O FILMIE | RECENZJA | PLAKATY | GALERIA | ZWIASTUNY | NAGRODY | NAJŚWIEŻSZE WIADOMOŚCI
JOKER – STUDIUM SZALEŃSTWA
Od samego początku, kiedy ogłoszono, że powstanie osobny film o „Jokerze można było się spodziewać czegoś niespodziewanego. Czy jest sens przedstawiania słynnego łotra bez udziału Batmana? Czy naprawdę potrzebny nam origin Jokera?
Było wiele wątpliwości ale jak się okazuje reżyser Todd Phillips miał pomysł, który nie tylko się sprawdził, ale zaoferował widzom dogłębną analizę szaleństwa, które pochłania chorego człowieka.
„Joker” to nie jest kino superbohaterskie, nawet pod pewnymi względami nie jest to też film komiksowy. Chociaż trudno jednoznacznie go skategoryzować, to dzięki temu jego wydźwięk jest bardziej uniwersalny i można go interpretować na wiele sposób.
Swoją opowieść Phillips umieścił w ponurych latach 70/80. Ten klimat obecny jest przez cały czas. Czuć inspirację kinem Martin Scorsese w tym „Taksówkarzem”, a także innymi produkcjami z tamtego okresu jak chociażby filmem „Sieć” z 1976 roku. W czerpaniu z dzieł uznawanych obecnie za wybitne nie ma niczego złego. Phillips dobrze wykorzystuje realia tamtych czasów, które są nie tylko doskonale odtworzone, ale tworzą odpowiedni nastrój. Film nie naśladuje tamtego stylu, ale dosłownie wygląda jakby był nakręcony w tamtych latach.
Zgodnie z tytułem jest to film o Jokerze. On tu jest najważniejszy, to wokół niego wszystko się kręci. Pozostali bohaterowie, to postacie drugoplanowe. Cała scena należy do odtwórcy roli Arthura Flecka Joaquina Phoenixa. Żarty Arthura może nie zawsze są trafne, ale w swojej roli Phoenix jest bezbłędny. Tworzy wielką kreację, która będzie pamiętana przez lata. Postać Jokera już wcześniej z powodzeniem gościła na wielkich ekranach, ale dopiero teraz otrzymaliśmy tak gruntownie zobrazowanie narodzin szaleństwa. Dodajmy do tego fizyczną metamorfozę Phoenixa, dzięki czemu po raz pierwszy otrzymaliśmy wychudzonego Jokera. Jego mowa ciała, ruchy wszystko to buduje obraz złoczyńcy, który nie bez powodu uznawany jest za jednego z najlepszych czarnych charakterów.
W „Jokerze” nie ma scen akcji, efektownych wybuchów czy szaleńczych pościgów. Śledzimy poczynania chorego człowieka z marzeniami, który zostaje doprowadzony do kresu swoich możliwości i wtedy odnajduje swój cel w życiu.
Momentami współczujemy Fleckowi widząc przeszkody jakie rzuca mu los. System go zawiódł, oparcie ma tylko w matce, która ma swój świat, a dla innych jest obiektem kpin. W takim miejscu jak pokazane brudne Gotham City z głębokimi konfliktami wśród skrajnych warstw społecznych rodzi się bunt i czyste szaleństwo. Nie ma tu miejsca dla szlachetnych postaci. Prowadzący swój program Murray Franklin, czy kandydujący na burmistrza Thomas Wayne, mają swoje cele i niekonieczne się one pokrywają z oczekiwaniami większości, a zwłaszcza, w coraz bardziej zatraconego w swoich fantazjach, Arthura.
Phillips pokazuje, że tak wyjątkowy złoczyńca jak Joker wcale nie musi zażyć kąpieli w kwasie. Szaleństwo, któremu nie towarzyszy żaden cel, taki jest Joker Phoenixa i to jest także esencja słynnego złoczyńcy.
„Joker” to film, który na długo po seansie pozostaje w pamięci widza i to nie ze względu na swoją widowiskowość, ale na tytułowego bohatera, który potrafi wzruszyć, rozbawić, ale też przerazić i nigdy nie ma pewności, którą reakcję wywoła Joker.
Phillipsowi udała się rzecz niezwykła, stworzył film, który można interpretować jako komentarz społeczny ale także taki, który z powodzeniem wykorzystuje postacie stworzone na potrzeby komiksów i umieszcza je w zupełnie odmiennej, w porównaniu z tym co zazwyczaj można oglądać w kinach, rzeczywistości. Sztuka ta nie udałaby się jednak bez Joaquina Phoenixa, który stworzył kreacje aktorską najwyższych lotów. Całość zaowocowało powstaniem filmu, o którym będzie się mówić i na którego interpretacje jeden seans to za mało.