Batman znów rozwinie skrzydła, ale w scenografii nie do poznania. Gładki komiks zastąpi brudny realizm.
Na planie nowego "Batmana" jedynym członkiem ekipy aktorskiej bez własnej przyczepy z nazwiskiem na drzwiach jest sam Batman - Christian Bale. Taką przyczepę ma i Michael Caine, grający Alfreda - wiernego służącego Batmana, i Katie Holmes, która wystąpi w roli zakochanej w Batmanie Rachel Dodson. A gdzie mieszka główny bohater? Żeby go znaleźć, trzeba zapukać do przyczepy z wizytówką Bruce Wayne. Cóż, każdy fan wie, że to alter ego Batmana.
Czy "Batman Begins" odniesie sukces? Nie jest to wcale takie pewne, bo dotychczas filmy o człowieku-nietoperzu radziły sobie różnie. Pierwsza produkcja z tego cyklu, nakręcona w 1989 r. przez Tima Burtona, stała się kulturowym zjawiskiem i przyniosła aż 251 mln dolarów wpływów z biletów. Nie wiadomo ile, ale na pewno o wiele więcej zarobiły kaszkiety z logo Batmana i kasety z muzyką Prince'a. Kolejne trzy części nietoperzowego cyklu były coraz gorsze, a niechlubny rekord pobił "Batman i Robin" z 1997 r., w którym George Clooney nosił strój z gumowymi sutkami.
Ale dziś o serii produkowanej przez studio Warner Brothers znów jest głośno. Głównie za sprawą nowego reżysera, 33-letniego Anglika Christophera Nolana, twórcy filmu "Memento". - Batman to symboliczna postać, jedna z największych w popkulturze - mówi Nolan. - Ale musi być jakiś powód do nakręcenia tego filmu, bo inaczej można by było po prostu wziąć z wypożyczalni wersję Tima Burtona - dodaje reżyser.
Mogłoby się wydawać, że Warner Brothers sporo ryzykuje, powierzając reżyserię letniego przeboju o budżecie 150 mln dolarów człowiekowi, który nie nakręcił jeszcze żadnego filmu akcji. Ale największym elementem ryzyka wcale nie jest Nolan. Główna niewiadoma to sam Batman. Siedem lat temu kinomani stracili zainteresowanie tą postacią. Nawet Nolan przyznaje, że nie jest pewien, czy minęło już dość czasu, by widzowie chcieli obejrzeć nowy film. - Ale ja na pewno mam na to chęć - mówi ze śmiechem.
Ochotę miało też studio Warner Brothers, i to od czterech lat, gdy kierownictwo w koncernie objął Alan Horn. - Jednym z jego zadań było odkurzenie serii o Batmanie - mówi prezes ds. produkcji Jeff Rabinov. Trzeba było jednak czasu i odpowiedniego człowieka, który tchnąłby nowe życie w ten cykl. I znaleziono Nolana, bo obiecał, że zrezygnuje z bombastycznego stylu poprzednich wersji i powróci do korzeni, czyli do dramatu postaci samego Batmana.
Powie ktoś, że legendę człowieka-nietoperza opowiedziano już na wszystkie sposoby i w kinie, i w telewizji. Niezupełnie. Nietknięty pozostaje jeden rozdział z życia tego bohatera. Rozdział pierwszy. Jako chłopiec Bruce Wayne był świadkiem morderstwa rodziców. Poprzysiągł poświęcić życie, aby ich pomścić. Ale jak i dlaczego został Batmanem? Skąd wzięły się kostium i maska? Film Burtona przeszedł nad tym do porządku dziennego. - Jak ten facet, który nie ma nadprzyrodzonych mocy, nagle je zyskuje? - pyta Nolan.
Żeby na to odpowiedzieć, przekopał wszystkie komiksy o człowieku-nietoperzu z ostatnich 65 lat i wpadł na pomysł: po długim wygnaniu Wayne - jako 25-letni spadkobierca rodzimej firmy - wraca do Gotham City z zamiarem porozstawiania przestępców po kątach. Tymczasem firmę Wayne Enterprises wykonującą zlecenia dla wojska, przejęli udziałowcy, którzy odrzucają najbardziej ambitne pomysły, a ich autora - Luciusa Fox'a (Morgan Freeman) odstawiają na boczny tor. Wayne zaprzyjaźnia się z Fox'em i dzięki jego projektom tworzy swoje alter ego. I w samą porę, bo - oczywiście - po mieście grasuje złoczyńca imieniem Strach na Wróble (Cillian Murphy z "28 dni później"), który chce zatruć całe Gotham.
Historia jak z komiksu, ale Nolan obiecuje, że "Batman Begins", w którym pojawią się takie gwiazdy, jak Liam Neeson i Gary Oldman, zupełnie nie będzie przypominać komiksowego filmu. W odróżnieniu od gotyckiej fantazji Burtona, Nolan wybrał brudny miejski realizm. Ten świat powstał w zaadaptowanym hangarze lotniczym położonym o godzinę drogi na północ od Londynu. Jego ekipa wzniosła całą ulicę Gotham w dużej części wzorowaną na zburzonych w 1994 r. slumsach półwyspu Kowloon w Hongkongu.
Ale jak mówi sam Nolan, początkiem wizji był dla niego nowy Batmobil. W zeszłym roku reżyser zaszył się w swoim garażu w Los Angeles ze scenografem Nathanem Crowleyem i opracował projekt pasujący jak ulał do całej historii. Całkowicie różni się od tego, co dotąd widzieliśmy. Z tyłu pojazd ma cztery wielkie opony od wojskowych transporterów Humvee, a przód pokrywają ostre płytki pancerza. Mocny samochód dla umęczonej duszy. Doskonały dla Batmana.
Najwięcej uwagi przykuwa strój Batmana. Ilekroć Bale wkłada kostium, krok w krok podąża za nim dwóch ludzi. Pilnują, by się nie ubrudził. Jest też osoba odpowiedzialna za to, aby peleryna Batmana falowała odpowiednio dramatycznie. Na parkingu w Shepperton ekipa zbudowała całą wioskę przyczep. Chemicy i kostiumografowie produkują tu tony neoprenowo-piankowo-lateksowych kostiumów nietoperza. W filmie kostium początkowo jest przezroczysty. To przyszłościowy projekt wojskowy, z kamizelką kuloodporną i systemem wspomagania mięśni. Wayne maluje go na czarno, by go ukryć. - Chris chciał poważną matową powierzchnię, a nie błyszczącą czy półprzezroczystą - mówi kostiumograf Lindy Hemming. - Nie chcieliśmy odchodzić zbytnio od klasycznej sylwetki ani też posuwać się za bardzo w stronę homoerotyki. Czyli: żadnych gumowych sutków.
Gdy przyjechaliśmy na plan, Bale chodził w kostiumie przez dziewięć godzin i mózg zaczął mu parować. Ale nie tracił dobrego humoru. Po jednym z ujęć Nolan wyjaśnił mu, by spróbował zagrać raz jeszcze, ale z większym zaangażowaniem. Bale odpowiedział rapując: - Ilu jeszcze można znieść Batmanów? Odpowiedź brzmi: ani jednego. Koniec z Batmanem. Później Bale, już uwolniony z kostiumu, przyłożył sobie do nosa chusteczkę nasączoną olejkiem Olbas, szwajcarskim środkiem na bóle głowy. - To z pewnością najgłośniejszy film, w jakim mi przyjdzie kiedykolwiek zagrać - mówi aktor i zaciąga się skrętem. - Nie jest tu źle, bo nad całym projektem czuwa Chris Nolan - dodaje. I jeśli Batmanowi uda się znów ożyć, będzie to zawdzięczać właśnie jemu.