SUPERMAN/BATMAN: THE GREATEST STORIES EVER TOLD

Data wydania: 2007
Scenariusz: Edmont Hamilton, Cary Bates, Len Wein, John Byrne, Karl Kesel, Jeph Loeb, Joe Kelly
Rysunki: Curt Swan, Dick Sprang, Neal Adams, Dick Dillin, John Byrne, Peter Doherty, Tim Sale, Ed McGiuness
Tusz: Neal Adams, Robert Campanella, Dan Davis, Joe Giella, Dick Giordano, Tim Sale, Cam Smith, Marion Kaye
Okładka: Alex Ross
Wydane jako: SUPERMAN #76, WORLD’S FINEST COMICS #142, 159, 176, 207, MAN OF STEEL #3, BATMAN and SUPERMAN: WORLD’S FINEST #7, SUPERMAN/BATMAN SECRET FILES 2003 i SUPERMAN/BATMAN ANNUAL #1
Ilość stron: 192

Twoja ocena:

GD Star Rating
loading...

Quickly Superman, to the Batmobile!

Jak zwykle, tego typu albumy sklejane są z subiektywnie wybranych historii napisanych i narysowanych w przeciągu lat. W tym wypadku, trochę ponad 50 wiosen twórczości, posłużyło do zebrania 10 historii do tego wydania.

Zaczynamy od scenariuszy stworzonych w latach pięćdziesiątych a kończymy na roku 2006. Jak zwykle, te historie z lat 50 – 70 czyta się dzisiaj z uśmiechem, czasem nawet z lekkim zażenowaniem i są, w moim odczuciu, przeznaczone dla wyjadaczy, fanów i koneserów. Czyli, w sumie, dla nas. Pierwszy odcinek „The mightest team in the world” (1952) opowiada o pierwszym spotkaniu Bruce’a i Clarka podczas rejsu oraz pokazuje nam w jaki sposób poznali swoje sekretne tożsamości. Cały komiks jest zabawny, ale nie tylko w sensie tego, że jest napisany w starym stylu, to pewnie też, ale te wszystkie dialogi, wszystkie zdarzenia i okoliczności podczas tego rejsu sa napisane przez Hamiltona w sposób aby rozśmieszyć czytelnika. Są zabawne sceny z Lois i Robinem, komiczne próby ukrycia swojej tożsamości przed uczestnikami rejsu itp. Chociaż, to wszystko i tak jest tylko tłem do pokazania pierwszej współpracy między herosami, która przebiegła gładko i bez zgrzytów. To jeszcze nie te czasy były, żeby w komiksach pokazywać jakieś bardziej skomplikowane relacje między tymi dwiema postaciami, albo różnice w metodach działania. Mimo wszystko świetnie się czytało i fajnie było zobaczyć na własne oczy pierwsze spotkanie dwóch najbardziej ikonicznych postaci komiksowych ever.

Druga historia czyli „Supermans and Batmans greatest foes” (1957) pokazuje nie tylko współpracę bohaterów, ale także ich największych wrogów. Otóż do Metropolis przybywa Joker, wchodzi w spółkę z Luthorem, zakładają firmę i wszystkim naokoło mówią, że złe uczynki im się przejadły i od teraz będą działać legalnie w przemyśle. Z początku tak to wygląda, oczywiście ani Super ani Bats nie wierzą w tą przemianę nawet przez sekundę. Rozpoczyna się śledztwo. W historii jest ciekawe detektywistyczne dochodzenie, przebieranki i podstępy zarówno tych dobrych jak i tych złych. Fajne pokazane są metody, które Clark i Bruce stosowali by dostać się do „legalnej” fabryki J&L, którą Superman nie mógł prześwietlić wzrokiem, gdyż ściany były oczywiście pokryte ołowiem. Do tego, gdzieś tam między nogami pęta się Dick i Lois. To wszystko fajnie się czyta. Wadą odcinka nazwałbym praktycznie zerowy, charakterystyczny wkład Jokera w cały ten misterny plan. Działania Luthora widać na każdym kroku, jego pieniądze i technologia, wszystko dzieje się w Metropolis, a u Jokera nic. Żadnego kwiatka pryskającego kwasem, żadnego błazna wyskakującego z pudełka. Nic, może oprócz tego, że złoczyńcy poruszają się po mieście samochodem klauna. Joker i Luthor zostali załatwieni raczej przez inteligencję i spostrzegawczość herosów niż przez jakiś siłowy sposób. No i, od teraz, dzielą jedną celę.

Kolejna historia czyli „The composite Superman” (1964) to jedna z tych opowieści, w której pojawia się jakiś bardzo potężny przeciwnik i tylko Batman i Superman są w stanie go pokonać. A przeciwnik jest naprawde mocarny. Dysponuje praktycznie mocą każdego członka Legion of Superheroes. Potrafi latać, ma super siłę, potrafi być niewidzialny, strzelać ogniem i prądem, rozdwajać się, rozciągać, zmniejszać, słowem wszystko co można mieć. Że niby to i tak nie wystarczy żeby pokonać super duo plus Robin? Nie do końca. „Składanemu” Supermanowi w zasadzie nie wiadomo o co chodzi. Najpierw chce się przyłączyć do walki ze zbrodnią, potem próbuje upokorzyć bohaterów, a nawet, o zgrozo, przejąć władzę nad światem. Dowiaduje się kto się kryje za maską nietoperza i za… hmm loczkiem Supermana. Nie wiadomo skąd composite ma tę moc, ale jest zbyt silny. Ciekawostką odcinka jest właśnie to, że nie kończy się on w typowy sposób czyli zamknięciem zbira za kratkami. Bohaterowie nie wygrywają, historia ma otwarte zakończenie. Są wybuchy, walka, rakiety, kryptonit – dzieje się.

Następna część to „The cape and cowl crooks” (1966). Raczej bez większych fajerwerków. Super i Bats walczą ze swoimi lustrzanymi odbiciami. No prawie lustrzanymi, bo kostiumy zbirów nieco się różnią od oryginałów. Przede wszystkim mają ciemniejsze kolory, ale też sobowtór Supermana ma swego rodzaju hełm na głowie. Praktycznie od pierwszych stron można się domyślić kto się kryje za maskami sobowtórów. Odcinek nie jest jakiś specjalnie zły, ale też szału nie robi. Fajna była scena pościgu dwóch batmobili oraz to, że na rozwiązanie zagadki wpadł Batman himself.

„The Superman – Batman split” (1968) To było całkem niezłe. Clarka Kenta odwiedza kosmita, mówiąc mu, że wie o jego sekretnej tożsamości i prosi go o pomoc. Otóż ten kosmita, imieniem DUR, po krótce wyjaśnia Superowi, że przybył na Ziemię , a w zasadzie uciekł ze swojej rodzimej planety, z obawy o swoje życie, przed bardzo niebezpiecznym zabójcą. Superman oczywiście zgadza się pomóc przybyszowi. Tymczasem jaskinię nietoperza również odwiedza kosmita (tej samej rasy co u Kenta) imieniem TIRON i mówi że został przysłany w celu złapania groźnego zabójcy przebywającego na Ziemi – DURA. Bruce zgadza się pomóc w pościgu co automatycznie stawia największych herosów po przeciwnych stronach barykady. Który kosmita kłamie? A może obaj mówią prawdę? Wyjaśnienie jest na końcu i właśnie samo zakończenie historii jest jej największym plusem. W takich oto okolicznościach scenarzyści doprowadzili do starcia Superman vs Batman i nie tylko. Nie tylko, bo naprzeciw siebie stają również Batgirl i Supergirl. Na uwagę zasługują naprawdę świetne rysunki Neala Adamsa. Jest nawet prawy prosty w szczękę Supermana, heh. Oczywiście ze strony Batmana.

„One night in Gotham City” (1986) czyli „Pewnej nocy w mieście Gotham”. Jakby ta historia nie znalazła się w tym zbiorze, to bym się zdziwił. Rewelacyjna wariacja opowieści o pierwszym spotkaniu Batsa z Superem z rewelacyjnego runu Johna Byrne’a MAN OF STEEL z lat 80-tych. Czytelnicy mogą znać tę historię z naszej polskiej wersji Supermana z początku lat dziewięćdziesiątych wydawanej przez TM-Semic. Co tu dużo mówić, Byrne znakomicie się spisał pokazując, że Batman wcale nie jest na straconej pozycji przeciwko Supermanowi, przewyższa go inteligencją i sprytem, no a nawet staje się na chwilę niewidzialny, heh. Kogo ominęła ta historia w 1991 roku, zakup opisywanego przeze mnie albumu jest doskonałą okazją by to nadrobić. Tak się właśnie pisze znakomite scenariusze ukazujące różnice między tymi dwoma bohaterami.

„A better world” (2000) No to jest to, co ja nazywam The Greatest Story. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej części, szczena mi opadła. Przepraszam, że nic nie będę opisywał, ale samemu trzeba odkrywać scenariusz. Nie jest to komiks z jakimiś epickimi walkami, a wręcz przeciwnie, zwykłe przyziemne rzeczy. Siła tego rozdziału tkwi w dialogu między Brucem a Clarkiem oraz w tematach jakie poruszają. Dla mnie miodzio. Najlepsza historia z całego tomu, dla mnie lepsza nawet od tej Byrne’a.

„When Clark met Bruce” (2003) Króciutka, bo dosłownie zajmująca dwie strony opowieść duetu Loeb & Sale. Chronologicznie, opowieść ta dzieje się najwcześniej w mitologii obu bohaterów. Bardzo zgrabne są te dwie strony.

No i na koniec „Stop me if you’ve heard this one” (2006) Z początku wydaje się, że jest to przeróbka pierwszej części tego albumu z 1952 roku. Zaczyna się tak samo, czyli na jachcie podczas rejsu. Clark i Bruce trafiają do tej samej kabiny i tak dalej. Ale potem robi się dziwnie. Zamieszany jest w to Deathstroke, Syndykat Zbrodni, a to wszystko dzieje się pośrodku trójkąta bermudzkiego. A cały komiks zrobiony jest naprawdę na komedię. Co chwilę jakieś jaja z Kenta, pełno tekstów typu „u have katana in my medulla oblongata”, totalny chaos. Historia napisana naprawdę z przymrużeniem oka. Przyznam, że kilka razy mocno się uśmiałem. Nie oczekuję od komiksów z Batmanem żeby mnie śmieszyły, ale to była miła odskocznia. Ciekawe zakończenie tomu, nawiązanie do pierwszego rozdziału w zbiorze jest czymś w rodzaju klamry spinającej cały album.

Cóż, album jest świetny. Zdecydowanie jestem zadowolony z zakupu i polecam. Na pewno obowiązkowa pozycja do przeczytania dla ludzi, których intrygują relację między Batmanem a Supermanem. Lwia część albumu jest świetna (jedną historię pominąłem w opisie), „A better world” i „One night…” są bardzo dobre, szczególnie jeśli ktoś wcześniej ich nie znał. 192 strony szybko przeleciały. Jedyną wadą, dla mnie akurat poważną, jest brak jakiegokolwiek wstępu, posłowia czy też jakiś krótkich biografii autorów. We wcześniejszych albumach z serii Greatest Stories jakie mam, zawsze tego typu dodatki były na wysokim poziomie i z ciekawymi informacjami. Wzorem jest tu „The Greatest Batman Stories Ever Told” gdzie były ze dwa obszerne wstępy, metody dobierania historii do tomu i masa innych różnych ciekawych rzeczy. A tu nic. Jedynie na początku krótkie streszczenie co znajdziemy w wydaniu, ale nawet nie wiadomo kto to streszczenie napisał. Lipa. Ode mnie minus za to, bo ten album zasługuje na dobre dodatki.


Plusy:

  • świetny przekrój współpracy bohaterów
  • całokształt tomu
  • okładka Alexa Rossa

Minusy:

  • brak wstępu, posłowia, biografii, czegokolwiek oprócz samego komiksu
Autor: Rado

Poprzednia Strona



na platformie Max i w HBO
 


na Max

Kalendarium

Sonda

Najlepszy komiks z Batmanem wydany przez Egmont w 2024 roku?

Zobacz wyniki