Data wydania: 2009
Scenariusz: James Robinson, Warren Ellis oraz Alan Grant
Rysunki i tusz: John Watkiss, John Mccrea, Quique Alcatena
Okładka: John Watkiss
Wydane jako: Legends of the Dark Knight #71-73, 83-84 i 89-90
Ilość stron: 192
Twoja ocena:
loading...
Na swojej drodze walki ze zbrodnią, Mroczny Rycerz oprócz klasycznych przeciwników takich jak Joker czy Scarecrow spotykał również adwersarzy nieludzkich. Mam tu na myśli potwory takiego pokroju jakp np. zombie (BATMAN VS UNDEAD) czy wampiry (SUPERMAN/BATMAN WAMPIRES AND WEREWOLFS) czy może jeszcze inne cudactwa. Album BATMAN MONSTERS zawiera właśnie 192 strony (trzy rozdziały) takich potyczek obrońcy Gotham. Wszystkie zostały napisane w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku pod szyldem serii LEGENDS OF THE DARK KNIGHT.
NIETOPERZ NA BIG BENIE
Na ulicach Gotham zostaje brutalnie zamordowany doktor Hugh Downs. Anglik, pracujący w londyńskim oddziale Wayne Foundation. Ślady na miejscu zbrodni wskazują, że mordu dokonało jakieś zwierzę, a nieliczni świadkowie twierdzą, że zrobił to… wilkołak. W tym samym czasie ginie, tym razem nie rozerwany na strzępy lecz zastrzelony, kolejny londyński pracownik firmy Wayne’ów, który także przyjechał z wizytacją do Gotham. Ewidentnie coś nie gra w stolicy Anglii i Batman nie może bezkarnie puścić płazem zabijania swojego personelu. Do tego, Downs należał do wąskiego kręgu przyjaciół Alfreda. Kamerdyner Bruce’a nie musi nawet specjalnie prosić o wyjaśnienie sprawy. Batman wyrusza do Anglii!
„Werewolf” – historia napisana przez Jamesa Robinsona. Spodziewałem się troszkę więcej po tym scenarzyście. Po skończeniu tego rozdziału miałem wrażenie, że lekko przekombinował. Moim zdaniem autor za dużo wprowadził tutaj postaci i nazwisk, który ich nadmiar sprawił, że miałem mały mętlik w głowie. Gdy ujawniony został główny „zły” pomyślałem „ale kto to w ogóle jest?” i musiałem cofnąć się kilka kartek, żeby sobie przypomnieć. Sama fabuła oscyluje wokół podążania za wilkołakiem i konfliktu z londyńskimi gangsterami. Pomijając już wspomniany nadmiar bohaterów, trzeba przyznać Robinsonowi, że dobrze rozpisał Batmana jako detektywa. Historia ta, bardziej by pasowała do DETECTICE COMICS niż do LotDK. Osobiście uwielbiam podziwiać detektywistyczne metody Bruce’a i w tym rozdziale jest do tego dobra okazja. Batman przesłuchuje oprychów, przebiera się udając prywatnego detektywa, nawiązuje kontakty z londyńską policją i gangsterami (z którymi dość szybko popada w regularną wojnę) oraz śledzi podejrzanych. Te właśnie momenty ratują tę opowieść. Wielbiciele fizycznych starć nietoperza również się nie zawiodą, bo wszytko to prowadzi do bezpośredniego starcia z wilkołakiem i londyńską mafią. Końcówka historii dość zaskakująca, ale in minus.
Akcja tego aktu dzieje się w Londynie. Dla mnie Gotham City zawsze będzie równorzędnym bohaterem historii z Batmanem. To miasto po prostu coś w sobie ma. Te budynki, mosty, zaułki… Poza przygodami z Ra’s al Ghulem nie wyobrażam sobie, na dłuższą metę, Mrocznego Rycerza działającego poza Gotham. Przypomina mi się album BATMAN CONSPIRACY, w którym to Bats biegał po Los Angeles. Uch, to była męka patrzeć na ulubionego bohatera na tle Hollywood Hills. Tutaj, przy okazji Londynu tej męki nie było. Gdyby kiedyś mieli zmienić miejsce operacji Batmana, to mógłby to być jedynie Londyn. Sam Bruce, w samej końcówce historii, na double splash page’u, obserwujący miasto myśli: „I look at this city one last time, wondering if I’m happy to say goodbye to it, or not.”
SUPERŻOŁNIERZE W GOTHAM
Druga historia, napisana przez Warrena Ellisa, pt. „Infected” opowiada o dwóch nieudanych (a może udanych?) eksperymentach na ludziach. Oto bowiem do Gotham City trafia dwóch genetycznie zmutowanych żołnierzy. Do końca nie wiadomo kto ich wypuścił lub komu się urwali ze smyczy, jednak kiedy zaczynają robić rozpierduchę w mieście, tylko Mroczny Rycerz jest w stanie ich powstrzymać.
Historia z tych w stylu „Batman początkowo dostaje niezłe bęcki, pieczołowicie przygotowuje się do kolejnej rundy i sposobem wygrywa”. Można nawet powiedzieć, że dwie pierwsze rundy przegrał. Zmutowani superżołnierze to dużo za dużo dla początkującego mściciela i zakończyło by się to tragicznie, gdyby nie pomoc Brandena – bezkompromisowego dowódcy SWAT znanego choćby z YEAR ONE. Wspomniani dwaj przeciwnicy Batmana jak najbardziej podchodzą pod tytuł albumu – monsters. Zmiany w DNA wpłynęły nie tylko na sprawność fizyczną, ale także znacząco oszpeciły wygląd zewnętrzny. Z twarzy wychodzą im jakieś kości, na ramionach mają wypustki i żyły, a do tego gdy jeden z nich umiera, drugiemu na plecach wyrastają ogromne bąble, których zadaniem jest rozsiewać zarazę. Uch, generalnie wygląda to obrzydliwie. Zawsze lubię czytać historie, w których widać tą nieustępliwość Bruce’a, to, że nigdy przenigdy się nie poddaje i w końcu, okraszony siniakami zwycięża. „Infected” nadaje się do tego. Ukazanie zaciętości Batmana jest niewątpliwie plusem tego rozdziału. Szkoda, że chyba jedynym plusem, bo historia jest raczej płytka z dużym naciskiem na akcję, aczkolwiek końcówka niezła.
CLAYFACE AKT PIERWSZY
Trzecią i zarazem ostatnią historię w tym tomie napisał Alan Grant. Ongiś najbardziej płodny batmanowy scenarzysta moim zdaniem wypadł w tym zestawieniu najlepiej, bo jego rozdział pt. „Clay” czyta się najlepiej. Ale ale, może i czyta się najlepiej, lecz jest to tylko remake klasycznego originu Clayface’a oraz jego pierwszego starcia z obrońcą Gotham City. Grant dodał trochę rzeczy od siebie, ale większość już była.
Najlepsze w tym rozdziale jest to, że Batman sromotnie przegrywa pierwszą rundę z człowiekiem gliną, ociera się o śmierć i popada w pewnego rodzaju szok psychiczny. Clayface na oczach Bruce’a dosłownie miażdży, jak jajko, głowę jednemu oprychowi i wstrząśnięty tym widokiem Mroczny Rycerz długo nie może przestać o tym myśleć. Może i doświadczony Batman takimi rzeczami by się za bardzo nie przejmował, ale nie zapominajmy, że album składa się z zeszytów serii LEGENDS OF THE DARK KNIGHT, w której są pokazane pierwsze etapy jego krucjaty w Gotham. Sam Bruce, w tym rozdziale, wspomina, że dopiero trzy tygodnie nosi kaptur nietoperza. Wątek tego szoku jest, moim zdaniem, najjaśniejszym punktem tej historii. Bruce’owi śnią się koszmary, cały czas opowiada Alfredowi o tej zmiażdżonej głowie, jednocześnie próbuje przygotować się na kolejną rundę z Clayfacem, która w końcu nadchodzi, a Batman podczas walki dostaje się w żelazny uścisk dłoni człowieka gliny…
Podsumowanie. Ten komiks, w naszych krajowych sklepach internetowych kosztuje około 65 złotych. Za taką cenę raczej odradzałbym kupno tego albumu. Za podobną kwotę można mieć zdecydowanie lepsze tytuły. Jednak, jeśli ktoś tak jak ja, znalazł by ten komiks na jednym z serwisów aukcyjnych za mniej więcej połowę tej kwoty, to wtedy uważam, że warto brać. Ciekawy pomysł na stworzenie składanki konfliktów Batmana z potworami raczej średnio wypalił. Moim zdaniem album można było złożyć z ciekawszych zeszytów i niekoniecznie tylko z serii LEGENDS… Wilkołak z pierwszego rozdziału nie do końca okazał się takim „monsterem” jakim miał być, a Clayface, pomimo swojego wyglądu, nie jest przecież żadnym wyjątkowym potworem, tylko, na dobrą sprawę człowiekiem. Także uważam, że dobór tytułów do tego albumu nie do końca jest adekwatny i nie wyszło z nich to, czym pierwotnie ten komiks miał być. Sama fabuła poszczególnych rozdziałów również nie wciąga jak bagno. Powiedziałbym, że wciąga co najwyżej jak odkurzacz nogawkę.
Plusy:
- ciekawy pomysł na składankę…
Minusy:
- … ale raczej zmarnowany
- za tą cenę to nie bardzo
- brak dodatków
- rysunki nie dla mnie