Cytat numeru:
Batman: We mourn lives lost. Including our own.
Dochodzi do zapowiadanego w poprzednim numerze spotkania Batmana z Zieloną Latarnią. Mroczny Rycerz dobrze przygotował się do tej konfrontacji nakazując wcześniej Robinowi pomalować cały lokal, nie tylko ściany i meble, ale i nawet karaluchy, czy wszystkie kostiumy na żółto. Jak skomentował to Batman, Green Lantern jest podatny na najbardziej idiotyczną słabość wszechczasów - jego cudowny pierścień nie działa na rzeczy, które są żółtego koloru.
Mimo tej sytuacji Hal Jordan próbuje przemówić Mrocznemu Rycerzowi do rozumu, ten jednak nie wiele sobie robi z jego pouczeń. Co więcej Batman rozdrażnia Zieloną Latarnie mówiąc, że w pewien sposób jest przestępcą, oraz nie będzie łagodniej postępował z kryminalistami.
Jordanowi w końcu puszczają nerwy i atakuje Batmana, ten jednak spokojnie przyjmuje ciosy, wobec czego Zielona Latarnia zmienia swoją taktykę, skupiając swoje oskarżenia tym razem na młodym pomagierze Mrocznego Rycerza, który w jego mniemaniu jest porwanym przez Nietoperza Dickiem Graysonem. Batman tłumaczy mu, że to niemożliwe i jako przykład podaje artykuł z dzisiejszej gazety, gdzie cudem uratowany przez Mrocznego Rycerza, Dick Grayson tłumaczy, iż jego nieobecność spowodowana była pobytem w szpitalu.
Hal Jordan ma wszystkiego dość i zamierza wyjść, lecz zauważa nagle brak swojego cudownego pierścienia. Okazuje się, iż cudowny chłopiec zabrał superbohaterowi jego atrybut tak zręcznie, iż ten tego nawet nie zauważył. Zdenerwowany Green Lantern rzuca się na chłopca, próbując odebrać, co do niego należy. Dick Grayson wykazuje się jednak akrobatycznymi unikami nie dając przeciwnikowi szans na złapanie. Batman początkowo z podziwem, lecz później ze strachem patrzy jak jego protegowany bawi się z przeciwnikiem. Sytuacja zaostrza się, gdy nieświadom swoich zdolności cudowny chłopiec zadaje Jordanowi niebezpieczny cios w szyję. Batman natychmiast powstrzymuje mordercze instynkty młodego Graysona i ratuje duszącego się Zieloną Latarnie, zdejmując przy tym swoją maskę. W tym momencie Dick poznaje prawdziwą tożsamość swojego mentora.
Dynamiczny Duet zostawia ledwo żywego Hala Jordana, wezwawszy uprzednio pogotowie. Deszcz zmywa żółtą farbę z kostiumów Batmana i Robina. Mroczny Rycerz wini siebie za niebezpieczny incydent z Green Lanternem. Stwierdza, że za szybko chciał zrobić z chłopaka swojego pomocnika. Postanawia dać mu okazję na pożegnanie się z rodzicami. Bohaterowie jadą na cmentarz. Tam Robin wraz z Mrocznym Rycerzem opłakują stracone życia. Wliczając w to ich własne.
Niech znawcy, wszyscy eksperci i każdy z fanów, który uważa, że coś tam o komiksach wie potępiają Franka Millera. Głosów, że jego najnowsza seria stoi na niskim poziomie nie brakuje. Osobiście się z tymi tezami nie zgadzam. Miller, niczym za swoich najlepszych czasów zaskakuje. Zadziwia pod względem fabularnym. W All Starze faktycznie nie wiele się dzieje, ale wolne tempo wydarzeń, ani trochę nie przeszkadza. Najnowsze numer przygód Batmana i Cudownego Chłopca dzieli się praktycznie na dwie części.
Pierwsza, bardzo ironiczna, opierająca się na absurdalnym pomyśle część pokazuje jak nielogiczną i śmieszną postacią jest Green Lantern. Młody dzieciak wpierw na słowa, a następnie już dosłownie kopie tyłek jednemu z najpopularniejszych członków Ligi Sprawiedliwych. Całość oczywiście naprawdę oryginalnie pokazana za sprawą nieszablonowego kadrowania i wyrazistych kresek Jima Lee. Myślę, że nikt nie spodziewał się takiego przebiegu i zakończenia, zapowiedzianej już w poprzednim numerze, pogadanki między dwoma superbohaterami.
Następnie historia całkowicie zmienia swoje oblicze, z ironicznego i szyderczego na bardzo poważne i przygnębiające. Scenarzysta pozwolił sobie na pewien żartobliwy wybieg, manifestując swego rodzaju prymitywizm i nielogiczność komiksów, lecz bądź co bądź wszystko musi iść swoim torem i w taki sposób mamy chyba już jeden z ostatnich elementów inicjacji Dicka Graysona na pomocnika Mrocznego Rycerza.
Tak jak nie zawiodłem się jeszcze na żadnym numerze serii All Star Batman and Robin, tak i ten odcinek był dla mnie miłym zaskoczeniem. Różni się on trochę od wszystkich innych, być może nie każdemu przypadnie do gustu, lecz ku mojej uciesze Frank Miller nie obniża lotów i wciąż tworzy świetne dzieła.
Ocena: 5 nietoperków
Poprzednia Strona