Data wydania: 2007
Scenariusz: Paul Dini, Royal McGraw
Rysunki: J. H. Williams III, Don Kramer, Joe Benitez, Marcos Marz
Tusz: J. H. Williams III, Wayne Faucher, Victor Llamas, Luciana del Negro
Kolory: John Kalisz
Okładka: Simone Biachi
Liternictwo: Jared K. Fletcher
Wydane jako: Detective Comics #821-826
Ilość stron: 144
Twoja ocena:
loading...
„Batman – Detective” to wydanie zbiorcze zawierające scenariusze autorstwa Paula Diniego z jego pracy przy serii „Detective Comics” w latach 2006 i 2007, a konkretnie numery 821-826. Jeżeli jakimś przypadkiem komuś nic nie mówi to nazwisko, to spieszę wyjaśnić, iż Dini jest scenarzystą i producentem takich seriali animowanych jak „Batman: TAS”, „Justice League TAS” i choćby tylko tym zapisał się złotymi zgłoskami w dziejach Mrocznego Rycerza. A przecież ma jeszcze na koncie scenariusze do dwóch pierwszych gier z serii „Batman – Arkham”, jest także autorem znakomitych komiksów takich jak „Batman: War on Crime” oraz „JLA – Liberty and Justice”. To oczywiście tylko część twórczości tego pisarza. Dla mnie osobiście Paul Dini zajmuje czołowe miejsce wśród bat-twórców i kiedy udało mi się kupić „Detective” byłem bardzo podekscytowany możliwością ponownego ujrzenia go w akcji. Być może zbyt wiele oczekiwałem, ponieważ ogólnie rzecz biorąc album nie zmiażdżył mnie tak, jak choćby „War on Crime”, jednak mimo wszystko uważam, że jest to dobry komiks z co najmniej jedną naprawdę wybitną historią.
Po bliższym zapoznaniu z tym tomem wynikło, że jednak nie jest on wyłącznie pisany przez Diniego. Okazuje się bowiem, że za czwartą (z sześciu) zawartą tutaj historię odpowiada Royal McGraw. Naprawdę nie chce mi się wnikać dlaczego właśnie w taki sposób zdecydowano się „skleić” to wydanie zbiorcze. Czemu po prostu nie wycięto tego zeszytu, tak by całość zbioru faktycznie należała do Dini’ego. Nie wnikam również czemu nazwisko McGrawa nie widnieje na okładce. Być może czegoś nie rozumiem, ale nie będę zgłębiał tajników DC Comics i sposobów tworzenia przez nich wydań zbiorczych. Tym bardziej, że scenariusz McGrawa nie wypada tutaj jakoś wybitnie źle. „The Return of Doctor Phosphorus” opowiada o powrocie jednego ze złoczyńców stworzonych w końcówce lat siedemdziesiątych przez Steve’a Engleharta i Walta Simonsona. To jeden z tych łotrów, którym w wyniku promieniowania widać przez skórę szkielet oraz jeden z tych, którzy strzelają promieniami wiadomo z jakiej części ciała. Mimo wszystko historię czytało mi się przyjemnie. Jest to typowa bijatyka z motywem zemsty głównego przeciwnika na wszystkich odpowiedzialnych za jego nędzny los. Dość zabawne zakończenie i sposób jaki Batman znalazł na zatrzymanie Phosphorusa to na pewno plus.
Lwia część komiksu należy jednak do Diniego i historia otwierająca album, „The Beautiful People” jest dokładnie tym, czego po nim oczekiwałem. Świetna detektywistyczna narracja, ciekawe zbrodnicze modus operandi i próba wprowadzenia świeżego łotra do uniwersum Batmana – Facade’a. Bruce jest inteligentny, posiada dużą wiedzę (np. przy sprawdzaniu autentyczności dziennikarki wie kto jest aktualnym redaktorem naczelnym jej gazety) i spryt. Takiego Batmana właśnie chcę oglądać jeśli w tytule komiksu widnieje słowo „detective”. Do tego jeszcze rysunki J. H. Williamsa III. Album zaczął z wysokiego C i rozbudził mój apetyt na więcej.
I może dlatego kolejne rozdziały czytało mi się trochę gorzej. Dostajemy tutaj wizję zreformowanego Riddlera, który działa teraz jako prywatny detektyw rozwiązujący tę samą sprawę co Mroczny Rycerz i niejako z nim współpracujący. Mamy także fabułę z Poison Ivy oraz jednym z jej eksperymentów wymykającym się spod kontroli – kolejny debiutujący złoczyńca jakim jest Harvest. Następnie historia z Pingwinem i jego klubem Iceberg Lounge, w którym pojawia się Bruce Wayne sprawdzający faktyczność przejścia Cobblepota na legalną stronę biznesu. Opowieść lekka łatwa i przyjemna z nutką humoru i gościnnym występem Lois Lane oraz Zatanny. Oprócz tych dwóch uroczych brunetek jest także ponowna próba wprowadzenia nowego charakteru na deski teatru Gotham City. Tym razem jest to Mister Zzz, gangster cierpiący na dziwny rodzaj narkolepsji, będący w półśnie, a jednocześnie doskonale zdający sobie sprawę co się wokół niego dzieje. Przyznam, że to interesujący pomysł na postać. Mr. Zzz wykorzystany był później przez Dini’ego w „Batman: House of Hush”.
Ostatni zeszyt tego wydania zbiorczego to prawdziwa bomba i kilka granatów. Nie będę zbytnio przybliżał fabuły – to po prostu trzeba przeczytać. Powiem tylko, że darowane sobie zostały przymiarki wpasowania nowych przeciwników dla Batmana i skorzystano z największego kalibru jakim jest Joker. I to jeszcze w rewelacyjny sposób. Historia pod tytułem „Slayride” zajęła dziewiąte miejsce na liście siedemdziesięciu pięciu najlepszych opowieści z Księciem Zbrodni wg czytelników serwisu Comic Book Resources. To powinno mówić samo za siebie. Paul Dini naprawdę dobrze rozumie klauna, więc scenariusz prezentuje się naprawdę świetnie. Dodatkowo, ze względu na scenarzystę i oczywiście „Batman: TAS”, czytając ten rozdział słyszałem w głowie głos Marka Hamilla, co jeszcze bardziej uprzyjemniło mi lekturę. Idealny Joker przemawiał do mnie tym razem z kart komiksu. Najlepsze jest to, że w historii praktycznie nie ma Batmana. Pojawia się tylko na ostatniej stronie, a główną rolę (naturalnie poza Jokerem) gra Robin – Tim Drake. Do wielkich fanów żadnego Cudownego Chłopca nie należę, jednak tutaj akurat nie przeszkadzał mi ani trochę. Świetny wewnętrzny monolog Tima, zabójcze teksty Jokera, jest nawet krótka rozmowa z klaunem o filmach braci Marx – wyborne.
Sześć historii zilustrowało w sumie czterech rysowników. Wszyscy prezentują bardzo przyzwoity poziom i naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Do tego, wszystkie zeszyty łączy Simone Biachi, który wykonał wyśmienite okładki.
Moje wydanie w miękkiej oprawie nie posiada żadnych dodatków i jest niestety niedostępne w naszych krajowych sklepach internetowych. Pozostaje poszukać za granicą lub złożyć zamówienie specjalnie. Moim zdaniem warto to zrobić, bo „Batman: Detective” to komiks dobry. Może trochę nierówny, bo pierwsza i ostatnia historia wyraźnie odstają poziomem od pozostałych, niemniej jednak i tak jest tutaj o wiele więcej detektywistycznej roboty niż w takim „Detective Comics” z New 52.
Plusy:
- Slayride
- momentami naprawdę świetna narracja
- próby wprowadzenia nowych przeciwników
- okładki poszczególnych zeszytów
Minusy:
- brak dodatków
- niedostępny
- trochę nierówny