Joker ucieka z Azylu Arkham i porywa małego chłopca, mordując przy okazji jego rodziców. To wydarzenie przypomina Batmanowi o przeżytej w dzieciństwie tragedii. By uratować dziecko i złapać Jokera będzie musiał zagłębić się w przestępczy półświatek Gotham i stawić czoła takim kryminalistom jak Zsasz czy Scarface. Mszcząc się na wszystkich, którzy staną mu na drodze, Batman na końcu zostaje zmuszony przyjrzeć się swojej własnej psychice i pogodzić się z konsekwencjami przyjętych w życiu zasad.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, światło dzienne ujrzało najnowsze dziecko najbardziej zasłużonej grupy filmowej na scenie fanowskich filmów o Batmanie. Bat in the Sun, bo o niej tu mowa, to zespół filmówców, odpowiedzialnych przede wszystkim za sławny już
Patient J, a także kilka innych obrazów z bat-uniwersum, takich jak
Batman: Legends czy
Dark Justice. Ich ostatnie dzieło jest jednak bez wątpienia najambitniejszym i najtrudniejszym w realizacji projektem, jakiego kiedykolwiek się podjęli.
Sama fabuła
City of Scars prezentuje się bardzo okazale. Co prawda mówienie o przedstawieniu dogłębnej analizy psychologicznej którejkolwiek z postaci to lekka przesada, aczkolwiek mimo tego, same wydarzenia prezentują się niczym z dobrego numeru
Detective Comics. Wszystko zaczyna się od ucieczki Jokera z Arkham, a później już jest tylko szalona przejażdżka z Batmanem po mieście pełnym brudów. Co najlepsze, nie ma ona miejsca tylko w ciemnych zaułkach, z dala od ludzi, lecz w wielu zatłoczonych lokacjach, takich jak nocny klub czy wesołe miasteczko. Nie zabrakło również statystów, którzy sprawiają, że opowiadana historia nabierze potrzebnej wiarygodności, a akcja właściwego tempa. W filmie pojawi się sporo znanych postaci z uniwersum DC, takich jak Black Cannary czy Zsasz, niestety niektórzy z nich mają jedynie epizodyczne role i praktycznie nie wpływają znacząco na fabułę.
Tak naprawdę to klasyczny już pojedynek między Jokerem a Batmanem, dwoma odwiecznymi wrogami. Nie zabrakło odwołań do nieśmiertelnej genezy narodzin Obrońcy Gotham i nieuniknionych porównań w sytuacji, gdy kolejnemu chłopcu giną rodzice z rąk szaleńca.
Nie ulega wątpliwości, że
City of Scars to fan-film zrobiony z największym rozmachem w całej historii niezależnych, amatorskich bat-produkcji. Tyle walk, scen w różnych lokacjach, w tym w samym Arkham, które prezentuje się bardzo okazale, jeszcze w żadnej innej tego typu produkcji nie było. Wobec czego trochę szkoda, że nie wykorzystano lepiej dostępnych środków. Fabuła zła nie jest, ale oryginalnością nie grzeszy. W dodatku zakończenie lekko rozczarowuje uproszczeniami i naiwnością. Także sama warstwa psychologiczna, którą twórcy chwalą się chociażby w oficjalnym opisie filmu, to jedynie dwa przydługie i niezbyt interesujące monologii Batmana, będące swoistym prologiem i epilogiem. Całe szczęście, że podczas filmu widzowi nie towarzyszy żaden głos narratora, mówiący o tym, co się dzieje na ekranie, tak jak to miało miejsce chociażby w europejskim
Ashes to Ashes.
Nie ma co ukrywać, że siłą
Bliznowatego Miasta nie jest warstwa fabularna, lecz techniczna. W tej kwestii twórcy naprawdę się postarali. Zaprojektowali nawet własne logo Batmana, które wygląda bardzo dobrze. Profesjonalnie pokazali też liczne walki wręcz, co po części jest zasługą płynnego i dynamicznego montazu. Oprócz tego wielką zaletą są również zdjęcia Gotham, ciemnego, deszczowego i mrocznego. Technicznie film stoi conajmniej na poziomie sławnej etiudy
Dead End w reżyserii Sandy'ego Collory. Być może gdzie niegdzie można było popracować trochę jeszcze nad korekcją kolorów, jednakże kostiumy i wygląd głównych bohaterów to po prostu czysta perfekcja. Charakteryzacja Jokera czy Batmana została świetnie wykonana. To samo można powiedzieć też o kreacjach aktorskich osób wcielających się w wymienione wyżej postacie. Co prawda aktor grający Jokera może ma i słabsze momenty, lecz sceny przy lustrze i jedzenia lodów bardzo zapadają w pamięć. Na dodatek, również na drugim planie pozytywnie wyróżnia się odtwórczyni szalonej Harley Quinn, która powinna dostać zdecydowanie poważniejszą rolę. Chociaż podobne słowa można powiedzieć o każdej kobiecej roli w tym filmie.
City of Scars to bez wątpienia mocna, brutalna męska historia, gdzie płeć piękna służy głównie za efektowne tło, co zresztą cudnie jej wychodzi.
Nie chcę w żaden sposób umniejszać wysiłku i zasług twórców, lecz ich film kamieniem milowym nawet w swojej kategorii nie jest. Nie zmienia to w żaden sposób faktu, że pół godziny spędzone przy tej produkcji to świetna rozrywka. Wielkie brawa należą się za ambicje stworzenia czegoś więcej niż tylko kolejnego zwiastunu fikcyjnej produkcji, za wykreowanie wspaniałego świata, przesiąkniętego niesamowitym, mrocznym klimatem komiksów o Batmanie i za bardzo dobre ukazanie dwóch najważniejszych postaci w bat-uniwersum, czyli Zamaskowanego Mściciela i Jokera. Przy tych zaletach drobne braki i uproszczenia fabularne stają się mało istotne. Dla miłośników Batmana, fanów kina niezależego, a nawet wielbicieli dobrej sensacji jest to pozycja obowiązkowa.
Ocena: 4,5 nietoperka
Poprzednia Strona