Stało się! Dwie Twarze powrócił! Ale czy nastąpiło to w tak dobrym stylu jak byśmy sobie tego życzyli? Cały numer to wewnętrzny dialog (czy może raczej monolog?) pomiędzy dwiema połówkami osobowości Denta: tą dobrą, którą reprezentuje Harvey i jej złym odpowiednikiem w postaci Dwóch Twarzy. Klasyczna sytuacja w której bohater słyszy głosy, które kuszą go do zrobienia czegoś złego. Wątek nieobcy dla filmu, literatury i również komiksu.
Właściwie to nie ma tu nic oryginalnego. Można się łatwo domyślić, że Two-Face będzie miał za złe Batmanowi oskarżenie o morderstwa. Również sama scena oszpecenia jest prosta, jak przysłowiowa budowa cepa. Zero dramatyzmu; ot, po prostu Harv bierze kwas i robi to, co robi. Muszę przyznać, że mnie taka prostota scenariusza nie zachwyca, mówiąc delikatnie.
Rysunki to podobny styl jak w poprzedniej części. Kramer i Kirk to artyści prezentujący podobny, realistyczny sposób przedstawiania postaci, aczkolwiek Kramer trochę bardziej przypadł mi do gustu.
Podsumowując, Dwie Twarze to jedna z tych interesujących postaci, która zasługuje na lepszy origin (choć w tym przypadku nazwa "reorigin" byłaby bardziej na miejscu). W tym względzie historia Robinsona pozostaje daleko z tyłu za np.
Two of a Kind Bruce'a Timma, który na ośmiu stronach potrafił zrobić to, na co autor Face the Face ma osiem zeszytów. Myślę, że przy porównaniu tych dwóch historii, Robinson powinien się ze wstydu co najmniej zaczerwienić.
Ocena: 3 nietoperki
Poprzednia Strona