Po przeciętnej pierwszej części
Face the Face, miałem nadzieję, że w drugiej rozwinie się jakaś konkretna akcja. Niestety akcja dalej posuwa się do przodu dość niemrawo. I po pierwszych dwóch numerach jestem nieco zniesmaczony. Mam jednak nadzieję, że kolejne części okażą się lepsze.
Co mamy w tym zeszycie? W zasadzie nie dzieje się tu nic ciekawego. W większości komiksu pokazana jest penetracja Budynku Vaguarda. Bardzo to razi, zwłaszcza, że kiepsko wypadła ta scena. Nie zachwyca też rozmowa Batmana i Poison Ivy. Jest ona niezbyt ciekawa. Zaczynam się mocno zastanawiać, czy Robinson jest odpowiednią osobą do prowadzenia tak ważnego eventu. Także oprawa graficzna nie stoi na zbyt wysokim poziomie. Można powiedzieć, że jest ona przeciętna - podobnie jak cały komiks.
Mam nadzieję, że w następnych częściach akcja
Face the Face się rozkręci i wreszcie będzie się czym zachwycić. Jak na razie jest to dość przeciętny komiks, podobnie jak większość wydawanych obecnie battytułów...
Ocena: 3 nietopereki
Przeczytałem recenzje Kingquesta i uznałem, że zbyt surowo ocenia ten komiks, a więc postanowiłem popełnić ową reckę.
Przede wszystkim trzeba zacząć od tego, że druga część
Face the face jest tak skonstruowana, że nie trzeba czytać poprzedniej części, aby ją zrozumieć. Numer ten ma za cel zbudowanie atmosfery owej historii i pokazanie czytelnikowi, jak Gotham zmieniło się w rok po Kryzysie Nieskończoności. Dwie pierwsze części tego crossoveru nazwałbym "epizodami", gdyż owe zeszyty mają duszę zaczerpniętą z kultowego TASu, który jak wszyscy wiedzą, jest jedną z czołowych przystani zamaskowanego krucjatora zbrodni. Wielu fanów Batmana pragnęło, aby kiedyś ten koncept został wtargniemy do normalnego uniwersum, a nie tylko gościł w adaptacjach komiksowych seriali animowanych. Za sprawą OYL ich marzenie się spełnia. Nie tyle persona Batmana jest podobna do tej z serialu, ale wypływają na to też inne elementy, tj. powrót Gordona i Bullocka oraz charakteryzacja Robina i Poison Ivy. Kolejnym zadaniem tego numeru jest zmuszenie odbiorcy do coraz większego interesowania się losami Batmana i Robina podczas zaprzepaszczonego roku między IC a OYL, przedstawiając dobrą, aczkolwiek samowystarczalną historię z Trującym Bluszczem.
Robinson to mistrz w stosowaniu interesujących technik opowiadania, pisze fajne, żywe dialogi. Przedstawia wybitnie relacje między Batmanem a Robinem w scenie mającej miejsce po destrukcji samolotu. Typowy mistrz i uczeń, ale jest tutaj cos innego. Coś, czego nie spotka się w wcześniejszych komiksach z Batem - po raz pierwszy Mroczny Rycerz ma zaufanie do Tima Drake'a. Miło również, że Robinson ciekawie użył narracji telewizyjnej, która w Batmanie miała swoje poczęcie. Dobrze, że przedstawił różne reakcje społeczeństwa na powrót wieloletniego obrońcy uciśnionych z Gotham. W tych opiniach znajdziemy różne oceny: Od zachwytu, aż po złość i na obojętności kończąc. Reakcje typowo ludzkie. Nawet pojawienie się Jasona Barda jest fajne, pomimo swej krótkości.
Poświęćmy teraz ten akapit Poison Ivy. Nie jest ona już przestępczynią ani chorą psychicznie antagonistką, zakochaną po uszy w Batmanie. To bardziej ekoterrorystka, podobna do tej z
The New Batman Adventures. Ma teraz inne cele, miłości, marzenia. I to jest fajne; twórcy nie powielają schematów z przeszłości. Ale dochodzimy teraz do mankamentu historii; potyczka miedzy nią a Nietoperzem jest zdecydowanie za krótka i za prosto się skończyła. Nie tego się spodziewałem. Robinson w tej kwestii mógłby się bardziej postarać.
Nie bez powodu w tej historii można poczuć klimat JSA. Face the face tworzą ludzie, którzy niegdyś ilustrowali najlepsze historie do serii o Stowarzyszeniu Superbohaterów. Jednak tutaj jest bardziej złego, aniżeli dobrego; w
JSA Kramer zachwycał dynamiką, ładnymi plenerami etc. Batman to zdecydowanie nie jego klimaty. Postać Mrocznego Rycerza jest za bardzo kreskówkowa, kwadratowa szczęka może dobić niejednego sympatyka Batmana. Honor rysunkowy ratują tuszownik i kolorysta, którzy dzięki grze świateł sprawili, że rysunki są mroczne i realistyczne. Nie mogę jednak darować rysownikowi paru błędów logicznych, z logiem Robina na czele. Chwała mu jednak za to, że przetransportował do komiksu image Poison Ivy z
TNBA.
One Year Later to linia komiksów, które mają przyciągnąć nowych czytelników. Face the face spełnia znakomicie to zadanie, nadając historii klimat z serialu animowanego. W dodatku nie powinna ona odstraszyć starszych fanów dzięki znakomitej narracji i klimatycznej scenki z zarządem korporacji, którą przetrzymywała Bluszcz. Myślę, że ta historia będzie miała duży wpływ na staż Diniego do Detective'a, który rozpocznie się już niebawem.
Podsumowując: jeżeli nie jesteś ortodoksyjnym fanem Batmana i rozumiesz koncepcje OYL, to ten numer spodoba ci się bardzo. Dla fanatyków owszem, jest to przeciętny komiks z nietoperzem, w którym pełno ogranych trików.
Ocena: 4,5 nietoperka
Poprzednia Strona