.: KOMIKS :: USA :: BATMAN AND ROBIN :: ROK 2011 :: BATMAN AND ROBIN #24 :.
BATMAN AND ROBIN #24
Tytuł historii:The Streets Run Red, part 2 of 3, Exit Strategy Miesiąc wydania (okładka): Sierpień 2011 (USA) W sprzedaży od: 08.06.2011 (USA) Scenariusz: Judd Winnick Rysunki i tusz: Greg Tocchini Okładki: Guillem March i JG Jones Kolory: Artur Fujita Liternictwo: Patrick Brosseau Ilość stron: 32
Jason Todd zostaje oswobodzony przez grupę o nazwie "The Menagerie". Mają oni za zadanie zapewnić mu transport do ich szefa i nic więcej. Todd nie traci czasu i rozpoczyna walkę z oswobodzicielami. Mimo początkowych sukcesów, zostaje obezwładniony przez lwo-kształtnego przywódcę grupy. I gdy ten ma go pobić, na pomoc Red Hoodowi przychodzą Batman i Robin. Wspólnie walczą z Menagerie, z różnym skutkiem. Jasonowi udaje się złapać Reptile'a. Odstrzeliwuje mu nogę i przystawia karabin do głowy, biorąc go na zakładnika, który pozwoli mu uciec zarówno przed zwierzęcą grupą najemników jak i Dynamicznym Duetem. Niespodziewanie Red Hood dostaje telefon od szefowej grupy Menagerie. Przetrzymuje ona Scarlet, jedyną osobą, na której zależy Toddowi.
Przykładowe Strony:
Batman i Robin postanawiają uwolnić Scarlet i nie zamykają Red Hooda z powrotem w więzieniu, tylko razem z nim ruszają na ratunek. Damian martwi się, że to może być pułapka, Dick uspokaja go, ale jednocześnie uprzedza, że muszą być przygotowani na wszystko. W międzyczasie Jason zdążył przebrać się i już w stroju Red Hooda idzie razem z Batmanem i Robinem na ratunek Scarlet.
Zazwyczaj bardzo lubię takie komiksy. Takie, gdzie autor nie stara się upchnąć pięciu wątków na jednej stronie, gdzie poświęca się dużo czasu by dobrze przedstawić akcję i gdzie nie ma zbędnych przemyśleń głównych bohaterów. Dlaczego więc tak bardzo nie podobał mi się ten numer?
Ponieważ historia Winnicka dzieje się niesamowicie powoli. Już do poprzedniej części miałem zarzut, że stało się w niej jedynie to, czego każdy się spodziewał. Tym razem fabuła jeszcze wolniej posunęła się do przodu. Praktycznie cały numer to walka Jasona, Batmana i Robina z bandą pół-ludzi, pół-zwierząt (nie można było wybrać bardziej żenujących przeciwników?). Miejscami wygląda to dosyć komicznie, w dodatku co chwila któryś z bohaterów rzuca ciętą ripostę ze zwierzęcą metaforą, co po kilku razach staje się irytujące.
Tyle, że ten fakt jeszcze można by było przeboleć. Najgorsze jest jednak to, że czytelnik został wprowadzony w błąd i wbrew chociażby temu, co wciąż pisze na stronie głównej wydawnictwa DC Comics, udział Guillema Marcha przy tym komiksie ograniczył się jedynie do narysowania okładki. Wszystkie rysunki wewnątrz komiksu wykonał całkowicie nieznany mi Greg Tocchini. Nie sądzę, abym więcej o nim usłyszał, bo styl rysowania tego człowieka zupełnie nie pasuje do superbohaterskiego komiksu. Jego rysunki są mało szczegółowe i całkowicie nieefektowne. W dodatku często postacie wydają się mieć dziwnie nieproporcjonalne części ciała, co szczególnie kłuje w oczy na ostatniej stronie zeszytu przy rysunku Red Hooda.
Batman and Robin #24 jest pełen dużych paneli, jednostronicowych rysunków i ciekawych zbliżeń. Taki scenariusz to wręcz wymarzony materiał na istny popis kunsztu rysownika. Niestety, ktoś wybrał najgorszego człowieka z możliwych do stworzenia oprawy graficznej. Słowem podsumowania, komiks nie oferuje ciekawych rozwiązań w kwestii fabularnej i odstrasza w warstwie wizualnej. Wydarzenia mające tu miejsce można streścić w jednym zdaniu, a rysunki... o nich najlepiej zapomnieć. Zdecydowanie nikomu nie polecam tego numeru.
