Data wydania: 20 listopada 2019
Scenariusz: Brian Azzarello
Rysunki: Lee Bermejo
Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski
Druk: kolor, kredowy
Oprawa: twarda
Format: 216 x 276
Ilość stron: 176
Wydawca: Egmont Polska
Wydawca oryginalny: DC Comics
Cena: 69,99 zł
Twoja ocena:
loading...
Joker nie żyje. Nie ma co do tego wątpliwości. Nie wiadomo tylko, czy to Batman przetrącił mu jego kościsty kark, czy zrobił to jakiś zbrodniarz z Gotham City. I dlaczego ta śmierć pozostaje tajemnicą. Rzecz w tym, że Batman nic nie pamięta… a im bardziej zgłębia tę powikłaną sprawę, tym mocniej jego umysł zaczyna wątpić we wszystko, co odkrywa. Czy jest ktoś, kto byłby lepszy w odkrywaniu prawy niż John Constantine? Niestety, chociaż John tak uwielbia podążać tropem tajemnic, to jeszcze bardziej lubi mieszać ludziom w głowach. I dlatego, by rozwikłać zagadkę morderstwa Jokera, Batman – korzystając z „pomocy” Constantine’a – będzie zmuszony zagłębić się w plugawe trzewia Gotham City. Batman – Przeklęty to komiksowa powieść grozy opowiedziana przez parę najwybitniejszych współczesnych twórców komiksów, Briana Azzarello (Batman: Mroczny Rycerz – Rasa Panów, 100 Naboi) i Lee Bermejo (Hellblazer, Joker). Lektura tej pełnej skrajnych emocji historii w pełni potwierdza mroczną reputację serii BLACK LABEL. Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w amerykańskich zeszytach Batman: Damned #1-3, galerię szkiców oraz posłowie Briana Azzarello.
„Batman: Przeklęty” to drugi komiks z imprintu Black Label, który serwuje w naszym kraju wydawnictwo Egmont. Za scenariusz odpowiada Brian Azzarello, autor znany i lubiany, goszczący w kraju nad Wisłą nieraz. Pomagał on np. Frankowi Millerowi przy pisaniu „Mroczny Rycerz: Rasa Panów”, polski czytelnik mógł poznać jego run z serii „Wonder Woman”, a także oczywiście „100 Naboi”. Rysunkami zajął się Lee Bermejo, który wcześniej znany był między innymi z „Luthora” oraz „Jokera”, gdzie współpracował z Azzarello. I do tego ostatniego wymienionego przeze mnie komiksu „Przeklęty” najbardziej się odnosi. Odnosi się dlatego, że jest to swojego rodzaju kontynuacja „Jokera”, choć „kontynuacja” to zbyt duże słowo – opowieść de facto można czytać bez znajomości poprzedniego dzieła tych twórców, ale na pewno obie rozgrywają się w tym samym świecie. Ba, opisywany przeze mnie komiks zaczyna się w tym samym miejscu, gdzie kończył się właśnie „Joker”: tam, gdzie widziany był ostatnio niejaki Johnny Frost – czyli na moście Gotham.
I tyle, jeśli chodzi o kontynuację. Dalej historia toczy się własnym torem, a raczej – nie jednym, lecz dwoma. W pierwszej narracji widzimy rannego Batmana, który budzi się w karetce pogotowia, a jedyne co pamięta, to walka z Jokerem na wcześniej wspomnianym moście. Dowiaduje się, iż Książe Zbrodni nie wyszedł z tego starcia żywy, ale okoliczności, w jakich to nastąpiło, są dla Mrocznego Rycerza niejasne. Rozpoczyna się dochodzenie, w którym Batmanowi partneruje (chyba to jest odpowiednie słowo) sam John Constantine. Drugim torem opowieści jest historia młodego Bruce’a oraz jego rodziców jeszcze sprzed tragicznego zdarzenia w Crime Alley. Życie Marthy i Thomasa nie wydaje się takie różowe, jak zazwyczaj, a i przyszły najlepszy detektyw na świecie nie ma lekko – obserwujemy, jak odwiedza go pewna postać powiązana z paranormalną stroną uniwersum DC i nie ma raczej dobrych zamiarów.
Miałem trochę trudności z oceną tego komiksu. Prawie przez całą lekturę towarzyszyły mi mieszane odczucia. Monologi Constantine’a, który jest tutaj narratorem, często wydawały się męczące. Były napisane w taki sposób, jakby miały brzmieć podniośle, ale niekoniecznie coś od siebie wnosiły. Niektóre sceny zdawały się nie mieć sensu. No bo jak inaczej można nazwać sytuację, gdzie Batman i John wybierają się specjalnie do klubu nocnego wypytać o Jokera pewnego jegomościa i uzyskać odpowiedź: „Tutaj go nie ma”? Moje uczucia podczas czytania dobrze obrazuje tekst, jaki Nietoperz rzuca pod koniec do Constantine’a: „O czym ty, do diabła, gadasz?”
Nie rozumiałem też do końca, jaki cel miał Azzarello wprowadzając do fabuły niektóre postaci. Taki stan utrzymywał się we mnie mniej więcej do czasu, aż do końca komiksu zostało kilkanaście stron, a historia zmierzała do nieuchronnego finału. Nagle wszystko się zmieniło. Kiedy wątki się zazębiły, zobaczyłem co naprawdę autor miał na myśli, przez co zupełnie inaczej spojrzałem na cały album. Zakończenie komiksu jest dla mnie diabelnie dobre. Pozwala innymi oczami spojrzeć na całą intrygę. Ba, od razu miałem ochotę jeszcze raz przeczytać całość. Teksty, które wcześniej do mnie nie docierały, nabrały nowego znaczenia. Nawet zwykła „rozmowa” w jaskini z batkomputerem nabrała dodatkowych smaczków. Mówiąc krótko – zakończenie zrobiło na mnie duże wrażenie i zmieniło wszystko.
Jednym z założeń imprintu Black Label miały być historie skierowane dla dojrzalszego czytelnika. Inaczej niż w przypadku „Białego Rycerza”, tutaj nareszcie można powiedzieć, że to widać. Jest mroczno – i to bardzo. Znaczek na tylnej okładce „tylko dla dorosłych” umieszczony jest nie bez powodu. Zbezczeszczony Jezus na krzyżu, czy nietoperz przyszyty do ludzkiego ciała – tego rodzaju kadry robią wrażenie. Taki stan rzeczy to oczywiście zasługa nie tylko klimatu w konwencji horroru, ale w większości rysownika Lee Bermejo, któremu należą się naprawdę wielkie brawa. Jeśli podobały Ci się jego prace w „Jokerze”, to tutaj jest jeszcze lepiej. Komiks świetnie się ogląda. Do tego specjalny, powiększony format albumu daje możliwość jeszcze lepszego docenienia artysty.
„Batman Przeklęty zdecydowanie wyróżnia się na tle innych komiksów” – taki cytat z serwisu IGN zamieszczono na tylnej okładce i ja równie zdecydowanie się z tym zgadzam. Oprócz samej historii dostajemy także 20 stron dodatków (okładki, szkice), a także krótkie posłowie Briana Azzarello. Komiks ten bezwzględnie warto mieć w swojej kolekcji. Nawet jeśli komuś zakończenie nie zrekompensuje biadolenia Constantine’a, to chociaż dla oprawy graficznej, która jest rewelacyjna.
Wydanie powstało na podstawie komiksu: BATMAN: DAMNED.