.: KOMIKS :: USA :: BATMAN AND ROBIN :: ROK 2011 :: BATMAN AND ROBIN #16 :.
BATMAN AND ROBIN #16
Tytuł historii:Black Mass Miesiąc wydania (okładka): Wczesny styczeń 2011 (USA) W sprzedaży od: 03.11.2010 (USA) Scenariusz: Grant Morrison Rysunki: Cameron Stewart, Chris Burnham, Frazer Irving Okładki: Frank Quitley; Ethan Van Sciver Kolory: Alex Sinclair, Frank Quitley Liternictwo: Patrick Brosseau Ilość stron: 40
Cytaty
Thomas Wayne/Doctor Hurt: "One of man's most primitive fears is loneliness, Bruce. Remember the isolation experiments? You let me put you in a box and now you'll never get out. Batman R.I.P. Rot In Purgatory. This House is mine."
Joker (śpiewa): "So I said if anyone's going to bring the house down, it'll be me! I can make it solo. He he he he. I don't have to go back to old gags. Starting today, I'm taking the act in a whole new direction. The Joker fights crime! When there's no Batman... The gravediggin' clown gets to be the good guy. Tell me, I said... What would be funnier than that?"
Uwaga: przed lekturą zaleca się zapoznanie z treścią Batman: Return of Bruce Wayne #6.
1765 rok, Gotham City. 6 mężczyzn próbuje przywołać Barbatosa. Po kilku chwilach, w świątyni znajdującej się pod stajnią, pojawia się ogromny nietoperz, na widok którego 5 uczestników rytuału ucieka. Zostaje tylko jeden - Thomas Wayne, który prosi bestię o wiedzę na temat skarbu ludu Miagani oraz nieśmiertelność. Potwór rozkazuje wypić mu krew nietoperza...
Obecnie. Prawdziwy Batman wrócił, aby zakończyć walkę z Hurtem. Złoczyńca wzywa swoich ludzi, a następnie ucieka. Rozpoczyna się walka pomiędzy 99 fiends a dwoma Batmanami i Robinem, którą bohaterowie bez problemu wygrywają. Podczas niej Dickowi daje się we znaki rana zadana wcześniej przez Thomasa. Do posiadłości wchodzą kolejni ludzie Hurta, jednak giną na wskutek trucizny Jokera. Dick tłumaczy Bruce'owi, że w pewnym sensie clown jest obecnie ich sprzymierzeńcem, jednakże zostawił on bombę w Bat-bunkrze. Wayne prosi, aby Grayson i Damian zajęli się uratowaniem Gotham, a sam udaje się za Hurtem do jaskini. Okazuje się, że złoczyńca porwał i zostawił w pułapce Alfreda, który może kontaktować się z Brucem jedynie przez radio. Batman przeszukuje całą jaskinię, aby odnaleźć lokaja, którego zalewa woda. Gdy dociera do jednego z pomieszczeń, zostaje w nim zamknięty przez Hurta, który śledził Nietoperza. Przestępca opuszcza Batmana mówiąc, że sprowadzi piekło na ziemię.
Tymczasem Batman (Grayson) oraz Robin powstrzymują paradę Pyga. Dick cały czas ma problemy po strzale w głowę, dlatego też wysyła Damiana, aby rozbroił bombę Jokera. Profesor Pyg zostaje zaprowadzony na komisariat policji przez Gordona.
Przykładowe Strony:
Hurt, wciąż obecny w jaskini, czeka na znak od Barbatosa. Nagle pojawia się Batman (Bruce), który roztrzaskuje jedną z gablot głową przestępcy. Wayne nigdy nie dałby się zamknąć w pułapce, którą sam zbudował, a tym bardziej nic by go nie powstrzymało przed dopadnięciem Thomasa. Bruce wie, że ten miał kontakt z bronią z innego świata, a także, że jego ojciec próbował go leczyć w ukrytym pokoju. Hurt ponownie wmawia Bruce'owi, że jest Thomasem, jego prawdziwym ojcem oraz, że zbudował jaskinię specjalnie dla niego. Przestępca wskakuje do wody i daje wybór Mrocznemu Rycerzowi - albo go złapie i powstrzyma przez zabicie go, albo uratuje swojego lokaja. Bruce podąża za Hurtem, gdzie nagle na dnie odnajduje uwięzionego Alfreda w jednym z pojazdów Batmana.
Thomas Wayne opuszcza jaskinię przez jedną z krypt i, ku jego przerażeniu, widzi drogę ułożoną z kostek domina. Joker przez cały czas na niego czekał i wskazuje mu latarką pistolet na ziemi, mówiąc, że na pewno go nie zdąży wziąć przed nim. Hurt próbuje do niego dobiec, jednak poślizguje się na skórce od banana (którą clown zostawił w poprzednim numerze) i upada na ziemię. Thomas zostaje otruty i zaciągnięty do trumny oznaczonej jak kostka domina. Joker kończy morderstwo Hurta doniosłym śmiechem.
Batman uwalnia Alfreda i kontaktuje się z Robinem. Damian bez pomocy swojego ojca rozbraja bombę Jokera. W tym samym czasie Grayson powala silnym ciosem clowna na cmentarzu.
Kilka dni później. Bruce Wayne w towarzystwie Dicka, Damiana, Tima oraz Alfreda organizuje specjalne spotkanie z mieszkańcami Gotham. Wayne przyznaje się do finansowania Batmana przez wiele lat oraz także dzieli się swoim nowym pomysłem na nową erę zwalczania przestępczości. Bruce Wayne przedstawia Gotham "Batman Incorporated".
16. numer serii Batman and Robin jest komiksem przełomowym dla postaci Batmana i jego status quo. Swoją opinię na jego temat pozwolę sobie podzielić na dwie części: jedna skupi się na finale walki z Thomasem Waynem a.k.a. Doctorem Hurtem, a druga na trzech ostatnich, najbardziej kontrowersyjnych stronach komiksu.
"Well... Here we are come to business. Alone at last."
Pierwsze strony komiksu są bardzo zaskakujące. Zawarta jest w nich historia z 1765 roku, a co ciekawe, znana nawet polskim czytelnikom dzięki TM-Semicowi! Chodzi o rytuał przywołania demona Barbatosa, który został nam przedstawiony w komiksie Batman 8/91, czyli historii Mroczny rycerz mrocznego miasta (Dark Knight, Dark City). Morrison jednak trochę ją przerobił, aby pasowała do jego wizji. I tak oto okazuje się, że w rytuale brała udział jeszcze jedna osoba, którą jest Thomas Wayne, czarna owca z rodziny Bruce'a. Prawdziwa tożsamość Hurta nie jest ogromnym zaskoczeniem, gdyż była już dosyć mocno zasugerowana wcześniej, jednakże dobrze jest zobaczyć moment, w którym wszystko się zaczęło. Biorąc pod uwagę to, co stało się w Batman: Return of Bruce Wayne #6, wiemy już, że Hurt zyskał dłuższe życie (lecz jeszcze nie nieśmiertelność) dzięki Darkseidowi i stał się nieświadomie jego bronią przeciwko Batmanowi. Obawiałem się, że Thomas Wayne okaże się sługą Darkseida i będzie z nim bezpośrednio związany, jednakże sprawa wygląda trochę inaczej, co mnie osobiście cieszy. Gdyż Thomas Wayne jest zdecydowanie ciekawszą postacią, gdy jego motywacja oraz sposób działania są zależne tylko i wyłącznie od niego samego, a nie od istot z innych światów. Jednak co do samej motywacji... o tym trochę później.
"You came back. Through the fireplace, too."
Na wskutek wydarzeń pokazanych w Batman: Return of Bruce Wayne #5-6, prawdziwy Batman powrócił do swoich czasów, aby zakończyć walkę z Hurtem. I mimo wielu spekulacji, w stroju Nietoperza nie znajdował się Joker, lecz sam Bruce. Jest to z pewnością moment, na który wszyscy bardzo czekali, jednakże komiks nie oferuje niczego ciekawego. Batman powrócił. I cóż by mógł takiego zrobić? Zacząć walkę, ciągnącą się przez kilka stron i ją wygrać? Ano niestety tak. Wayne spuszcza manto ludziom Hurta i dostajemy niezbyt inteligentne dialogi w stylu "Czy to Damian w stroju Robina?". Hura, największy detektywie na świecie. Dalej nie robi się oryginalniej, gdyż Batman znowu musi uratować biednego Alfreda. Natomiast sceny, w których Bruce jest śledzony przez Hurta podczas poszukiwań wypadły bardzo dobrze. Szczególnie dobre wrażenie wywarł na mnie moment, w którym Batman dość brutalnie uświadamia Hurtowi, że tym razem mu się nie uda.
"...Superhero time..."
W bardzo nijaki sposób zostaje zakończony wątek Profesora Pyga. Oczywiście wciąż towarzyszy mu jego chora otoczka, jednakże na końcu wydaje się, że to wszystko tak naprawdę nie było niczemu potrzebne. Pojawił się, mówił swoje dziwne teksty, pobawił się i dostał w twarz. Niestety, nie tylko on kończy w taki sposób w tym komiksie. Jedynym plusem, którego odnalazłem na tych kilku stronach jest trochę inne spojrzenie na Damiana, który wydaje się być trochę mniej wredniejszy. Wyglądało to tak, jakby przechodził zmianę, zauważył, że jego nastawienie nie pomaga. Niestety, teoria ta jest zdecydowanie zanegowana w dalszych komiksach Morrisona. No i jeszcze dochodzi do tego denny tekst Graysona, który pozwoliłem sobie wcześniej zacytować.
"...The mexican train ride is over and the bones are in the yard, ladies and germs!"
Zdecydowanie najlepszą częścią komiksu jest ostateczny los Thomasa Wayne'a. Jego koniec zaserwował mu sam Joker, w sposób jemu bardzo odpowiedni. Domysły na temat poślizgnięciu się na skórce od banana były jak najbardziej trafne. I tak oto kończy się zadanie, które wyznaczył sobie szalony clown. Wyeliminował członków Black Glove, włącznie z jego przywódcą, a następnie podziękował publiczności i rozbrzmiał szaleńczym śmiechem stojąc na trumnie, w której znajduje się martwy Hurt.
"I am the hole in things!" - no co ty nie powiesz?!
Pierwszym i największym rozczarowaniem w komiksie jest brak szerszych informacji na temat motywacji Thomasa Wayne'a. Mimo odkryciu kilku faktów dotyczących jego życia, wciąż nie wiemy dlaczego chciał zniesławić Thomasa i Marthę, co też się stało, gdy Ci go przyjęli i jak się spotkali itd. Pytania wciąż zostały, a Morrison w jednym z wywiadów przeprowadzonych po premierze numeru twierdzi, że jego tożsamość została w pełni ujawniona i czytelnicy powinni wszystko zrozumieć. Taaa, jasne. Niestety, wygląda na to, że Hurt pozostanie dosłownie "dziurą w rzeczach", co jest bardzo przykre, gdyż pomysł na jego postać był bardzo ciekawy i wprowadzał niesamowitą aurę tajemniczości, która powodowała, że czytelnik tylko czekał, aż dowiemy się czegoś nowego. I to się Morrisonowi udawało, jednakże, żeby potem zostawić odbiorców z tak naprawdę niczym jest dosyć wrednym zachowaniem. Niesmak pozostanie, a czytanie wszystkich komiksów z runu Morrisona w niczym tu nie pomoże. Pod tym względem Grant odwalił niezłą kichę.
"The Joker fights ctime!" - największy gag na świecie
Na oddzielny akapit zasługuje oczywiście postać Jokera, którego obecność można było delikatnie odczuwać od początku serii, jednakże sprawa zaczęła się tak naprawdę rozwijać po ujawnieniu swojej tożsamości przed samym Graysonem. Morrison w bardzo świetny sposób przedstawił szalonego clowna i jego reakcję na zniknięcie swojego nemezis. Joker dobrze wiedział, że przynajmniej na jakiś czas nie będzie tak, jak zawsze, dlatego też postanowił pomóc w pokonaniu ludzi odpowiedzialnych za zniknięcie Batmana i przy okazji wykonać swój największy numer, żart, z którego będzie mógł się śmiać do rozpuku - zwalczać zbrodnię i pomagać obecnemu Dynamicznemu Duetowi. Wątek ten wprowadził relację Jokera z bohaterami na zupełnie nowy tor. Pozostaje tylko pytanie - co się stanie z Jokerem, gdy będzie po wszystkim? Czy szalony clown naprawdę zna tożsamość swojego największego wroga i czy w jakiś sposób zamierza to wykorzystać? Niestety, zakończenie tego genialnego wątku jest drugą rzeczą, która rozczarowuje w tym komiksie. Joker po prostu dostaje w twarz od Graysona i tyle. Nic więcej. Dowiadujemy się tylko, że Bruce zaufał mu, gdy ten im przekazał, że zajął się Hurtem. Tak żałosnego zakończenia nie spodziewałem się w ogóle, gdyż przez większość czasu naprawdę wszystko wyglądało na bardzo dobrze zaplanowany wątek. A teraz Joker znów wpadnie w ręce innych scenarzystów, którzy prawdopodobnie w żaden sposób nie wykorzystają tego, co zrobił Morrison i powrócimy do rutyny. No cóż, mówi się trudno...
Komiks może się "pochwalić" jeszcze tym, że narysowało go kilka osób. Nie mam pojęcia, czy zrobiono tak, aby nie przekroczyć ponownie terminu, albo czy nie była to jakaś dziwna wizja Morrisona, która właściwie w żaden specjalny sposób się nie sprawdza. Moim zdaniem na największe pochwały wciąż zasługuje Frazer Irving, którego sceny wyszły najlepiej (nie biorąc pod uwagę trzech ostatnich stron, ale o tym później) - w szczególności pochowanie Hurta przez Jokera. Z kolei strony z Pygem to, jak to z nim bywa, jazda na prochach. Natomiast Cameron Stewart, poza sceną otwierająca komiks, niczym innym specjalnie się nie pochwalił. Rysownik numer trzy, czyli Chris Burnham przedstawił nam bohaterów w trochę brzydszej formie, jednakże Hurt w jego wykonaniu wygląda iście diabelsko, a scena, w której jego twarz ocieka krwią jest obrazem, który zrobił na mnie spore wrażenie i będzie mi się najbardziej kojarzył się z tym komiksem.
W tym momencie komiksowi mogę dać ocenę która wynosi:
Ocena: 3,5 nietoperka
Teraz przyszedł czas na trzy ostatnie strony komiksu, który namieszały najbardziej w całym uniwersum Batmana...
Niestety, tutaj Irving kompletnie się nie spisał. Sposób w jaki przedstawił postaci, które pojawiają się w tym fragmencie wyglądają żałośnie i śmiesznie. Najlepszym (najgorszym?) tego przykładem jest beznadziejna mina Robina, gdy pyta swojego ojca, co teraz się stanie z Batmanem i Robinem.
A teraz przejdźmy do "gwiazdy" numeru, czyli moment, w którym Bruce Wayne ogłasza światu, że finansował Batmana i zakłada firmę, która będzie zatrudniała innych Bat-bohaterów do zwalczania przestępczości w ich krajach. Może powiedzmy to wprost. Wayne pomyślał, że wszystkich przechytrzy i wyeliminuje się z listy potencjalnych ludzi, którzy mogą być Batmanem, więc stwierdził, że go finansuje, co oczywiście nie wzbudzi jeszcze więcej podejrzeń, a tym bardziej sama policja czy też rząd nie wezmą tego pod uwagę. I na dodatek Bruce postanawia zrobić z Batmana, symbolu, który wzbudzał strach wśród przestępców, jedną, wielką, markową dziwkę. W ten sposób Morrison niszczy Batmana. To tutaj tak naprawdę mamy Batman R.I.P., gdzie mroczny bohater przeistacza się w zupełnie coś innego. W coś, co w normalnym uniwersum jest kompletnie nie do zaakceptowania. I jak tutaj czytelnik ma zachować spokój? A w szczególności taki, który w jakiś sposób próbował zaufać Morrisonowi? Ta końcówka to nic innego, jak wsadzenie przez Granta wielkiego, różowego, plastikowego dildo w tyłki czytelników, który do tego jeszcze im szepcze: "I co? Genialnie, co nie?".
Moim (i nie tylko) zdaniem, finał historii Morrisona to totalne dno, a najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że wydawnictwo jakimś cudem pozwala robić mu z ich najlepszego bohatera kogoś zupełnie innego. A teraz cała reszta scenarzystów musi udawać, że to świetny pomysł i dostosować się do tej chorej wizji. Nie miałbym nic przeciwko temu, aby konkluzją tego wszystkiego byłoby działanie dwóch Batmanów jednocześnie, czyli Dicka i Bruce'a, gdyż mogło by z tego wyniknąć coś ciekawego oraz nowego, a przede wszystkim nie psułoby obrazu Mrocznego Rycerza.
Za końcówkę, która niszczy postać Batmana i wszelkie nadzieje czytelników, że jednak Morrison nie oszalał do końca, należy się tylko jedna ocena, którą jest: