JUSTICE LEAGUE – MIŁO SPĘDZA SIĘ CZAS W TOWARZYSTWIE SUPERBOHATERÓW
recenzja wersji IMAX 3D
Po wielu latach i licznych perturbacjach na ekrany kin zawitała „Liga sprawiedliwości”. Najwięksi bohaterowie DC Comics długo kazali na siebie czekać. W 2010 blisko było realizacji filmu „Justice League: Mortal” w reżyserii George’a Millera, ostatecznie po raz pierwszy na dużym ekranie przygody Justice League pokazał Zack Snyder. Chociaż reżyser, ze względu na rodzinną tragedię nie dokończył prac przy post-produkcji, to nie ma wątpliwości, że jest to jego film. Nie brakuje tu charakterystycznych ujęć, czy slow-motion. W pracach nad scenariusz brał udział Joss Whedon i w dialogach a zwłaszcza w różnych humorystycznych kwestiach czuć wpływ reżysera „Avengers”.
„Justice League” to film o grupie superbohaterów, w którym losy świata są zagrożone po wydarzeniach z „Batman v Superman: Dawn of Justice”, kiedy to w walce poległ Superman. Brak nadziei i silnego obrońcy odczuwalny jest od pierwszych scen. To sprawia, że Ziemia staje się podatna na atak Steppenwolfa. O głównym złoczyńcy nie można powiedzieć za wiele. Wygenerowana przy użyciu postać CGI po prostu chce zdobyć Mother Boxy i dokończyć to co dawno temu mu się nie udało.
Fabuła „Justice League” jest banalnie prosta, a główny złoczyńca po prostu jest. Twórcy podeszli bezpiecznie do tematu i skupili się na bohaterach oraz relacjach pomiędzy nimi. Zadbali też by nie zabrakło humoru. Do znanych z „Batman v Superman: Dawn of Justice” Batmana i Wonder Woman dołączyli wspomniani wcześniej Flash, Aquaman i Cyborg. Każdy z nich ma inny charakter i z innych powodów staje do walki. Bliższe poznanie nowych herosów Ziemi pozwala stwierdzić, że Flash i Aquaman zdecydowanie zasługują na oddzielny film. Pierwszy jest jak podekscytowany nastolatek z ADHD, co akurat do Barry’ego Allen pasuje jak ulał. W jednym z wywiadów Ezra Miller wspominał, że reżyser pozwalał mu na improwizację, być może dlatego jego zabawne wstawki wydają się naturalne i nie kłócą się z podejściem Flasha do bohaterstwa. Oprócz podstawowych informacji nie wiele dowiadujemy się o Aquamanie, który zasługuje na miano prawdziwego twardziela. Za rok wejdzie na ekrany osobny film z jego udziałem, ale mimo wszystko brakuje w „Justice League” większego poświęcenia uwagi mieszkańcom Atlantydy. Najsłabiej wypada Cyborg i nie jest to spowodowane tylko jego wyglądem, który ze swoją maską w niektórych scenach mógłby spokojnie udać się na casting do roli Upiora w operze, ale i tak by nie dostał roli. Ze względu na fabułę i Mother Boxy postać Victora Stone’a jest potrzebna i chociaż pozostawia obojętne wrażenie, to przynajmniej nie drażni.
Film Zacka Snydera dopiero wprowadza znaną z komiksów drużynę superbohaterów. Większość z nich jeszcze w pełni nie panuje nad swoimi mocami. Wszystko więc spada na barki Batmana i Wonder Woman. Chociaż wydawałoby się, że w obliczu wielkiego zagrożenia działać będą w pełni zgodni to mają momentami odmienne zdanie co do sposobu działania. Bruce po 20-latach walki z różnymi złoczyńcami musi nauczyć się współpracować. Widać, że w porównaniu z obdarzonymi supermocami bohaterami jest bardziej narażony na ataki przeciwników, a mimo to nie waha się stanąć do walki i zaryzykować wszystkiego. W jednej z ważniejszych scen pokazuje zaś, że zawsze ma jakiegoś asa w rękawie i mądrze wykorzystuje radę, którą usłyszeliśmy w „Batman v Superman: Dawn of Justice”. Batman zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń ale to tylko bardziej mobilizuje go do walki, bo chociaż wie, że jeśli chodzi o siłę to nie jest najśliczniejszym punktem drużyny, to mimo wszystko wie co należy zrobić, nawet jeśli podjęcie ryzyka może przynieść odwrotne skutki.
W zwiastunach i udostępnionych fragmentach pokazano wiele scen z finałowej potyczki a także głównego złoczyńca, jednak powrót Supermana, któremu towarzyszy znany temat muzyczny autorstwa Johna Williamsa utrzymany został w tajemnicy. Nawet wizerunek Człowieka ze Stali nie był nadmiernie wykorzystywany w promocji i za to należy docenić specjalistów od marketingu. Dzięki czemu widz zostaje zaskoczony w bardzo pozytywny sposób.
Obecnie w kinach nie brakuje filmów opartych na komiksach, na tym tle „Justice League” nie wyróżnia się niczym specjalnym oprócz wątku związanego z powrotem Supermana. Warner Bros. nie chciał ryzykować i dlatego otrzymaliśmy film bez pazurów i pod pewnymi względami zbyt podobny do innych produkcji. „Liga sprawiedliwości” wchodzi też do kin w okresie, kiedy dla widzów sama obecność komiksowych bohaterów na wielkim ekranie przestała być wystarczającą zachętą. Co raz większą popularnością cieszą się filmy oferujące coś więcej niż gatunkowe klisze . „Justice League” na tym tle wyszedł zbyt asekuracyjnie. Dostarcza rozrywki, zabawnych elementów nie brakuje i kilka z nich jest naprawdę bardzo dobrych, ale zbyt mało. Kilka scen robi wrażenie, ale nie mamy tu czegoś na miarę chociażby sceny w magazynie z „Batman v Superman: Dawn of Justice”. Najnowsza produkcja z bohaterami DC Comics nie jest filmem idealnym, ale mimo swoich wad nie sposób nie nie zaliczyć seansu filmu Zacka Snydera do udanych.
Trwająca niespełna 120 minut produkcja od razu wrzuca widza w wir akcji. Niestety już na podstawie tylko zwiastunów czy klipach widać, że kilka scen nie zostało wykorzystanych jedne z nich to drobne ujęcia, ale kilka to fragmenty, które od samego początku intrygowały fanów. Efekty specjalne charakterystyczne dla Snydera nie są fotorealistyczne i najlepiej wyglądają w gruncie rzeczy te nieliczne sceny kręcone w autentycznych plenerach. Kolorystyka finałowego starcia też nie porywa, ale na tle całego filmu jest to tylko jeden z fragmentów. Bohaterowie dopiero uczą się co to znaczy działać jako jedna drużyna i zamierzają bardziej zacieśnić tę współpracę, a nie rozjechać się każdy w swoją stronę.
Osobiście nie jestem specjalnych zwolennikiem, gdy ziemscy bohaterowie muszą walczyć z kimś z innego świata. Jednak, oglądanie bohaterów w akcji sprawia sporą przyjemność. Być może w ewentualnej kontynuacji pokazane zostanie bardziej przyziemne zagrożenie.
Koniecznie zostańcie do końca napisów podczas których są dwie dodatkowe sceny. Pierwsza z nich to stanowi humorystyczne pytanie jednej z kwestii, która od zawsze intryguje fanów druga komiksów, a druga na po napisach to powrót pewnej postaci i nie tylko.
Film Zacka Snydera ma swoje wady, ale też zalety oraz kilka smaczków, w tym obecność pewnej postaci na polu dawnej bitwy. Najważniejsze, że mimo wszystko seans upływa przyjemnie nie nużąc i dostarczając rozrywki, a końcówka sprawia, że te pozytywne wibracje pozostają na długo po wyjściu z kina.
„Justice League” wyświetlany jest w również w kinach IMAX 3D. Aspect ratio obrazu pozwala na wypełnienie całego wielkiego ekranu i chociaż film nie był kręcony przy użyciu kamer IMAX to jednak robi to wrażenie. Efekty 3D są sporadyczne ale też nie rozpraszają. W odróżnieniu od chociażby „Suicide Squad” nie mamy jednak żadnej specjalnej wersji sekwencji odliczającej. Nie mniej jednak nawet w 3D warto obejrzeć film Snydera w IMAX.