Data wydania: 1994
Scenariusz: Jim Starlin
Rysunki: Jim Aparo
Tusz: Mike DeCarlo
Kolory: Adrienne Roy
Okładka: Mike Zeck
Liternictwo: John Costanza, Augustin Mas
Wydane jako: Batman 417-420
Ilość stron: 96
Twoja ocena:
loading...
„Ten Nights of the Beast” to wydanie zbiorcze zawierające zeszyty serii „Batman” z roku 1988, a konkretnie numery #417-420. Twórcy komiksu to dwaj autorzy podpisujący się imieniem Jim. Fabułę wymyślił Jim Starlin, który na swoim koncie ma m. in. takie przełomowe scenariusze jak śmierć drugiego Robina – Jasona Todda w „Death in the Family”, czy chociażby świetne i chyba wciąż niedoceniane „The Cult”. Grafiką zajął się Jim Aparo, nieżyjący już rysownik (chociaż okazyjnie był również kolorystą lub liternikiem), niezmiernie kojarzący mi się z latami dziewięćdziesiątymi ze względu na podziwianie prac autora na łamach wydawnictwa TM-Semic (regularnie „korzystano” tam z jego usług). Czy było to starcie Mrocznego Rycerza z Golemem, bądź tragiczny pojedynek z Bane’em, kreski Aparo nie potrafię pomylić z nikim innym.
Historia skupia się na przybyciu do Gotham City radzieckiego super zabójcy Anatolija Knyazeva, lepiej znanego szerokiej publiczności pod pseudonimem KGBeast. Morderca ma za zadanie przeszkodzić w realizacji amerykańskiego programu strategicznego, skierowanemu głównie w kontrze do Związku Radzieckiego. By to zrobić, musi zabić dziesięć osób odpowiedzialnych za tworzenie i wspieranie projektu. Ścieżki radzieckiego zamachowca krzyżują się oczywiście z Batmanem. Jednocześnie, do Gotham przybywa też agent KGB twierdzący, iż Beast zerwał się z czerwonej smyczy i w zasadzie nie wiadomo na czyje polecenie obecnie działa. Do tego wszystkiego miesza się lokalne CIA i ludzie komisarza Gordona, którzy nie pomagają sytuacji, gdyż złoczyńca ma prawdopodobnie umieszczonego „kreta” informującego go o działaniach władz.
Komiks ma już na karku swoje lata, ale tematy, które prezentuje są zadziwiająco aktualne także i dziś. Co charakterystyczne przy twórczości Jima Starlina, jego scenariusze nierzadko poruszały obecną mu sytuację w kraju i na świecie. Tak też jest właśnie i przy „Ten Nights…”. Znajdziemy tutaj komentarz do Zimnej Wojny, autentycznego programu przeciwrakietowego, czy zamachów terrorystycznych. Zwłaszcza te ostatnie są dzisiaj niestety jak najbardziej aktualne. Dość powiedzieć, że KGBeast współpracuje z szyickim terrorystą, który swój „występ” kończy samobójczą śmiercią wykorzystując do tego pas szahida.
Sam komiksowy debiut KGBeasta jest nadzwyczaj udany. Budzi respekt jego wyszkolenie techniczne, biegłość w posługiwaniu się praktycznie każdą bronią (scena z siekierą była świetna), czy też umiejętności taktyczne przy planowaniu kolejnych zabójstw, które są nad wyraz zróżnicowane. Starlinowi naprawdę udało się stworzyć godnego przeciwnika dla Batmana, co podkreśla i sam Mroczny Rycerz, obawiając się kolejnego starcia z Bestią. Komentuje to słowami, iż w końcu napotkał kogoś, kto jest lepszy od niego. W zasadzie miałbym zastrzeżenia tylko, co do prezencji głównego przeciwnika. Wygląda on jak zapaśnik wrestlingowy lub przerobiona wersja Gimpa z „Pulp Fiction”. Pod koniec lat osiemdziesiątych taki wizerunek złoczyńców nie budził zastrzeżeń, ale dzisiaj jego wygląd budzi lekki uśmiech. Niemniej jednak, plus za postać niepowstrzymanego KGBeasta.
Po przeczytaniu kilku pierwszych stron, komiks nie wydawał się niczym specjalnym. W miarę przewracania kolejnych kartek, moje zainteresowanie fabułą rosło i nie przestało, aż do końca. Obserwowanie intensywnych walk Batmana z Bestią dostarcza wiele przyjemności, a wisienką na torcie było świetne i odważne zakończenie, na które zdecydował się scenarzysta i redaktor. Nawet na rysunki Jima Aparo, którego nie jestem szczególnym fanem, miło było popatrzeć. Ciekawy jest również wstęp Dana Rasplera, w którym to m. in. wyjaśnia, iż „Ten Nights…” jest pierwszym, prawdziwym podejściem do metody, którą dzisiaj w komiksach nazywamy „story arc”. Na pewno, dla kolekcjonerów, jest to dodatkowa zaleta tego albumu. W lekturze tylko na moment przeszkadzają drobne nieścisłości takie jak obecność wszystkich dziesięciu celów akurat w Gotham City i okolicach, czy też „porwanie” prezydenta Stanów Zjednoczonych w biały dzień. Batman Jima Starlina w wysokiej formie.
Plusy:
- niepowstrzymany (ale do czasu) Kej Dżi Bist
- zakończenie
- okładki wydań zeszytowych autorstwa Mike’a Zecka
- wstęp Dana Rasplera
Minusy:
- e tam, kto by się przejmował