BATMAN: DŁUGIE HALLOWEEN
Data wydania: 29 maja 2024
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Oprawa: twarda z obwolutą
Format: 180×275
Ilość stron: 468
Wydawca: Egmont Polska
Wydawca oryginalny: DC Comics
Cena: 179,99 zł
Halloween. Boże Narodzenie. Dzień Świętego Patryka. Wielkanoc. Wraz z upływem dni w kalendarzu w Gotham rośnie liczba ofiar mordercy, który zabija tylko w święta. Prokuratura wypowiada zabójcy wojnę, jednak policja jest bezradna. W odpowiedzi na przemoc ogarniającą miasto pojawia się samozwańczy, działający nocą bohater, znany odtąd jako Batman.
Laureaci Nagrody Eisnera Jeph LOEB (BATMAN: HUSH, SUPERMAN NA WSZYSTKIE PORY ROKU) i Tim SALE (BATMAN: NAWIEDZONY RYCERZ, CATWOMAN: RZYMSKIE WAKACJE) przedstawiają wciągającą opowieść z początków kariery zamaskowanego obrońcy Gotham. Zobaczymy w niej największych wrogów Batmana, poznamy też tragiczną historię narodzin złoczyńcy zwanego Two-Face.
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach THE LONG HALLOWEEN #1–13 oraz ABSOLUTE BATMAN: THE LONG HALLOWEEN, a także ponad 30 stron dodatków – wywiadów z twórcami, szkiców i rysunków.
Klasyk największego kalibru: Batman: Długie Halloween. Powstała w latach 1996-1997 maksiseria to tytuł tak kultowy – wydany w naszym kraju w ciągu ostatnich jedenastu lat aż czterokrotnie – że chyba nie ma sensu go streszczać. Dlatego zamiast typowej recenzji opiszę tu swoją przygodę z dziełem Jepha Loeba i Tima Sale’a, a także skupię się na zaletach i wadach najnowszego wydania od Story House Egmont.
Po raz pierwszy o The Long Halloween musiałem usłyszeć gdzieś na początku 2008 roku. Wówczas z wypiekami na twarzy wyczekiwałem premiery The Dark Knight Christophera Nolana, który miał się tym tytułem mocno inspirować. Po komiks w „wersji na komputer” (przetłumaczonej przez fanów z grupy Comics Flying Circus) sięgnąłem dopiero pod koniec 2010 roku i od razu zrobił na mnie duże wrażenie. Miałem wprawdzie kilka uwag (między innymi groteskowy styl rysunku Tima Sale’a, który zupełnie do mnie nie trafiał – przyzwyczajony byłem do bardziej realistycznej kreski znanej mi z komiksów wydawanych przez Tm-Semic w latach dziewięćdziesiątych, lub prac Jima Lee, czy Andy’ego Kuberta z początku XXI wieku) i średnio satysfakcjonujące doświadczenia z lektury, gdyż nie jestem fanem czytania z ekranu monitora, ale koniec końców – bardzo mi się podobało. W kwietniu 2014 roku kupiłem pierwsze polskie wydanie zbiorcze od Mucha Comics, które przeczytałem co najmniej trzykrotnie. Później moją kolekcję zasiliła również dwutomowa edycja z Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics.
Mam wrażenie, że kioskowe kolekcje nie mają w naszym kraju najlepszej reputacji, ale muszę przyznać, że akurat to wydanie pod wieloma względami wygrywa z konkurencyjnym Muchy, m.in. jakością materiałów (mocniejszy kontrast, brak jasnych linii przy czarnych krawędziach), poprawionym przez Marka Starostę tekstem (to samo tłumaczenie Egmont wykorzystał w obu swoich wydaniach, choć w przypadku DC Deluxe ponownie przypisuje się je wyłącznie Tomaszowi Sidorkiewiczowi), a także dodanymi do rozdziału czwartego, wykończonymi przez Tima Sale’a w roku 2006 dwoma stronami bonusowymi, o których w wydaniu Muchy mogliśmy przeczytać jedynie w skromnych materiałach dodatkowych na samym końcu (te dwie strony są obecne również w wydaniach Egmont).
Z każdym kolejnym podejściem do tego komiksu wszelkie niedoskonałości przestawały mieć znaczenie, a tytuł ten wyrastał na moją ulubioną powieść graficzną z Mrocznym Rycerzem.
Prace Tima Sale’a od których na początku prawie się odbiłem – i zdaję sobie sprawę, że nie są dla każdego – dzisiaj uważam za genialne i nie zamieniłbym ich na żadne inne. Prostota jego stylu doskonale pasuje do noirowych klimatów tej opowieści, a także do ograniczonej liczby kolorów, w jakich komiksy z lat dziewięćdziesiątych były wydawane. Dzięki tej charakterystycznej estetyce, ilustracje Tima wyglądały równie dobrze na papierze offsetowym, jak i na kredzie, kolorowane zarówno klasycznie, jak i na komputerze, a nawet wykańczane farbami (w tym miejscu nie wypada mi nie polecić malowanego Catwoman: Rzymskie wakacje od tych samych twórców). Dlatego są dla mnie po prostu uniwersalne, nigdy się nie zestarzeją. Sale jak nikt inny potrafił bawić się światłem i cieniem (te wszechobecne pasy przebijające przez żaluzje w oknach, jasne szkła okularów zza których nie widać oczu postaci), wiedział kiedy postawić na mocny kontrast, potrafił wybierać ciekawą perspektywę, w której czuć było głębię prezentowanej lokacji (zerknijcie na fenomenalnie zilustrowaną rozprawę Sala Maroniego w rozdziale jedenastym), a dynamika bohaterów w scenach akcji była jedyna w swoim rodzaju. Nie wiem co mógłbym dodać, chyba tylko tyle, że poniższy splash page starcia Batmana z Catwoman z pierwszego rozdziału od lat widnieje jako tapeta pulpitu na moim komputerze.
Scenariusz Jepha Loeba to osobny skarb. Historia toczy się w początkowych latach działalności Batmana w Gotham i można ją traktować jako bezpośrednią kontynuację Roku pierwszego Franka Millera. Formuła komiksu jest bardzo prosta, ale też genialna w swojej prostocie. Seryjny morderca o pseudonimie Holiday morduje wyłącznie w święta, dlatego też każdy z trzynastu rozdziałów opowiada o innej okoliczności i o nowym zabójstwie, a współpracujący z kapitanem policji Jimem Gordonem i prokuratorem okręgowym Harvey Dentem Człowiek-Nietoperz próbuje za wszelką cenę złapać zabójcę. Spotyka przy tym całą masę swoich najbarwniejszych przeciwników, którzy z czasem zastąpią przestępczość zorganizowaną w Gotham. Intryga wydaje się tak doskonale napisana, ogrom bohaterów i przestępców tak precyzyjnie nakreślony, a zmieniające się strony konfliktu, lokacje, pory roku, a także pojawiający się co odcinek nowi szaleńcy tak atrakcyjni, że trudno oderwać się od lektury i przewidzieć, co wydarzy się za chwilę.
Postać Batmana od dawna nosi przydomek „world’s greatest detective”, ale chyba nigdy wcześniej (ani nigdy później) tak dobrze nie przedstawiono zagadki kryminalnej, w której Mroczny Rycerz działałby przede wszystkim jako rozwiązujący sprawę śledczy, a nie facet od lania przestępców w ciemnych uliczkach miasta. Sama koncepcja historii toczącej się w święta zadziałała niesamowicie na replay value tego tytułu, do którego zawsze przyjemnie się wraca w ostatni dzień października.
Czy Długie Halloween to komiks idealny? Pewnie nie, choć kompletnie nie zgadzam się z krytyką rzekomo-dziurawego scenariusza, a także sensownością finałowego wyjawienia, z którymi spotkałem się w sieci. Po wielokrotnym przeczytaniu The Long Halloween mam tylko dwie drobne uwagi względem jego ostatniego rozdziału, ale są one tak nieistotne, że trudno traktować mi je jako choćby najdrobniejszy minus. Moje stanowisko od lat jest więc następujące: Długie Halloween to skończone arcydzieło, najlepszy komiks z Batmanem jaki kiedykolwiek powstał i jedna z twarzy, którą umieściłbym na Mount Rushmore tytułów z Człowiekiem-Nietoperzem, które każdy fan powinien znać.
Najnowsze wznowienie tego komiksu dołączyło do listy klasyków z cyklu DC Deluxe. Otrzymujemy więc obwolutę (na której Egmont wciąż zapomina, że wydał trzeci tom Wonder Woman Grega Rucki), pod którą kryje się czarna okładka z tytułem (szkoda że nie postawiono na jakąś grafikę) oraz powiększony format (strony są o centymetr szersze i o półtora centymetra wyższe niż w przypadku albumu Mucha Comics i kolekcji Eaglemoss), który już sam w sobie jest ogromnym plusem nowego wydania. Jakość druku wydaje mi się najlepsza z dotychczasowych, poprawiono również kilka dymków, a tekst układa się trochę inaczej, zarówno w chmurkach, jak i na ilustracjach (jest to jednak to samo tłumaczenie, co w przypadku WKKDC i wyd. BATMAN NOIR). Przy przejściach między kilkoma rozdziałami album wzbogacono dwukolorowymi grafikami z opadającymi kartkami z kalendarza (w wydaniu Muchy były to czarne strony z małą ilustracją broni świątecznego zabójcy – w WKKDC podobnie, tylko zamiast broni była to mała sylwetka Batmana). W DC Deluxe brakuje wstępu Jepha Loeba i przysięgi Bruce’a Wayne’a znanych z pierwszego wydania tego komiksu – nie była to jednak inwencja naszego wydawnictwa, brakuje ich również w amerykańskim Deluxe Edition z 2021 roku, na którym rodzime wznowienie bazuje. Jeśli kogoś martwi ten brak, informuję że nadrobiono go znaczącą ilością materiałów dodatkowych na końcu albumu, który jest o ponad 90 stron grubszy od wydania Mucha Comics. Do wglądu otrzymujemy obszerny wywiad z twórcami, szczegółową propozycję tej maksiserii w ramach cyklu Batman: Legends of the Dark Knight z początku 1996 roku, oryginalne okładki, komentarze, szkice, posłowie Kamila Śmiałkowskiego, mugshoty postaci, a także zdjęcie figurek wyprodukowanych w oparciu o wygląd bohaterów tego komiksu.
Największym jednak dodatkiem – niedostępnym w analogicznych wydaniach zagranicznych – jest 48-stronicowy Batman: Długie Halloween – Wydanie Specjalne z 2021 roku, czyli ostatni komiks nad jakim pracował zmarły przed dwom laty Tim Sale. Z jednej strony ten premierowy materiał to ogromny plus, ponieważ doczekaliśmy się polskiego wydania historii Koszmary, co wcale nie było takie oczywiste. Z drugiej: akcja tego komiksu ma miejsce już po bezpośredniej kontynuacji Długiego Halloween – Mrocznym zwycięstwie, które Egmont planuje wydać jesienią tego roku. Dziwna jest więc decyzja dołączenia tego epilogu do części pierwszej, kiedy powinno się go czytać po części drugiej. W dodatku – jak się okazało w maju 2024 roku – historia ta będzie wprowadzeniem do 10-częściowego, ostatniego rozdziału sagi duetu Loeb-Sale pt. The Last Halloween. Możemy się więc spodziewać, że w niedalekiej przyszłości będzie on wydany również w naszym kraju, przez co tym bardziej powątpiewam czy potrzebowaliśmy tego dodatku akurat w przypadku wznowienia Długiego Halloween. Wydaje mi się on może nie tyle zbędny, co zwyczajnie nie na miejscu, dołączony wyłącznie w celu zwiększenia popytu na kolejne wydanie publikowanej już kilkukrotnie na naszym rynku historii.
Pozostaje pytanie: czy warto kupić Batman: Długie Halloween z cyklu DC Deluxe? Jeśli do tej pory nie posiadaliście tego komiksu – zdecydowanie tak! Jeśli już go posiadacie w którymś z wcześniejszych wydań – też tak, bo jest to najlepsze wydanie tego tytułu w naszym kraju. Sami musicie jednak podjąć decyzję, czy nowa jakość i premierowa zawartość są dla was warte upgrade’u. Według mnie są, ale prawda jest taka, że arcydzieło tego formatu wydane nawet na najgorszej jakości papierze w wersji pocket byłoby warte kupienia.
Ocena: 6 nietoperków
Recenzował: Juby
Wydanie powstało na podstawie komiksu: BATMAN: THE LONG HALLOWEEN DELUXE EDITION.