SUPERMAN/BATMAN: APOKALIPSA
Po sukcesie animacji Superman/Batman: Public Enemies decydenci DC i Warner Bros zdecydowali się wydać jego kontynuację pt. Superman/Batman: Apokalipsa.
Film opowiada o przybyciu kuzynki Supermana – Kary Zor-El i próby jej zwerbowania przez Darkseida. Według mnie to ciekawszy pomysł na fabułę niż walka herosów między sobą. Ogląda się to naprawdę przyjemnie, jednak nie obyło się bez zgrzytów takich jak armia Doomsdayów. Jakim cudem Amazonki z pomocą Supermana i Batmana potrafiłyby stawić czoła kilkudziesięciu potworom, które zabiły samego Człowieka ze Stali pozostaje dla mnie zagadką i absurdem nie do wybaczenia. Przed i po tym momencie jest jednak dużo lepiej. Trzeba tutaj wspomnieć o gadżetach Batmana, których za dużo nie widzieliśmy w poprzedniej animacji. Na uwagę zasługuje też końcówka. Gdy film wydaje się być już skończony zostajemy zaskoczeni pewnym wydarzeniem.
Niestety we wspomnianej końcówce dostajemy też „humor” w postaci kurek, które nie spełniły założenia bycia zabawnymi. Burzy to cały obraz filmu skierowanego tak jak poprzedni do starszego widza o czym świadczą przekleństwa i pewna doza erotyki.
Tak jak w przypadku Public Enemies bardzo dobrze dobrano postacie. Nie jest ich tak dużo jak we wspomnianym filmie, ale za to są graczami z najwyższej półki. Oprócz wymienionej trójki pojawia się także Wonder Woman i mniej znana Barda. Równie świetnie zostały przedstawione relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami, przy czym jak zwykle wygrywa Batman i jego teksty. Chyba jeszcze lepsze jak w przypadku Wrogów publicznych.
Animacja jest podobna do tej z poprzedniego filmu, chociaż mam wrażenie, że Batman zyskał nieco dłuższe uszy i pelerynę, co mi osobiście bardzo odpowiada. Po raz kolejny świetnie spisali się też aktorzy dubbingujący postacie, wśród których była Summer Glau podkładająca głos pod Karę.
Muzyki nie było w filmie wiele, albo niczym szczególnym się nie wyróżniła. To duży progres w porównaniu z poprzednią produkcją, gdzie w kółko musieliśmy słuchać tych samych taktów.
Jak widać film w każdym elemencie przewyższa poprzednika. Posiada jednak jedną dużą wadę, jaką jest walka z Doomsdayami, oraz jedną małą, czyli wprowadzenie głupkowatego humoru pod koniec. Generalnie jest to jednak najlepszy film animowany z udziałem bohaterów komiksowych jaki widziałem do tej pory.