Data wydania: 2008
Scenariusz: Darwyn Cooke, Alan Grant, Kelley Puckett, James Robinson
Rysunki: Tim Sale
Tusz: Tim Sale
Okładka: Tim Sale
Ilość stron: 240
Twoja ocena:
loading...
Szpiczaste nosy i małe oczka. To pierwsze mi przychodzi do głowy, gdy słyszę nazwisko Tim Sale. Jakimś specjalnym fanboyem tego rysownika nie jestem, ale okazyjnie w moje ręce trafił wydany w 2007 roku album, który jest swoistym przeglądem twórczości artysty. Po przeczytaniu krótko mogę powiedzieć – warto znać. Komiks zawiera pięć historii, oczywiście wszystkie rysowane przez Sale’a.
BLACKGATE VERSUS ARKHAM, ROUND 1
„Madmen across the water”. Scenariusz Alan Grant.
Bane, podczas Knightfallu, uwalniając więźniów zakładu Arkham wysadził część budynku. Kiedy Batman większość z nich połapał nie mogli oni udać się z powrotem do szpitala ze względu na zniszczenia i trwającą odbudowę. Ta historia (pierwotnie wydana w DC Showcase ’94) opowiada o tym gdzie umieszczono villainów (a przynajmniej część z nich) w tak zwanym zastępstwie. A umieszczono ich w Blackgate. Tak więc Scarecrow, Zsasz, Riddler, Amygdala, Poison Ivy, Mad Hatter, Firefly, Two-Face oraz Bane na czele ze swoim „opiekunem” Jeremiaszem Arkham trafiają na obcą, więzienną ziemię. I bynajmniej nie wzbudzają sympatii tamtejszego naczelnika ani jego „normalnych” przestępców.
Oj nie wzbudzają. Już na wstępie, gdy pacjenci Arkham ledwo postawili stopę na wyspie Blackgate, gospodarze zgotowali im gorące powitanie. Skończyło się to tym, że Zsasz odgryzł nos jednego z oprychów, który źle się na niego spojrzał. I tyle widzieliśmy Zsasza w całej historii, gdyż przez ten incydent już do końca siedział zamknięty w izolatce. Cały scenariusz jest napisany z przymrużeniem oka i służy raczej rozbawieniu Czytelnika. Jest dużo zabawnych scen pokazujących jak to pacjenci Arkham próbują wpasować się w inne, niż do tej pory mieli okazje, więzienne zasady. Oczywiście im to nie wychodzi. Przykładem takiej zabawnej sceny może posłużyć warsztat dostępny dla więźniów Blackgate. Warsztat jak warsztat – dostępny dla przetrzymywanych w celu zabicia czasu lub jakiś drobnych prac na cel zakładu. Kiedy pacjenci Arkham tam się pojawiają, Cornelius Stirk momentalnie tworzy sobie jakiś ostry przedmiot, a Firefly z zafascynowaniem obserwuję włączony palnik. Dwaj naczelnicy dochodzą do wniosku, że warsztat to nie był jednak dobry pomysł.
Jakby tego było mało naczelnicy również nie pałają do siebie miłością. Odmienne filozofie i podejście do skazańców nie wróżą nic dobrego. Szefowie więzień zawiązują nawet między sobą pewnego rodzaju zakład o to, czyja ekipa jest lepsza. Nie będę może nic więcej pisał, ale powiem tylko, że do rozstrzygnięcia sporu przysłuży mecz w softballa. Klimaty jak np. z filmu „Mecz ostatniej szansy” momentami uchwycone.
W historii jest też trochę akcji i wybuchów, ciekawa końcówka, ale jak wcześniej napisałem – zabawne momenty dominują i tak właśnie należy podchodzić do tego rozdziału. Dla zabawy. Już nie wspomnę co taka Poison Ivy wyprawia w męskim więzieniu, ale można się domyślić.
EN GARDE!
„Blades”. Scenariusz James Robinson.
Moim zdaniem najlepsza historia z całego tomu. Raczej dość słabo wykorzystywany przeciwnik Batmana jakim jest The Cavalier za sprawą Jamesa Robinsona tutaj błyszczy. Świetny scenariusz z rewelacyjną narracją ukazaną z perspektywy Batmana i Cavaliera, a czasem nawet Gordona. Kilka naprawdę dobrych zwrotów akcji.
A o czym w ogóle jest scenariusz? Batman, jeszcze na początku swojej kariery, boryka się ze sprawą pewnego mordercy, którego modus operandi to pozbawianie życia starszych osób. Bruce popada nawet w pewnego rodzaju obsesję na punkcie tej sprawy. Nie potrafi jej rozwiązać, zaniedbuje inne swoje obowiązki, psują się jego kontakty z Gordonem itp. Powód, dla którego Batman aż w takim stopniu poświęca się tej sprawie jest sprawnie wymyślony przez Robinsona i ma sens. W międzyczasie, w Gotham pojawia się nowy zamaskowany bohater – The Cavalier – fechmistrz. W przeciwieństwie do Mrocznego Rycerza nie stroni on od wywiadów telewizyjnych po udanych akcjach, fotografuje się dziećmi, ciągle się uśmiecha – słowem – zyskuje sympatię mieszkańców miasta. Obywatele Gotham w końcu zadają sobie pytanie „po co tak naprawdę nam Batman, skoro mamy Cavaliera?”. Sam Bruce oczywiście nie przejmuję się tym wzrostem popularności nowego bohatera ze szpadą. Dla niego najważniejsza jest sprawa mordercy starszych osób. Nie myśli o niczym innym nawet do tego stopnia, że kiedy Gordon prosi go o pomoc w rozwiązaniu sprawy złodzieja grasującego w Gotham, ten odpowiada oschle: „…ask the Cavalier”. Oczywiście schadzka obu panów jest nieunikniona, tak jak nieuniknione są późniejsze problemy wynikające z ich poznania. Bardzo podobała mi się scena pierwszego spotkania pomiędzy postaciami, w której słyszymy Bruce’a: „All he needs to do is slash a „z” on the wall… and I’m a boy again”.
Do tej pory miałem Cavaliera za raczej śmieszną postać. Teraz zmieniłem zdanie. W tej historii, na dobrą sprawę, nawet nie można nazwać go „villainem”. Świetna lektura, warto znać.
JEST KOLOROWO
„The Misfits”. Napisane przez Alana Granta.
Meh, raczej najsłabsza opowieść w albumie. Moim zdaniem za dużo drugoligowych albo nawet trzecioligowych przebierańców upchanych na raz. Oto bowiem takie tuzy przestępczości jak Catman, Calendarman, Killer Moth wraz z pomocą nowego villaina pochodzącego z Dallas – Chancera – postanawiają porwać dla okupu najbardziej prominentnych mieszkańców Gotham City. Wybór padł na burmistrza, komisarza policji oraz Bruce’a Wayne’a. O dziwo, ta sztuka im się udaje.
Historia trochę w starym stylu. Nieprzerwana akcja, zero narracji bohaterów i wszędzie pełno ludzi w kostiumach. Ten master plan zyskania milionów dolarów oczywiście się nie udaje, a to przy pomocy… żelu do włosów burmistrza. Do całej tej zgrai przebierańców dołącza jeszcze jeden – Nimrod the Hunter, później pojawia się także Robin, a nawet batpies As. Czytanie tego rozdziału nie jest jakąś specjalną męką, jednak na tle pozostałych historii na pewno odstaje.
I INNI…
Darwyn Cooke oraz Kelley Puckett.
Pozostałe dwie historie znałem wcześniej, więc nie było żadnego zaskoczenia. „Date Knight” mam w albumie EGO AND OTHER STORIES, a „Night after night” można było przeczytać choćby w jednym z tomów BATMAN BLACK AND WHITE. Obie opowieści są króciutkie, ale z całą pewnością można je polecić. Pierwsza opowiada o „randce” Batmana z Catwoman, a druga o… hmm, powiedzmy spotkaniu z Jokerem.
Jeśli jesteś fanem twórczości Tima Sale’a to ten album jest dla Ciebie pozycją obowiązkową. Nie tylko można podziwiać jak na przełomie lat rozwijał się kunszt i styl popularnego rysownika, ale także można poczytać co ciekawego ma do powiedzenia na temat danej historii. Bowiem przed każdym rozdziałem, nawet tym najkrótszym, mamy jedną stronę wstępu autora. Można dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy na temat jego inspiracji czy sposobu wykonania rysunku. Do tego, na końcu tomu mamy galerię okładek autorstwa Sale’a do takich tytułów jak DETECTIVE COMICS oraz BATGIRL. Okładek w sumie jest siedemnaście i jest to wisienka na torcie dla fanów Pana Tima.
Natomiast jeśli nie jesteś mega fanem prac rysownika THE LONG HALLOWEEN to ten album i tak warto znać. Scenariusze są wciągające (szczególnie ten z Cavalierem), dodatki są dobre, a wszystko zgrabnie się czyta. 240 stron porządnej lektury.
Plusy:
- ciekawy przegląd twórczości Sale’a
- wciągające scenariusze
- dodatki
- objętość
- nie tylko dla fanatyków rysownika
Minusy:
- dość wysoka cena (około 65 złotych za wersję w miękkiej okładce)