BATMAN V SUPERMAN: DAWN OF JUSTICE – KOMIKSOWY ROLLERCOASTER
recenzja wersji IMAX 3D
„Batman v Superman: Dawn of Justice” to istny komiksowy rollercoaster. Od samego początku na widza czeka trzymająca w napięciu akcja, która trwa do samego końca.
Zack Snyder postanowił zrobić film aż nadto przypominający medium materiału źródłowego, przez co niektóre sceny można odebrać jako zbyt krótkie, przypominające wręcz kadry komiksowe. Taki styl opowieści nie każdemu przypadnie do gustu. Stanowi to największą bolączkę filmu, przez co cierpi scenariusz i bohaterowie. Jednakże, jeśli damy się uwieść tej wizji z teledyskowymi elementami, to po zakończeniu seansu będziemy usatysfakcjonowani.
Nim jeszcze rozpoczęły się zdjęcia do „Batman v Superman: Dawn of Justice”, wiele kontrowersji wzbudzał angaż Bena Afflecka i Gal Gadot. Jak się okazało, rację miał Zack Snyder. Nowe oblicze Batmana, którego głównie widzimy pod osłoną nocy, jest tym, czego chcieli fani, a gdy dodamy do tego walki niczym z serii gier „Arkham”, to naprawdę czuć, że to bohater budzący grozę. Nie sposób też nic zarzucić Gal Gadot, która swoim spojrzeniem i pewnym dystansem do pozostałych bohaterów pokazuje, co to znaczy brać udział w niejednej walce.
Od pierwszego pojawienia się Batmana widzimy, że otrzymujmy bohatera, który nie patyczkuje się z kryminalistami. Jest brutalny, bo tak załatwia się sprawy w Gotham City. Cały świat widzi z kolei Bruce’a Wayne’a jako klasycznego playboya-miliardera. Kiedy zaprosisz go na przyjęcie – spodziewaj się, że opróżni twoją piwniczkę, a budząc się rano u boku znajdzie nową młódkę. O ile Wayne nie jest zaskoczeniem i nie zgrywa nieodpowiedzialnego faceta, Batman w wykonaniu Afflecka to najbardziej brutalna wersja bohatera ze wszystkich filmów. Można też stwierdzić, że z łatwością pokonałby poprzednich filmowych przeciwników Nietoperza. Teraz będąc zmanipulowanym, postanawia bez względu na cenę uporać się z Supermanem.
Wielbiony bohater Metroplis oprócz pomocy mieszkańcom całego świata musi się zmierzyć z inną kwestią. Każde działania niosą konsekwencje. Czy Superman może od tak sobie działać, bez żadnej kontroli? Już walka z Zodem pokazała, że jego poczynania mogą przynieść śmierć niewinnym mieszkańcom. Clark ma poważny problem, bo jego słabość do Lois Lane stawia wybrankę swego serca ponad innymi. Jest to w pełni zrozumiałe, ale opinia publiczna z tego faktu nie musi być zachwycona. Czy więc superbohaterowie powinni przed kimś odpowiadać?
Tytułowi bohaterowie mają swoje problemy, które w wyniku działań Lexa Luthora narastają. Mistrz manipulacji postanawia ustawić największy w dziejach pojedynek gladiatorów. Jako, że zna słabość Supermana, to chce wykorzystać ten fakt przeciwko Batmanowi, którego najwyraźniej bardziej się obawia. Starcie bohaterów jest widowiskowe i w pełni pokazuje nam strategiczne doświadczenia Bruce’a. To on wybiera miejsce i dopełni wszystkich przygotowań. Jest myśliwym. Otrzymujemy prawdziwą walkę tytanów.
„Batman v Superman: Dawn of Justice” nie jest tym, czego się spodziewałem, ale jest to zarazem produkcja, którą chce się obejrzeć kolejny raz. Z sukcesem wprowadza nowe, pełne potencjału postaci do kinowego uniwersum DC. Otrzymujemy krótkie epizody Aquamana, Cyborga i Flasha. Do tego jest jeszcze Diana Prince aka Wonder Woman. Nie ma wiele czasu ekranowego, ale Gal wraz z Benem tworzą zgrany duet ze świetnymi dialogami na czele. Amazonka ma też mocne wejście w sam środek akcji, co w połączeniu z motywem muzycznym daje piorunujący efekt. Teraz jeszcze bardziej czekam na osobny film z Wonder Woman.
Z nowych postaci warto wspomnieć o Jeremy’m Ironsie, który wcielił się w Alfreda. Też nie jest to wielka rola, ale ma swoje momenty i potrafi zażartować, a wręcz przekomarzać się z Bruce’em. Z pozostałych drugoplanowych bohaterów wyróżnia się Laurence Fishburne. Już w „Man of Steel” mogliśmy zobaczyć, co potrafi, ale jak dla mnie dopiero teraz widać w nim Perry’ego White’a z Daily Planet, który rozstawia swoich dziennikarzy i decyduje o wyborze nagłówków oraz tematów. Najbardziej znaczącą rolę po tytułowych bohaterach ma Lois Lane. Po części jest to przysłowiowa dama w opałach, która czasami aż nadto wpakowuje się w tarapaty. Postać jej jednak wypada tylko poprawnie, zwłaszcza jak na tak duże zaangażowanie w fabule.
Głównym rozgrywającym jest Lex Luthor, który niczym władca marionetek stara się wszystkimi dyrygować, a gdy ktoś nie chce grać według jego zasad, to go usuwa. Nie boi się też poświęcić swoich własnych ludzi. Otrzymujemy tu ekscentrycznego geniusza i szaleńca zarazem. O ile jego działania są przekalkulowane i dokładnie zaplanowane, to można się zastanawiać, dlaczego to wszystko robi? Czy to tylko obsesja i obawa przed istotami obdarzonymi supermocą, czy kryje się za tym coś więcej?
W zwiastunach filmu zdradzono pojawienie się Doomsdaya, który mimo wszystko sprawdza się jako katalizator zachęcający bohaterów do wspólnej walki. Tak potężny przeciwnik wiąże się też z pewnymi konsekwencjami, które zadecydują o powstaniu Justice Leauge. Chociaż można powiedzieć, że w ramach promocji zdradzono za wiele, to i tak pozostaje wiele niespodzianek, czy zwrotów akcji. O niektórych z nich plotkowano od pewnego czasu, inne zaś pokazują zupełnie nowy kierunek w superbohaterskim kinie.
Zack Snyder stara się poruszyć wiele kwestii, ale mimo, że film trwa 2 i pół godziny, to nie są one dostatecznie pogłębione. Nie otrzymaliśmy filmu dojrzałego, ale taki, który dostarcza rozrywki na wysokim poziomie. Znając bohaterów i śledząc różne wypowiedzi twórców, i tym samym mając wyrobiony kontekst całości, łatwiej cieszyć się formą „Batman v Superman: Dawn of Justice”, wtedy poszczególne sceny mają większe znaczenie. Niewątpliwie nie tak powinno być. Po wyeliminowaniu tego problemu, z materiału, którym dysponowali twórcy, można by było wycisnąć coś więcej. Nie udało się to, nawet nie podjęto takiej próby. Nie warto rozmyślać o tym, jak można nadać głębi oraz umotywować działania bohaterów. W przypadku „Batman v Superman: Dawn of Justice” warto cieszyć się iście komiksowym stylem. Jest to pewnego rodzaju eksperyment, który pokazuje, że większości taki sposób opowiadania historii się nie spodoba. Przejażdżka tym rollercoasterem może być przyjemna, ale może też powodować zupełnie odwrotną reakcję. Ja zaliczam się do tego pierwszego grona, ale mimo wszystko preferowałbym, by przy „Justice League” Zack Snyder postawił na bardziej filmowe prowadzenie akcji.
Oglądając „Batman v Superman: Dawn of Justice” w kinie IMAX naprawdę można dać się wchłonąć obrazkowej historii. Nie jest to bynajmniej zasługa 3D, o którym można rzecz, że nie porywa, ale też nie przeszkadza w oglądaniu, co uznaję za plus. Przy kilku sekwencjach widać zmianę formatu, ale nie robi to aż tak dużej różnicy. W Polsce nie ma kin IMAX, które obsługują format 70 mm. Nie mniej jednak, sam efekt większego ekranu robi odpowiednie wrażenie.