Zanim przejdę do zawartości numeru, muszę zwrócić uwagę na coś innego. WOW! Okładka jest świetna! Pierwsze okładki tej serii również miały bardzo ciekawe ilustracje, ale ta zdecydowanie wyróżnia się ze wszystkich. Kipi z niej niesamowitym klimatem, a strój bohaterki jak i sama Stephanie wyglądają bosko. Kolejne numery również posiadają okładki tego samego autora - Stanleya Lau, co jest bardzo dobrą informacją. Jest też inna fajna sprawa. Treść również jest dobra!
Poprzednie numery
Batgirl były mało zachęcające (szczególnie ostatni) z kilku powodów. Ale numer dziewiąty powtórzył sukces czwartego i piątego. Ba! Jest nawet lepszy. W komiksie rozpoczyna się kolejna historia pod tytułem
The Flood. Tytułowej powodzi na razie nie ma, ale widać jej oznaki. A to wszystko razem z pojawieniem się Calculatora, który, mimo swojego krótkiego występu, wyszedł świetnie. Moment, w którym przemawiał do martwego syna był "mocny" i pokazał szaleństwo postaci. Nie mogę się doczekać numeru, w którym ma sprawić kłopoty Batgirl oraz Oracle. Zapewne bezpośredniego starcia nie będzie od razu, bo zapowiedzi mówią o armii techno-zombie (zapewne będzie ich "zalew").
Jest też pewna scena w komiksie, która mnie totalnie zaskoczyła - i decyduje ona też o nieprzyjemnym klimacie historii. Stephanie nie potrafiła uratować człowieka, co jest jej pierwszą porażką w tej serii. I bardzo dobrze - Batgirl to nie Batman i nie potrafi sobie poradzić z każdą sytuacją, co urealnia sam komiks. Znając życie, to w następnym numerze wszytko będzie ok, ale dobrze by było, gdyby jednak scenarzysta poświęcił temu wątkowi chociaż kilka kadrów (bądź więcej, jak chociażby to było z traumą Nightwinga, gdy pozwolił na zabicie Blockbustera; chociaż to trochę inna "liga").
Jeszcze jedna bardzo fajna sprawa - binarne dialogi, które pojawiają się w komiksie okazały się mieć sens. I tak np. wychodzi na jaw, że ochroniarz celując w detektywa Gage'a mówi
"Terminate obstacle". Małe, a cieszy, szczególnie, że jak już pojawiają się podobne motywy gdzie indziej, czy to w komiksie, czy filmie, zazwyczaj nie mają żadnego sensu.
Rysunki dalej trzymają poziom i nie mam do nich większych zastrzeżeń, przez co lektura cieszy oko. Zmianę inkera widać, ale komiks raczej zbyt na tym nie stracił, chociaż, mimo wszystko, bardziej podobała mi się praca poprzedniego. W samym komiksie jest też bardzo "niebiesko" co stwarza bardzo fajny klimat.
To kolejny raz, kiedy pierwsza część historii mnie pozytywnie zachwyciła. Poprzednio kończyło się to gorzej, mam jednak nadzieję, że teraz kolejne części historii będą na dobrym poziomie, szczególnie, że zapowiada się ciekawie. Pożyjemy, zobaczymy.
Ocena: 4,5 nietoperki