ŚMIERĆ SUPERMANA, TOM 1
Data wydania: 11 września 2024
Scenariusz: Dan Jurgens, Louise Simonson, Roger Stern, Jerry Ordway, Karl Kesel
Rysunki: Tom Grummett, Jon Bogdanove, Jackson Guice
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Oprawa: twarda
Format: 170×260
Ilość stron: 630
Wydawca: Egmont Polska
Wydawca oryginalny: DC Comics
Cena: 219,99 zł
„Śmierć Supermana” to pierwszy z trzech tomów wydarzenia, które na początku lat 90. rozegrało się na łamach różnych serii związanych z Człowiekiem ze Stali. Śmierć superbohatera nie tylko wstrząsnęła fanami komiksów, ale również odbiła się szerokim echem w mediach głównego nurtu.
Doomsday to stworzenie, którego jedynym celem jest śmierć i zagłada. Wylądował na Ziemi, niszcząc wszystko i każdego, kto ośmieli się stanąć mu na drodze. Liga Sprawiedliwości podejmuje desperacką próbę powstrzymania nieznanego najeźdźcy. Kiedy bestia zbliża się do Metropolis, Superman staje naprzeciwko potwora. I wtedy dzieje się coś nie do pomyślenia. Człowiek ze Stali… przegrywa walkę i umiera. Wszyscy pogrążają się w żałobie i opłakują człowieka, który symbolizował najlepsze ludzkie cechy. Kto teraz obroni mieszkańców Ziemi?
Autorami scenariusza są legendarni twórcy jak Dan Jurgens, Jerry Ordway, Louise Simonson, Roger Stern, Karl Kesel. Za rysunki odpowiadają zaś doskonali artyści jak Jon Bogdanove, Tom Grummett, Jackson Guice oraz wielu innych.
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w amerykańskich zeszytach: „Action Comics” #683–686, „The Adventures of Superman” #496–500, „Superman” #73–77, „Superman: The Man of Stee”l #17–21, „Justice League America” #69–70, „Legacy of Superman” #1, „Supergirl and Team Luthor Special” #1 oraz „Newstime: The Life and Death of Superman”.
Na samym początku odpowiem na najważniejsze dla fanów Człowieka-Nietoperza pytania. Pierwsze: Co to wydanie komiksowego Supermana robi na stronie internetowej poświęconej postaci Mrocznego Rycerza? Odpowiedź: ponieważ pojawiają się w nim Batman i Robin. Drugie: Czy ich rola jest znacząca i warto sięgnąć po Śmierć Supermana nawet jeśli nie jest się fanem Człowieka ze stali? Odpowiedź: Moim zdaniem niestety nie. Batman i Robin pojawiają się tutaj tylko w kilku zeszytach na dosłownie kilku kadrach i okładkach, ale ich rola jest praktycznie zerowa. To kultowe wydarzenie z życia (i śmierci) przybysza z planety Krypton raczej zainteresuje wyłącznie zagorzałych fanów pierwszego superbohatera, lub komiksów DC w ogóle.
Osobiście bardzo lubię Supermana – to prawdopodobnie mój drugi ulubiony bohater komiksowy po Batmanie – ale w przypadku tego wydania Egmont muszę napisać o wielkim rozczarowaniu. Pierwsze zawarte w nim zeszyty, które znałem już z Wielkiej Kolekcji Komiksów DC czytało się naprawdę dobrze – 185 stron akcji, akcji i jeszcze raz akcji. Mogłoby to być wadą tej historii powodującą znużenie, ale przy ciągle rosnącej stawce i znakomitemu pomysłowi na prezentację wizualną (coraz mniej kadrów na stronę, aż do epickich całych stron wypełnionych starciem Supermana z Doomsdayem) nie zwracałem na to uwagi i przeczytałem je ponownie z przyjemnością. Jednak od około 210 strony męczyłem się bardziej niż przy którymkolwiek z klasycznych Batmanów, bo poza kadrami z przeżywającą żałobę Lois, Marthą i Jonathanem Kentami, Jimmym Olsenem, jakimś kumplem Supermana z baru (chyba?) i bohaterami Ligi Sprawiedliwości, których znam, nie miałem pojęcia o co chodzi i kogo losy śledzę. W przypadku Batmana miałem zaplecze w postaci przeczytanych wszystkich poprzedzających Knightfall TM-Semiców (i wiele więcej), ale w przypadku Supermana czytałem tylko siedem numerów wydanych w Polsce w latach 90. oraz jedno wydanie specjalne i – jak się przekonałem – bez szczegółowej znajomości przygód Supermana reaktywowanego przez Johna Byrne’a w 1986 roku, trudno jest czytać wycinek z jego historii z lat 1992-1993. Krótko mówiąc, przystępność tego albumu okazała się dla mnie niewystarczająca.
Z tego powodu wydanie z kolekcji Eaglemoss, które zawierało stronę wstępu nakreślającą całą sytuację z komiksów poprzedzających Śmierć Supermana, wypadało w moich oczach zdecydowanie lepiej. Szczególnie, że potem skupiało się wyłącznie na samym starciu z potworem i na tytułowej śmierci Supermana kończyło. Dodatkowo, Eaglemoss nie usuwało dymków i ramek z autorami, twórcami, czy napisami „już wkrótce” na początków rozdziałów, jak zrobił to Egmont, co było dla mnie dodatkowym plusem czysto wizualnym. Nowsze wydanie wygrywa natomiast oryginalną rozkładówką na koniec zeszytu Superman #75 oraz dużą ilością materiałów dodatkowych, które niestety też nie okazały się super ciekawe.
Podsumowując: nie wiem kim są potwory z podziemia pod Metropolis, kim był ten czarny dzieciak, który szukał mamy, ani co dokładnie planowały te stwory… Czemu Lex Luthor wygląda jak bohater Planety małp (to, że ma młodsze ciało i udaje własnego syna było dopowiedziane) i czemu ta Supergirl-T1000 jest jego dziewczyną też nie rozumiem. Kim był i skąd w ogóle się wziął Doomsday też się nie dowiedziałem. No i czym jest ten cały projekt Cadmus, który ukradł ciało Supermana (wszystko co jest z tym związane jest absolutnie tragiczne i nie ma sensu)? Chyba wystarczy tych pytań, bo każdy czytający tę recenzję rozumie już mój punkt widzenia – nie wiem kim są te postacie, czego chcą, ani dlaczego robią to, co robią, a jeśli czytam coś, czego nie rozumiem, to czyta mi się to źle. I nie pomaga tu nawet bardziej konsekwentna niż w Batmanach z tego okresu, świetna strona wizualna autorstwa takich gigantów, jak Tom Grummett, czy Jerry Ordway.
Ocena: 3 nietoperki
Recenzował: Juby