SUPERMAN. CZERWONY SYN

Data wydania: 22 stycznia 2020
Scenariusz: Mark Millar
Rysunki: Dave Johnson, Kilian Plunket
Tłumaczenie: Jakub Syty
Druk: kolor, kredowy
Oprawa: twarda z obwolutą
Format: 180 x 275
Ilość stron: 168
Wydawca: Egmont Polska
Wydawca oryginalny: DC Comics
Cena: 84,99 zł

Twoja ocena:

GD Star Rating
loading...

„Superman. Czerwony Syn” to oparta na zaskakującym pomyśle alternatywna historia o Człowieku ze Stali. Statek kosmiczny z Kryptona rozbija się na Ziemi, a na jego pokładzie znajduje się niemowlę, które pewnego dnia stanie się najpotężniejszą istotą na planecie. Jednak pojazd nie spada w Ameryce, a mały pasażer nie zostaje wychowany w Smallville w Kansas. Nowy dom kosmity to kołchoz w Związku Radzieckim. Po latach przybysz z innego świata, który potrafi zmieniać bieg potężnych rzek i zginać stal gołymi rękami, zostaje obrońcą robotników i sojusznikiem Stalina! Scenariusz komiksu napisał szkocki autor Mark Millar („Superman Adventures”, „The Authority”, „Wojna domowa”, „Wanted – Ścigani”, „Kick-Ass”, „Ultimates”, Ultimate X-Men”, „Kingsman: Tajne służby”). Autorami rysunków są Dave Johnson („Detective Comics”, „100 Naboi”) oraz Kilian Plunkett artysta znany z licznych produkcji związanych z Gwiezdnymi Wojnami.

25 lutego 2020 roku swoją premierę na rynku video miała nowa animacja studia DC – Superman: Red Son. Słyszałem o tym kultowym tytule komiksowym, ale nie miałem okazji się z nim zapoznać, dlatego pomyślałem: czemu by nie dać mu szansy po raz pierwszy właśnie w wersji zekranizowanej? Na wiosnę udało mi się zapoznać z filmem animowanym i było to traumatyczne przeżycie. Już po wcześniejszych animacjach DC wiedziałem, że nie ma co się nastawiać na porządne wykonanie techniczne (wszak budżet produkcji tych taśmowo trzaskanych przez Warner Bros. animacji nie przekracza czterech milionów dolarów), ale także historia – mimo fantastycznego punktu wyjściowego – zupełnie mi nie podeszła. Po seansie napisałem: „Okropność. Trzeba było przeczytać komiks, ale po tym filmie straciłem ochotę” – i owszem, straciłem ją, ale obiecałem sobie, że gdy za jakiś czas niesmak po tym seansie zmyje się z mojej pamięci, dam szansę oryginałowi, ponieważ już Batman: Year One udowodnił, że nawet najgenialniejszy komiks może najzwyczajniej w świecie nie sprawdzić się w medium jakim jest film.

Ten moment nastąpił w ubiegłym tygodniu i jakże miło się zaskoczyłem. O fantastycznym punkcie wyjściowym już wspominałem i chyba zna go każdy, ale cała reszta – tak bliska animowanej ekranizacji – dużo mu nie ustępuje. Po prostu, czyta się to o wiele lepiej niż ogląda! Historia sowieckiego Supermana przedstawiona na przestrzeni wielu dekad, w której to Kryptończyk jest w zasadzie czarnym charakterem, a głównym bohaterem zostaje Lex Luthor (ciekawe odwrócenie ról) działa. Konflikt, zarówno ten w relacji Obcego z Człowiekiem, jak i ten polityczny, eskaluje z rozdziału na rozdział, dzięki czemu moje zainteresowanie nie tylko nie malało, ale wręcz rosło z każdą przeczytaną stroną. Dodatkowym smaczkiem były wszelkie gościnne występy innych postaci ze świata DC (alternatywny Batman, Wonder Woman, korpus Zielonych Latarni, Lois Laneuthor). Scenarzysta zmyślnie odwrócił role, jakich czytelnik mógłby oczekiwać od tych bohaterów i bohaterek, których typowe perypetie znamy z kart komiksów od tylu lat.

Napisałem, że czyta się to o wiele lepiej niż ogląda, ale nie dotyczyło to pracy duetu Dave Johnson i Kilian Plunket, którzy spisali się przy tym komiksie naprawdę solidnie. Ten rodzaj rysunków – dość prostych, bardziej w stylu seriali animowanych Warner Bros. z lat dziewięćdziesiątych, nie tak anatomicznie realistyczny, jak komiksy z końcówki lat osiemdziesiątych – nie jest moim ulubionym, lecz w porównaniu ze szpetną wersją filmową, od której biło pustką i niedoborem klatek w ruchu, komiks prezentuje się wręcz fantastycznie. Na pewno najbardziej cieszyło oko kilka kadrów niesubtelnie odwołujących się do kultowych momentów z historii Człowieka ze stali (okładka Superman #1 z maja 1939).

Szczerze nie wiem jak odebrałbym Czerwonego Syna autorstwa Marka Millara gdybym zapoznał się z nim lata temu i zdaję sobie sprawę, że moja opinia jest w dużej mierze zdominowana przez porównania z wersją filmową, która zupełnie mi nie podeszła. Niemniej jednak, komiks mogę z czystym sumieniem polecić (to jeden z najciekawszych od strony pomysłu i alternatywnego świata elseworld DC jaki czytałem), a jego ekranizację radzę omijać szerokim łukiem.

Recenzował: Juby

Wydanie powstało na podstawie komiksu: SUPERMAN: RED SON.


 



na platformie Max i w HBO
 


na Max

Kalendarium

Sonda

Najlepszy komiks z Batmanem wydany przez Egmont w 2024 roku?

Zobacz wyniki