BATMAN VOL. 1: THE COURT OF OWLS

Data wydania: 9 maja 2012
Scenariusz: Scott Snyder
Rysunki: Greg Capullo
Okładka: Greg Capullo
Tusz: Jonathan Glapion
Wydane jako: Batman #1-7 (2011-2012)
Ilość stron: 176

Twoja ocena:

GD Star Rating
loading...

Przed nastaniem Nowej 52 Scott Snyder, scenarzysta znany polskiemu czytelnikowi z Amerykańskiego Wampira pisał skrypty do Detective Comics. Choć bohaterem historii Black Mirror nie był Bruce Wayne, tylko Dick Grayson, to Snyder pokazał, że jak mało kto w branży „czuje” postać Mrocznego Rycerza. I to jak. Na fali mojego czytelniczego entuzjazmu do Court of Owls wydaje mi się, że Snyder jest najlepszą rzeczą, która przytrafiła się Batmanowi od Batman: Year 100 Paula Pope`a, a może nawet od czasów Granta i Breyfogle`a…

Historia Court of Owls rozpoczyna się na balu, podczas którego Bruce Wayne ogłasza serię inwestycji w „przyszłość Gotham”. Właściciel Wayne Enterprise nie chce, aby jego rodzinne miasto wciąż uchodziło za siedlisko psychopatycznych przestępców, rządzone przez mafijne rodziny, w którym ludzie boją się wychodzić na ulice po zmroku. Nie ma jednak pojęcia, że podejmując śledztwo w sprawie morderstwa dokonanego za pomocą noży z wizerunkami sów już wkrótce dopadnie go ta sama mroczna przeszłość Gotham, od której chce się odciąć. Bowiem miasto Batmana nieprzypadkowo cieszy się taką, a nie inną opinię…

Nie chcą zdradzać zbyt wiele z fabuły pierwszego trejda zresetowanego Batmana. Powiem tylko, że możecie po nim spodziewać się wątków, które kiedyś się już pojawiały. Motyw złamania Nietoperza, jest co najmniej tak stary, jak Bane, a przecież całkiem niedawno odkurzył go Grant Morrison. Także w jego runie przewijał się wątek tajnej, pseudo-masońskiej organizacji zza kulis pociągającej za sznurki w Gotham, a eksplorowanie mrocznej historii bat-miasta jest już przecież ograne, aż do bólu. Paranoja Batmana? Nieodkryte sekrety z jego przeszłości? Wszystko to już było. Ale Snyderowi w podejmowaniu tych i kilku innych wątków udało się uniknąć wszechobecnego w komiksie superbohaterskim schematyzmu, przyprawiającego mnie o nieznośny ból zębów. Court of Owls jest cholernie błyskotliwie napisane, fabuła jest precyzyjnie dopracowana. Akcja trzyma w napięciu, jak najlepszy thriller, a komiks swoją dramaturgią mogłoby obdzielić jeszcze kilka innych serii, choćby „Batman: R.I.P.”. W przeciwieństwie do Morrisona Snyder nie przedstawia Mrocznego Rycerza, jako gotowego na wszystko nadczłowieka. W pierwszym tomie „Batmana” zobaczycie Bruce`a popełniającego błędy, pobitego, który musi stawić czoło niebezpieczeństwu ponad swoje (i swoich przyjaciół) siły.

Snyder wiele ryzykuje rozbudowując bat-mitologię o sowi wątek. Grzebiąc w najgłębiej zakorzenionych motywach może skończyć jak Geoff Johns, który wspaniale odnowił legendę Zielonej Latarni, aby potem skończyć na masowej produkcji nowych, kolorowych korpusów. Jak będzie to wyglądało w przypadku strażnika Gotham to się dopiero okaże, ale na razie wszystko poukładane jest wręcz wzorowo. Nie ma się od czego przyczepić, podobnie zresztą jest w przypadku współpracy na linii scenarzysta-rysownik. Wyraźnie czuć, że między Gregiem Capullo, a Snyderem jest komiksowa chemia. Jeśli kojarzycie styl Capullo, z tym co prezentował na łamach polskich X-Men (X-Cutioner Song) czy gdy w Spawnie przejął pałeczkę po jego twórcy możecie się nieco zdziwić. Artysta odszedł od inspiracji style Jima Lee czy Todda McFaralane`a i poszedł własną drogą w kierunku bardziej syntetycznego, dynamicznego i uproszczonego rysunku. Ta zmiana wyszła całkiem nieźle, choć przyznam, że nie rozumem chóru zachwytów nad jego kunsztem.

Największą wadą Court of Owls jest to, że jako historia nie jest zamkniętą całością. Nie zdradzając chyba zbyt wiele powiem, że w finale, zamiast punktu kulminacyjnego dostajemy potężny cliffhanger będący wstępem do Night of Owls. Z reguły rozlewanie nawet najbardziej fantastycznej historii na wielki crossover nie kończy się dobrze. Czy Snyderowi uda się zrobić wyjątek od tej reguły? Czy jego praca będzie po latach wspominana, jako klasyka? Chętnie się o tym przekonam.


W 2011 roku wydawnictwo DC Comics postanowiło podjąć odważny i jednocześnie kontrowersyjny krok. Po finale wielkiego wydarzenia „Flashpoint” uniwersum naszych bohaterów zostało odświeżone, a na rynku zaczęły pojawiać się regularnie 52 serie zaczynające się z numerem 1 na okładce. W ten sposób takie legendarne tytułu jak „Batman”, „Detective Comics”, czy „Action Comics” musiały pozbyć się swojej wysokiej numeracji (w przypadku flagowego tytułu z Supermanem był to już 904 zeszyt) i zacząć wszystko od początku. Wydawca zapewnił, że w ten sposób nowi czytelnicy będą mogli rozpocząć przygodę z ich postaciami a starzy wyjadacze mogą być spokojni, gdyż wprowadzone zmiany (większe lub mniejsze) nie mają wpłynąć na znane im kluczowe aspekty.

Do odświeżonej serii „Batman” został przydzielony Scott Snyder. Scenarzysta dał się już poznać czytelnikom i krytykom, gdy zajmował się serią „Detective Comics” oraz miniserią „Batman: Gates of Gotham” (wspólnie z Kylem Higginsem). Do roli rysownika wybrany został Greg Capullo, znany między innymi z pracy przy serii „Spawn”. Snyder postanowił przedstawić w tzw. New 52 (w wersji polskiej – Nowe DC Comics) historię, którą planował pokazać już w „Detective Comics”. W Gotham City pojawia się tajemniczy morderca, który pracuję na zlecenie Court of Owls, organizacji znanej tylko z fikcyjnych opowieści. Czy aby na pewno tylko fikcyjnych? Batman będzie musiał zmierzyć się z miejską legendą i przekonać się, że nie do niego należy miasto.

„Batman Vol. 1: The Court of Owls” wydany u nas w marcu 2013 roku przez Egmont jako „Batman. Tom 1: Trybunał Sów” to zbiór pierwszych siedmiu zeszytów serii „Batman” z New 52, gdzie rozgrywa się wyżej opisana historia. Jest to dopiero połowa całej opowieści, której konkluzja znajduje się w części kolejnej.

Komiksowi Scotta Snydera trudno odmówić lektury, gdy już pierwsze strony mocno zachęcają czytelnika do poświęcenia albumowi swojego czasu. Autor „Amerykańskiego Wampira” swoją narracją potrafi w przyjemny sposób wprowadzić odbiorcę w świat, który dla niego kreuje. Mimo założenia New 52 polegającego na tym, że nowy czytelnik nie powinien mieć problemu z podejściem do komiksów, to Batman zdaję się trochę trudniejszym przypadkiem, biorąc pod uwagę ile zawirowań towarzyszyło tej postaci przez ostatnie lata i jak bardzo różni się od wizerunku pokazywanego w kreskówkach czy filmach. Mimo tego Scott Snyder bez problemu na kilku stronach określił podstawy na jakich opiera się Gotham City, działalność Batmana oraz jego współpracowników, włącznie z tym, jakie łączą go z nimi relacje. Całości pomaga również fakt, że Mroczny Rycerz musi zmierzyć się z zupełnie nowym zagrożeniem.

Wspomnianemu wcześniej niebezpieczeństwu chciałbym poświęcić osobny akapit. Amerykański scenarzysta postanowił przygotować nie jednego wroga, nie grupę złoczyńców, a potężną, tajną organizację, która od lat działa w Gotham. Niejednokrotnie fani Nietoperza podkreślali, że lubią tą postać za jego człowieczeństwo, które przejawia się między innymi poprzez popełnianie błędów. Tutaj Batman ma ich na sumieniu kilka, przy czym jeden o dosyć mocnym wydźwięku – zignorował najbardziej oczywistą poszlakę, za co przyjdzie mu srogo zapłacić. Wszystkiemu towarzyszy też zamieszanie związane z jednym z członków Bat-Rodziny, gdzie nie obejdzie się także bez wątpliwości i braku zaufania. To wszystko sprawi, że Batman będzie wystawiony nie tylko na próbę fizyczną, ale również na test utrzymania czystego umysłu. Dobór przeciwników dla Mrocznego Rycerza też nie jest przypadkowy – są nimi ludzie, którzy posługują się symbolem sów, czyli naturalnych wrogów nietoperzy (nie jest to pierwszy raz – z podobnego pomysłu skorzystał Grant Morrison w swojej historii „JLA: Ziemia 2”). Snyder przez cały komiks doskonale buduje napięcie, gdzie czytelnik wraz z Mrocznym Rycerzem odkrywają powoli, że Trybunał Sów nie jest tylko fikcją.

Mimo dobrze napisanego scenariusza, pewne elementy zgrzytają. Przede wszystkim dla czytelnika, który z komiksami jest na bieżąco, kolejna historia o wielkiej, tajnej organizacji nie robi już tak dużego wrażenia po tym, co pokazał Grant Morrison. Co prawda Black Glove i Leviathan to zupełnie odmienne grupy w porównaniu do Trybunału Sów, ale wystąpienie tego typu organizacji jedna po drugiej pozostawia pewien niesmak. Snyder pokusił się też o mocne rozbudowanie technologii, którą operuje Batman. O ile wysoce zaawansowany sprzęt nie powinien być obcy Mrocznemu Rycerzowi, tak tutaj mam wrażenie, że scenarzysta zdecydowanie przesadził. I nie chodzi bynajmniej o to, że technologia stała się bardziej nieprawdopodobna. Batman przez swoje nowe zabawki działa jeszcze bardziej na odległość, co doprowadziło do takich sytuacji jak oględziny ciała zamordowanego w jaskini za pomocą specjalnej kamery umieszczonej w prosektorium. Oby nie skończyło się na tym, że Batman przestanie już bezpośrednio odpowiadać na sygnały Gordona z dachu.

Zanim swoją premierę miał pierwszy zeszyt serii, byłem bardzo ciekaw jak spisze się Greg Capullo w roli rysownika. Jego prace w „Spawnie” zrobiły na mnie dobre wrażenie i nie mogłem się doczekać jego wizji Batmana i Gotham City. Było na co czekać, gdyż Capullo zdaje się czuć jak ryba w wodzie tworząc razem ze Snyderem Mrocznego Rycerza w odświeżonej konwencji. Amerykański artysta łączy w swojej kresce proste kształty i sylwetki z precyzyjnymi detalami (stroje Szponów, morderców Trybunału Sów, są najlepszym przykładem tego drugiego). Dosyć swobodny sposób nakładania tuszu przez Jonathana Glapiona sprawia, że ilustracje Capullo są bardziej żywe, niż statyczne (nawet w momentach, gdzie zdaje się nic nie dziać). Upust swoim umiejętnościom artysta zdecydowanie dał przy scenach brutalnych i szczególnie szalonych, które robią największe wrażenie. W jednym z zeszytów Batman coraz bardziej traci zmysły, co Capullo udoskonalił swoim własnym pomysłem (za zgodą Snydera i edytora serii) na to, aby strony zaczęły stopniowo zmieniać orientację. Efekt jest zdumiewający i wywołał też trochę zamieszania – na samym początku czytelnicy myśleli, że dostali zeszyt z błędem drukarskim. Odbiorcy lubujących się w mniej legalnych sposobach lektury z kolei nie wiedziały o co chodzi, gdyż osoba odpowiedzialna za zeskanowaną wersję komiksu odwróciła strony do poprawnej orientacji. Warto również dodać, że Capullo emocje postaci przedstawia głównie przy pomocy ich… ust. Dla mnie jest to coś zdecydowanie nowego i ciekawego.

Jeśli zaś chodzi o samo wydanie zbiorcze, to amerykańska wersja w twardej oprawie standardowo posiada obwolutę, pod którą na czarnej okładce kryje się tytuł i logo komiksu. W dodatkach znajdziemy fragmenty scenariusza do pierwszego zeszytu serii oraz ich wstępne wizualizacje wykonane przez Grega Capullo. Ponadto, możemy też przyjrzeć się galerii alternatywnych okładek do wszystkich zebranych numerów (na szczególną uwagę zasługuję praca Dustina Nguyena) oraz szkicom poszczególnych postaci, które wystąpiły w komiksie.

„Batman Vol. 1: The Court of Owls” to komiks zdecydowanie wart polecenia – zarówno scenariusz i strona wizualna sprawdzają się bardzo dobrze. Mimo, że część wyjadaczy ma powody do narzekań, jest to historia, z którą warto się zapoznać i polecić osobom, które wcześniej z komiksami nie miały bliższej styczności.

Ocena: 5 nietoperków

Recenzował: kelen

Poprzednia Strona



na platformie Max i w HBO
 


na Max

Kalendarium

Sonda

Najlepszy komiks z Batmanem wydany przez Egmont w 2024 roku?

Zobacz wyniki