BATMAN AND HARLEY QUINN (USA, 2017)

TYTUŁ POLSKI:
GATUNEK: Animacja
CZAS PROJEKCJI:
REŻYSERIA: Sam Liu
SCENARIUSZ: Bruce Timm i Jim Krieg
MUZYKA:
PRODUCENCI:
PRODUCENCI WYKONAWCZY: Bruce Timm, Sam Register
STUDIO: Warner Bros. Animation DC Entertainment
PREMIERA DVD/BLU-RAY: 29 sierpnia 2017 (USA)

Poison Ivy i Jason Woodrue (a.k.a. The Floronic Man) rozpoczynają ekologiczną misję, której celem jest uratowanie świata, a niestety przy okazji eliminują większość ludzkości. Aby ocalić ludzkość, Batman i Nightwing zmuszeni są zlecić Harley Quinn złapanie Poison Ivy, najlepszą przyjaciółkę Harley i częstą wspólniczkę w przestępstwach. Jednak cierpliwość Batmana wystawiona jest na ciężką próbę przez nieprzewidywalną i nie godną zaufania Harley podczas wyboistej podróży. Zaowocuje to ekscytującą mieszanką akcji, przygody i humoru, której żaden fan Batmana wcześniej nie widział.

W rolę Batmana ponownie wcieli się Kevin Conroy, zaś swój wielki powrót do postaci Nightwinga zaliczy Loren Lester, który podkładał głos Dickowi Graysonowi m.in. w „Batman: The Animated Series”, czy „The New Baman Adventures”. Nową osobą na pokładzie jest Melissa Rauch znana z serialu „The Big Bang Theory” („Teoria wielkiego podrywu”), gdzie występuje jako Bernadette. W nowej animacji DC Comics użyczy swojego głosu Harley Quinn.

W animacji wystąpią także Paget Brewster jako Poison Ivy, Kevin Michael Richardson jako Jason Woodrue, John DiMaggio jako Swamp Thing oraz Eric Bauza, Rob Paulsen, Robin Atkin Downes, Mindy Sterling i Trevor Devall.

Napisanie recenzji „Batman & Harley Quinn” jest niezwykle trudne. Bo jak tu sprawiedliwie ocenić film, w którym każda świadoma decyzja twórców, zwyczajnie nie działa. Rozumiem zamysł tego filmu, rozumiem też ogólną charakterystykę postaci Harley Quinn… ale nie potrafię się na tym dobrze bawić.

Nie ukrywam, że nigdy miłośnikiem asystentki Jokera nie byłem. To tak jakby do świata Mrocznego Rycerza wrzucić Królika Bugsa. Oddzielnie uwielbiam jedno i drugie, ale razem jest to mieszanka, która do siebie nie pasuje, niczym czekolada i stek wołowy. Oddzielnie pyszne, ale razem nie powinno się tego podawać. Nie piszę tego, aby przedstawić moją niechęć do samej idei projektu, bo wcale tak nie było, ale dlatego, że będzie to istotne w dalszej części recenzji.

Moja otwartość na ten film, była taka jak zawsze, czyli jak najbardziej chciałem dać mu szansę. Ba, nawet widziałem potencjał na dobrą komedię. Bo gdyby zrobiono film na zasadzie Batmana 66, z przymrużeniem oka, to mogłoby to mieć ręce i nogi. No i rzeczywiście, jest to komedia… ale znacznie niższych lotów i znacznie mniej spójna.

Sam pomysł na film był zapewne taki: “Co by było gdyby Harley Quinn napisała odcinek Batman The Animated Series?” Bo struktura, ton i charakterystyka postaci jest tak chaotyczna jak sama była psychiatryczka. Mamy strasznie dużo podtekstów seksualnych, aby trafić do TEJ grupy docelowej Harley. Mamy również infantylny humor na dosłownym poziomie puszczania bąków (i takie żarty mogą śmieszyć… ale niestety nie tutaj). Mamy fatalnie rozpisane postacie, z Harley i Nightwingiem na czele, ale Batman czy Poison Ivy nie zostają daleko w tyle.

Harley pracuje jako kelnerka w taniej restauracji, gdzie kelnerki są “seksownymi cosplayerkami”. Jest kobietą pracującą w spelunie, sypiając z mężczyznami zaraz po ich poznaniu, ale oczywiście jest też niezależną damą. Cała geneza serialowa Harley i jedyna rzecz, która była w niej ciekawa, czyli toksyczny związek z Jokerem już nie istnieje. Teraz mamy film, w którym chce się odkupić za swoje zbrodnie (które zważywszy, że pomagała Jokerowi, mogły być nie do wybaczenia) i wrócić do społeczeństwa. Na papierze niby brzmi ciekawie, ale w filmie jest wiele “żartobliwych” chwil kiedy jej to nie wychodzi, które nie są ani trochę śmieszne.

Nightwing natomiast jest w tym filmie tylko po to, aby być personifikacją widowni. Grayson np. nie rozumie, że osoba wcześniej skazana i zamknięta w zakładzie psychiatrycznym, straciłaby swoją licencję medyczną – i jest po to, aby Harley wytłumaczyła to nam. Poza tym jest całkowicie niekompetentny, ale to już norma dla tej postaci. Natomiast Batman jest jak zwykle sobą, czyli cichym ponurakiem. Miał być kimś na wzór Colossusa z „Deadpoola”, czyli jedyną poważną postacią w filmie, która tworzyłaby dobry balans dla zwariowanej głównej postaci. I podobnie jak tamten mutant, Batman nie spełnia żadnej innej roli w filmie. Równie dobrze mogłoby go nie być, bo przez cały film nic się w nim nie zmienia, nie ma żadnej osi fabularnej, rozwoju bądź czegokolwiek w tym stylu. O Poison Ivy nawet nie chce się pisać. Na samym początku nagle chce zniszczyć ludzkość bo “globalne ocieplenie niszczy planetę”, a potem… już nie będę pisał. Postać ta dodaje trochę potrzebnego przesłania w tym filmie, tak aby przynajmniej coś można było docenić, ale jest to tak słabo zrobione i praktycznie nie poruszone w filmie jakie efekty ludzkość ma na świat bohaterów, że piszę o tym tylko dlatego, żeby znaleźć jakieś plusy.

Poza tym, film posiada kilka fajnych odniesień do oryginalnej serii Bruce’a Timma, takich jak bar złoczyńców, gdzie człowiek poznaje wielu zbirów z różnych odcinków. Czy też sam Bruce Timm jako Booster Gold, ale ja już mam dość takich odniesień w marnych filmach. Na takie oczka trzeba sobie zasłużyć w dobrych produkcjach, a nie traktować je jako tani chwyt, aby przymilić się do fanów.

Ten film nie jest dobry, nie jest nawet średni. Czy jest profanacją Batmana. Nie, bo był przecież pisany i produkowany pod kątem komediowym… problem polega na tym, że ta komedia jest całkowicie nieśmieszna. Ale może ktoś z zupełnie innym poczuciem humoru doceni go bardziej niż ja.

Ocena: 2 nietoperki

Recenzował: LelekPL




na platformie Max i w HBO
 


na Max

Kalendarium

Sonda

Najlepszy komiks z Batmanem wydany przez Egmont w 2024 roku?

Zobacz wyniki