton, brat Scotta, jednego z moich ulubionych twórców, stworzył go w technice akwareli. Strony komiksu zapełniają realistyczne, przepięknie namalowane ujęcia, pełne niepokojącej, mrocznej aury, jednocześnie bardzo delikatne ze względu na użyta technikę i niezwykle ekspresyjne. Pełne uroku i siły wyrazu, przypominają chociażby Erica Campbella z innego komiksu Elseworlds -
The Order of Beasts, czy zapierające dech w piersiach popisy drugiego z Hamptonów. Wiele z tych kadrów mogłoby pełnić spokojnie funkcję samodzielnych miniatur.
Możliwe, że to tylko moje osobiste uwielbienie dla takiej, a nie innej techniki, ale jeśli ktoś lubi komiksy malowane, to z pewnością jest to pozycja, której nie należy pominąć.
Warto też wczytać się w opowieść, w jej dialogi i meandry, aby dotrzeć do ogromnej masy smaczków, nawiązań i odniesień, które Harris umieścił w scenariuszu.
Z pewnością jest to jeden z mniej może znanych, ale na pewno ciekawszych albumów z alternatywnych wizji Człowieka-nietoperza.
Ocena: 4,5 nietoperka
Poprzednia Strona